Aktualności

BiegamBoLubię – podsumowanie (8)

Siłowa karuzela Kiedy mówimy, że coś jest ciężkie, w głowie wizualizuje się obraz olbrzymiego ciężaru, sztangi lub jakiegoś żelastwa. Tymczasem uczestnicy zajęć BBL zetknęli się z treningiem siłowym z pozoru wyglądającym na łatwy, lekki i przyjemny. Pozory jednak często mylą. Co to były za zmagania? Sprawdźcie sami! Tematem minionego tygodnia były tzw. obwody siłowe. Można to porównać troszkę do tytułowej karuzeli. Każdy zajmuje swoje miejsce, ćwiczy a potem karuzela się obraca, lecz zabawa trwa dalej, po prostu zmieniamy miejsca, aż wszyscy uczestnicy wykonają jeden pełny obrót, czyli wrócą do ćwiczenia wykonywanego na początku. W różnych miastach, miasteczkach i wioseczkach wyglądało to nieco inaczej – jednak temat przewodni był taki sam. My postanowiliśmy w pierwszej kolejności odwiedzić Łomże, gdyż trener Damian Kwiatkowski przygotował fantastyczną rozpiskę-ściągawkę dla tych, którzy chcieliby powtórzyć ten trening indywidualnie. – Na początek wystarczą chęci, a reszta to tylko kwestia czasu! Ale do rzeczy. Środowy trening BBL Łomża rozpoczął się od 10 minutowego truchtu oraz rozgrzewki w biegu o podobnym czasie trwania. Następnie przeszliśmy do części głównej zajęć. Z racji tego, iż nasze treningi odbywają się stosunkowo późno, a komary i inne robaczki o tej porze w szczególności dają o sobie znać, ćwiczenia były przeprowadzone głównie w pozycji stojącej. Uczestnicy zajęć mieli za zadanie wykonać 2 serie tabaty w rytmie (25/25 s —> 25 sekund “pracy” i tyle samo odpoczynku), a każda seria składała się z 5 elementów: 1) W pozycji stojącej dynamiczne skręty tułowia z naprzemianstronną pracą ramion i nóg tzw. “łokieć – kolano” 2) Skip A 3) W pozycji stojącej skręty tułowia z ramionami zgiętymi w stawach łokciowych na wysokości klatki piersiowej i złączonymi nogami 4) podpór przodem (“pompki” damskie i męskie) 5) przysiady z jednoczesną pracą ramion w przód. Po każdej serii miała miejsce 1 minutowa przerwa. Na koniec uczestnicy BBL Łomża wykonali pięć 60-metrowych przebieżek. Całość treningu zamknęły ćwiczenia rozciągające w miejscu. Jak to napisał trener Damian – wystarczy chcieć. Wtedy nawet komary nie przeszkadzają. „Będzie bolało” Teraz czas na Barlinek. Gdzie uczestnicy zajęć przekonali się, czym są mikrourazy mięśniowe, często potocznie mylnie określanymi mianem zakwasów. Otóż zakwasy występują już w trakcie i utrzymują się krótko po bardzo intensywnym wysiłku/biegu np. w trakcie 400-metrowego sprintu. Uczucie ciężkości nóg i spory ból towarzyszy przez kilka, maksymalnie kilkanaście minut. Później wydzielający się na skutek niedotlenienia mięśni kwas mlekowy zostaje usuwany. Natomiast to, co boli następnego dnia – to właśnie mikrourazy mięśniowe, czyli niewielkie naderwania włókien, które dokonały się podczas np. treningu siłowego. Tego właśnie doznali mieszkańcy Barlinka. – Trening obwodowy, czyli nie było lekko, ale za to wesoło. Jeden wniosek się nasunął, aby częściej takie jednostki treningowe wykonywać i oczywiście w grupie! Najlepszym podsumowaniem zajęć to stwierdzenie, że „jutro będzie bolało”. Ale oczywiście było warto – napisał nam Piotr Dzięcioł. Wyjątkowy gość Naszą ostatnią stacją obwodową będzie Lublin. Tam uczestnicy zajęć BBL mieli okazję poćwiczyć z osobą, która wielokrotnie musiała wykonywać ćwiczenia siłowe, aby dojść do tak wybitnego poziomu sportowego. O kim mowa? Czas na krótką relację trener Urszuli Jaros. – Wykonaliśmy różne ćwiczenia z wykorzystaniem piłek lekarskich, także rzuty. Na naszych zajęciach gościł Leszek Dunecki, srebrny medalista Igrzysk Olimpijskich w Moskwie w sztafecie 4×100 metrów, do którego długo należał także rekord Polski na dystansie 200 metrów. Leszek specjalnie dla nas poprowadził rozgrzewkę z uczestnikami – opisała Pani trener. A my w imieniu wszystkich serdecznie dziękujemy i zapraszamy częściej na zajęcia zarówno byłych znakomitych sportowców, jak i Was drodzy amatorzy. Do zobaczenia za tydzień! Autor: Maciej Żukiewicz, trener BiegamBoLubię Ożarów Mazowiecki

BiegamBoLubię – podsumowanie (8)

TrenujęBoLubię – Mała Zabawa Biegowa (14)

Mała Zabawa Biegowa Kolejny tydzień zajęć przed nami. Po obwodach stacyjnych czas nieco przyspieszyć i trochę więcej pobiegać. Z pomocą przychodzi nam Mała Zabawa Biegowa. Na pierwszy rzut oka niepozorna jednostka treningowa, która jednak potrafi nieźle zmęczyć.   Tradycyjną formą realizacji tego typu treningu są „minutówki” o różnej długości oraz w różnych wariantach przeprowadzania. M.Z.B. można realizować w formie zwykłych powtórzeń np. 6×1’, 3×2’, 10×30” lub 3×8’. Oczywiście pomiędzy powtórzeniami występuje przerwa, której długość dostosowana jest do głównego celu treningu. A propos celu treningu. Podczas tej jednostki treningowej możemy kształtować wytrzymałość ogólną lub ukierunkowaną lub szybkość. Czas trwania odcinków oraz przerwy wypoczynkowej dobieramy w zależności od tego, jaką zdolność motoryczną chcemy poprawić. Bardzo ciekawą formą realizacji Małej Zabawy Biegowej jest tzw. piramida. Przykładem takiej formy realizacji może być schemat 1’-2’-3’-4’-3’-2’-1’ na jednakowej przerwie wypoczynkowej. Podczas M.Z.B. możemy na bieżąco sterować treningiem, ponieważ to od naszego poziomu zmęczenia zależy jaki dystans pokonamy w trakcie kolejnego powtórzenia. Zajęcia w tym tygodniu będą miały zatem dość dynamiczny przebieg. Nasi trenerzy przygotują dla Was odpowiedni wariant Małej Zabawy Biegowej dostosowany do Waszych możliwości. W tym celu zostaniecie podzieleni na grupy dobrane pod względem poziomu zaawansowania. Każda grupa będzie miała nieco inne wyzwanie. Biegacze początkujący skupią się na przebiegnięciu bez zatrzymania danego powtórzenia, a ich przerwa wykonywana będzie w marszu. W przypadku biegaczy bardziej zaawansowanych trenerzy dostosują poziom intensywności poszczególnych powtórzeń, a w trakcie przerwy wypoczynkowej będziecie wykonywać trucht. Bardzo istotne, aby zajęcia zakończyło tzw. schłodzenie, czyli spokojny bieg oraz krótka seria ćwiczeń rozluźniających i rozciągających. Do zobaczenia na zajęciach! Autor: Sebastian Wierzbicki, trener BiegamBoLubię Gorzów Wielkopolski

TrenujęBoLubię – Mała Zabawa Biegowa (14)

BiegamBoLubię – podsumowanie (7)

BiegamBoLubię: w pogoni za Boltem i Woroninem Za nami wyjątkowy, przedwakacyjny tydzień akcji BBL. Amatorzy biegania mogli poczuć wiatr we włosach i spróbować swoich sił w sprincie. Przeprowadziliśmy ogólnopolski test na 100 metrów! Zanim przejedziemy do relacji, przedstawimy Wam garść interesujących statystyk. Zacznijmy od rekordów świata mężczyzn i kobiet. Usain Bolt (Jamajka) – 9,58 sek. wiatr +0,9 m/s (maksymalny dozwolony to +2,0 m/s) Florence Griffith-Joyner (USA) – 10,49 sek. wiatr – 0,0 m/s (rekordowi towarzyszą kontrowersje, gdyż w tym samy czasie na rozbiegu do skoczni w dal zanotowano wiatr aż 4 metry na sekundę, a miernik na bieżni nie wskazywał wiatru) Rekordy Europy Francis Obikwelu (Portugalia) Jimmy Vicaut (Francja) – 9,86 sek. Christine Arron (Francja) – 10,73 sek. Rekordy Polski Marian Woronin – 10,00 sek. (wiatr +2,0 m/s) Ewa Kasprzyk – 10,93 sek. (wiatr +1,8 m/s) Powyżej suche statystyki, czy robią wrażenie? Trudno uzmysłowić sobie jakie to prędkości, dopóki samemu się nie spróbuje. Zdecydowana większość amatorów byłaby w momencie przekraczania mety przez mistrzów na około 60. metrze dystansu, a to i tak byłby naprawdę solidny rezultat. Właśnie, dlatego uczestnicy zajęć BBL postanowili sprawdzić jak wypadliby w starciu z taką prędkością – czy dostaliby mandat przebiegając obok radaru? Sprawdźmy jak bawiliście się na stadionach! Na początek zaglądamy do Słupska, gdzie test przeprowadzał były sprinter i wciąż aktualny rekordzista kraju na 400 metrów, Tomasz Czubak. – Część osób potraktowało test z przymrużeniem oka, ale część podeszła bardzo poważnie. Po rozgrzewce ukierunkowanej pod szybkie bieganie mogliśmy rozpocząć testy na setkę. A że w Słupsku podeszliśmy profesjonalnie do biegania to i pomiar czasu na światowym poziomie. Pomiar był elektroniczny, uczestnicy niczym na imprezach mistrzowskich byli puszczani w seriach 4 osobowych. Strzał startera rozpoczynał bieg, a na mecie pomiar z fotofiniszu. Zwycięzca widział swój czas na tablicy elektronicznej. Po skończonych sprintach rozdaliśmy dyplomy oraz nagrody najszybszym uczestnikom – podsumował trener Tomasz. Teraz czas na Lębork, bo tam na bieżni panowała wyjątkowa atmosfera a w powietrzu unosił się duch sportowej rywalizacji. Biegacze kipieli od adrenaliny a zaowocowało to naprawdę świetnymi rezultatami. – Pogoda idealna do sprintu. Jak się okazało bieg na 100 m przyciągnął na trening dużo młodych biegaczy. Widać było chęć pobicia własnego rekordu. Przy tym panowała zdrowa, sportowa atmosfera. Byli również i tacy, co po prostu chcieli przebiec to 100m i poczuć trochę sportowej adrenaliny. Najlepszy wynik osiągnął Karol Młyński – 13.44 i Oliwia Gołębowicz – 13.68 – napisała nam trenerka Aleksandra Mazur. Na koniec przenosimy się do Mikołowa, gdzie zarówno frekwencja jak i atmosfera były podczas testu fantastyczne. Trener Piotr Wajda napisał cudowną relację, dlatego sprintem… oddajemy mu głos. – Oj działo się, działo! Choć do 9,58 s. całkiem sporo nam brakowało, to i tak zabawa była przednia. Uczestnicy zajęć przypomnieli sobie, co to szybkość! Choć starty z bloków startowych to trudny element techniczny, choć były to “zawody” i każdy obserwował, to jednak wszyscy wystartowali! Dla nas najważniejsza jest dobra zabawa, nikt nikogo nie ocenia – każdy robi to dla siebie. Jak Bogusia wspomniała: ostatni raz startowała z bloków startowych w podstawówce ;). Nasze zajęcia to nie tylko aktywność fizyczna, ćwiczenia sportowe. To przede wszystkim spotkania ze świetnymi ludźmi. To także dyskusje, te małe i duże. Jednak, co najważniejsze – przebiegają w świetnej i kulturalnej atmosferze. Jeden z naszych biegowych przyjaciół, kiedy tylko przyjeżdża do Polski, zawsze nas odwiedza. Cieszy fakt, że BBL wielu z Was tak dobrze się kojarzy:) Najszybszymi okazali się Mateusz (13, 48 s.) oraz Marzena (15, 58s.) . Pośród wszystkich biegaczy rozdaliśmy kilka miłych podarunków od sponsorów. Bardzo Wam dziękujemy za wspólne chwile i do zobaczenia za tydzień!   Takie relacje i emocje dają nam jeszcze więcej motywacji do treningów z Wami. Podpisujemy się pod słowami trenera Piotra! Dziękujemy Wam i do następnego spotkania! Autor: Maciej Żukiewicz, trener BiegamBoLubię Ożarów Mazowiecki

BiegamBoLubię – podsumowanie (7)

Informacje

Jabłko jak medal – SportGeneracja uczy dobrze jeść

Jabłka, gruszki, mandarynki – okrągłe, pachnące, pełne witamin, minerałów, zdrowych cukrów i wody – czekają na młodych sportowców na mecie biegu masowego Waterrr Run, głównego punktu programu SportGeneracji. Tak samo jest na na mecie sprintów, biegów przez płotki, sztafet a także po zakończeniu rzutów piłeczką palantową. Na SportGeneracji nikt nie pozostanie głodny – bo, że głodny będzie, to mamy jak w banku. Aktywność i zabawa na świeżym powietrzu w otoczeniu tłumu rówieśników to pewny przepis na wilczy apetyt. U nas dzieciaki mogą zaspokoić głód w zdrowy, najlepszy dla siebie sposób. Idea SportGeneracji – serii imprez organizowanych przez fundację Wychowanie przez Sport – to wpajanie ludziom zdrowych nawyków od najmłodszych lat. Zawody sportowe, na których 10-12-latki łączą zabawę z rywalizacją lekkoatletyczną uczą je czerpać przyjemność z aktywności fizycznej. Pokazują, jak wielkie korzyści może dawać sport, nie tylko ten uprawiany wyczynowo. Czasem bardziej od wyniku czy medalu liczy się sama radość z uczestnictwa i przyjemne zmęczenie. Aktywne dziecko, to prawie zawsze dziecko zdrowsze, szczęśliwsze i z optymizmem patrzące w przyszłość. Ale aktywne dziecko, to też na ogół dziecko głodne. – Jako SportGeneracja staramy się ideę zdrowego stylu życia traktować całościowo, a przecież nie ma mowy o zdrowiu bez zdrowego odżywiania. Po biegu wręczamy dzieciom owoce, bo nie ma na świecie produktów, które w lepszy sposób zaspokajałyby jednocześnie głód i pragnienie. Żaden sponsor ze swoim najgenialniejszym produktem nie wygra tu z naturą. Owoce są superwartościowe i każdy je lubi. A w każdym razie każdy powinien. To chcemy pokazać – mówi Paweł Januszewski z fundacji Wychowanie przez Sport, pomysłodawca i organizator SportGeneracji. Gwałtowna potrzeba wyrównania deficytu energetycznego, jaka często powstaje przy wysiłku fizycznym mogłaby popychać dzieci do sięgania po chipsy, batony, czy wysokosłodzone napoje. Ale SportGeneracja wypowiada wojnę tak zwanemu śmieciowemu jedzenie, pełnemu cukru, soli, niezdrowych tłuszczów trans i chemicznych dodatków, za to zupełnie pozbawionemu witamin, mikroelementów czy błonnika pokarmowego. Właśnie tym charakteryzuje się większość dostępnych w sprzedaży przekąsek. Niestety, mają to do siebie, że wygodnie je mieć pod ręką i najłatwiej po nie sięgnąć, kiedy nie ma warunków na normalny posiłek – w szkole, na wycieczce, czy właśnie na zawodach. Rozdając jabłka i gruszki w trakcie SportGeneracji pokazujemy, że łączenie zdrowia i wygody jest możliwe i wcale nie musi być trudne. Uzupełnianie płynów jest niezwykle istotne przy długotrwałym wysiłku, dlatego na mecie Waterrr Run, najdłuższego biegu SportGeneracji, każdy uczestnik dostaje butelkę Kubuś Waterrr od naszego partnera Grupy Maspex Wadowice. To napój w smakach, które dzieci uwielbiają, słodzony cukrem trzcinowym, ale nie przesadnie słodki – jego wartość energetyczna to ok. 20 kcal w 100 ml (połowa tego, co coca-cola). Warto podkreślić, że Waterrr nie zawiera żadnych chemicznych środków konserwujących, co czyni go unikalnym produktem na polskim rynku wód smakowych. To napój, który z czystym sumieniem możemy polecić młodym sportowcom.

Jabłko jak medal – SportGeneracja uczy dobrze jeść

Zwycięski zając i inne jesienne historie

Mamy już jesień, ale wśród BbL-owiczów nie ma jasności – złotą, czy słotną? W ostatnią sobotę podczas naszych zajęć uformowały się dwa fronty. Gdańsk, Toruń i inne północne miasta cieszyły się słońcem, podczas gdy szeroko pojęta południowa Polska (Kraków, Bielsko-Biała nawet Radom) uciekała przed deszczem. Uciekała oczywiście biegiem. Jednak nawet tam, gdzie nie padało dała się zauważyć pewna nerwowość i pośpiech – trenerzy dwoją się i troją, aby wycisnąć co się da z ostatnich w miarę pogodnych dni. Przy okazji sporo wyciskają też ze swoich biegaczy. I pomyśleć, że wszyscy przychodzą na zajęcia dobrowolnie, a nawet całkiem chętnie… – Wykorzystaliśmy ostatnie dni ciepła, bez mrozu i biegaliśmy szybkie 400-metrówki, z czasem na odpoczynek takim jak czas biegu, lub o 30 sekund dłuższym dla osób mniej zaawansowanych – relacjonuje trenerka Katarzyna Jędrzejewska z Opola. Ponieważ stadion stał się chwilowo terenem podmokłym, na rozciąganie i ćwiczenia rotacyjne z jogi grupa przeniosła się pod dach. – Mimo wyczerpującego, szybkiego biegania, po ćwiczeniach jogi każdy czuł się zrelaksowany, a mięśnie i ścięgna były mniej napięte. Trenerzy Katarzyna Tomczak i Jacek Ksiąszkiewicz postanowili na maksa wykorzystać słoneczny poranek, jak nam napisali: – Najpierw był teścik na 800 metrów, potem podzieliliśmy się na grupki: jedni ćwiczyli techniki oddechowe i relaksacyjne, drudzy ćwiczyli na dyskach do balansowania i ćwiczeń wzmacniających stopy, jeszcze inni skakali na skakankach bokserskich. Każdy mógł spróbować wszystkiego. Na koniec połączyliśmy się znowu w jedną grupę, by popracować nad koordynacją, która jest konikiem poznańskich trenerów. W Gdańsku, jak już pisaliśmy, słonecznie. – Aż się chciało ćwiczyć, popracowaliśmy więc ostro nad siłą biegową i mięśniami utrzymującymi piękną sylwetkę podczas ruchu. Panowie dostali trochę ćwiczeń typu „padnij-powstań” i jak zwykle każdy cieszył się, że na stadionie mamy dużo schodów – informował trener Jakub Popławski, który prowadzi zajęcia na stadionie PGE Arena (a raczej wokół niego). Siła biegowa mocno zaprzątała też uwagę naszych biegaczy w Bolesławcu, Głogowie, Szczecinie i Piotrkowie Trybunalskim oraz w Mikołajkach. W tym mazurskim mieście trenerzy Jacek Kiśluk i Wojciech Brodowski przeprowadzili zajęcia pod hasłem: trenujemy siłę, żeby biegać szybciej! – Każdy biegacz musiał wykonywać ćwiczenia siłowe, które dla konkretnych partii mięśni są trudne, ale tak dobrane, aby mógł je powtórzyć wielokrotnie. Chodziło o to, żeby każdy zrozumiał jakie mięśnie ćwiczy i po co to robi – opisywali trenerzy. Brzmi jak wyrafinowana tortura? Trenerzy zapewniają, że było super. Mieszankę treningu siłowego z szybkościowym zaserwowała swoim podopiecznym trenerka Weronika Machowska z Wrocławia. – Ze względu na wystawę psów odbywającą się na Stadionie Olimpijskim byliśmy zmuszeni udać się w teren. Biegaliśmy po okolicznym lasku i górce, ćwiczyliśmy parami i grupowo. Bo w grupie siła! Gdy biegacze musieli tańczyć kankana z ich twarzy nie schodził uśmiech – zapewniała trenerka obiecując kolejne zajęcia pełne wrażeń już za tydzień. W Buku stadion też był niedostępny, ale tym razem psy nie okazały się winowajcą, ale rozwiązaniem tej sytuacji. Wzięły biegaczy na długi, biegowy spacer. A właściwie to biegacze wzięli na spacer psy z bukowskiego schroniska w ramach akcji „Bieg na 6 łap”, jak informują trenerzy Tomasz Giełda i Piotr Rusin. Bardzo pochwalamy tę inicjatywę. W nagrodę bukowscy biegacze już wkrótce będą się cieszyć nowiutką syntetyczną nawierzchnią na stadionie (właśnie się remontuje). Mamy nadzieję, że na nowym tartanie nie zapomną o pieskach. W Brzegu i w Wydminach tematem zajęć była sztafeta. – Pracowaliśmy nad krokiem biegowym oraz zmianami sztafetowymi. Zaczęliśmy w ten sposób przygotowania do przyszłorocznej próby przebiegnięcia 10 km w czasie poniżej rekordu świata w sztafecie na odcinkach 200 metrów – napisali nam trenerzy Roman Zok i Łukasz Pańkowski z Brzegu. W Wydminach o podobnych planach nic nie wiadomo, sztafeta pojawiła się w ramach zabawy. – Na początek były krótkie odcinki 30-40 metrów, żeby przypomnieć sposób przekazywania pałeczki i poćwiczyć moment rozpędzania się. Tak, by nie ruszyć z miejsca, zanim poprzednik nas dopadnie. Następnie biegaliśmy na całym okrążeniu, które na naszym nietypowym wydmińskim stadionie mierzy 365 metrów. Nawet wdarło się trochę rywalizacji – napisali nam trenerzy Bartek Osior i Beata Pokrzywińska-Osior, którzy nazajutrz kibicowali trójce swoich podopiecznych w Maratonie Warszawskim. Wydminy reprezentowała wózkarka Kasia Zubowicz, Sylwek i debiutujący na tym dystansie sołtys Leszek. Brawo! Startów, jak to jesienią, było więcej. W Mikołowie odbyło się święto biegania, które razem z MOSiR-em przygotowali między innymi nasi trenerzy, Anna Bonk i Piotr Wajda. – Już o 9.00 na stadionie odbyły się biegi dla najmłodszych, wystartowało 70 dzieciaków. 10.40 to czas na rozgrzewkę przed XII Biegiem Mikołowskim. Pod szyldem BbL Mikołów wystartowało aż 37 zawodników. Najstarszy w całym biegu był pan Edward Mucha, nasz 86-letni przyjaciel, który co tydzień stara się uczęszczać na zajęcia – relacjonowali dumni trenerzy. Gratulujemy wszystkim. BbL-owicze z Kielc wybrali się na zawody do Chęcin. – Wokół wzgórza zamkowego przygotowano tam dwie trasy, 3 oraz 10-kilometrową. Po solidnej rozgrzewce oraz przekazaniu wskazówek taktycznych, nasi podopieczni ruszyli z zaciętością na trasę – napisali nam trenerzy Piotr Rodzik i Sabina Jarząbek. Trenerka Sabina wzięła na siebie rolę zająca i… wygrała oba biegi. Zwycięstwo było dla niej, ale medal i talerz gorącego żurku – dla każdego. Zaraz, zaraz, czy zające lubią żurek? Cała ekipa BbL z Barlinka wystartowała w XXXV Jesiennych Biegach Leśnych im. Jana Dobaczewskiego, jak donoszą trenerzy Monika Płaczek i Tomasz Nowicki. Zaś w Białej Podlaskiej 120 osób, w tym BbL-owicze, wzięło udział w teście Coopera a właściwie w akcji pod nazwą II INTEGRACJA OSÓB niePEŁNOSPRAWNYCH TESTEM FORMY. – Trochę pogoda nie dopisała ale po biegu była gorąca herbata, bigos i coś słodkiego oraz medale i dyplomy. Już zaczynamy planować trzecią edycję testu – zapewnia trener Dariusz Trębicki. Nawet zimna jesień może być całkiem gorąca – w biegu.

Zwycięski zając i inne jesienne historie

CzytamyBoLubimy

Chcesz wiedzieć, co się dzieje, gdy trzydziestoletni alkoholik bez kondycji, za to ze skłonnością do narkotyków, zasmakuje w bieganiu? Przeczytaj tę książkę. W Bardzo długim biegu Mishka Shubaly soczystym, dosadnym językiem opisuje swoje przegrane młodzieńcze lata. „Alkohol – pisze – jest uniwersalnym usprawiedliwieniem: jeśli go nadużywasz, zaczynasz sobie nim tłumaczyć każdy problem”. A problemów miał Shubaly niemało: wstręt do samego siebie, skłonność do autodestrukcji i pogarda dla trzeźwości (która kojarzyła mu się tylko z prześladującymi go lękami, udręką i nieznośną nudą). Gdy autor przypadkiem odkrywa, że bieganie pozwala ujarzmić demony skuteczniej niż burbon z górnej półki, stopniowo odwraca się od dotychczasowego życia i staje się kimś, kim nigdy być nie chciał: biegaczem… I to w dodatku biegaczem ultra. Jeśli bieganie potraktować jako substytut uzależnień, to według niego jest to „najokropniejszy, najbardziej nieznośny i najmniej ekscytujący spośród wszystkich nałogów”. Shubaly zachwyca pod wieloma względami: w jego rozbrajających metaforach picie alkoholu jawi się jako prawdziwa, choć nieodwzajemniona miłość; głębia autoanalizy może rywalizować z dokonaniami Thoreau, a barwność relacji nawet prozaicznym sprawom nadaje wysublimowany sens. Co więcej, Shubaly jest do bólu uparty, a zarazem zdolny do zmian. Jest nihilistą, ale poszukującym. Chodząca sprzeczność, dla której warto spędzić czas nad tą książką. – Paul Diamond Data premiery: 23.10.2014 Maratończyk. Moja 42 – kilomterowa droga od anonimowego biegacza do szczytów sławy Bill Rodgers, Matthew Shepatin Legendarny długodystansowiec dzieli się wspomnieniami z historycznego triumfu w maratonie bostońskim w 1975 roku, który przyczynił się do rozkwitu współczesnej mody na bieganie. W ciągu dwóch godzin i dziewięciu minut Bill Rodgers z nieznanego biegacza stał się legendą; z Billa Rodgersa – „Billym z Bostonu”. W jednej chwili został ulubieńcem tłumów i wzorem ujmującego długodystansowca z lat 70. Rodgers, czterokrotny zwycięzca maratonów w Bostonie i Nowym Jorku, jest jedynym maratończykiem, którego zdjęcie dwa razy ukazało się na okładce „Sports Illustrated”. Rekordowa wygrana w najsłynniejszym z maratonów zmieniła jego losy na zawsze. Ale przełomowe osiągnięcie Billa Rodgersa w Bostonie miało także wpływ na życie wielu innych amerykańskich biegaczy, którzy uwierzyli, że mogą pójść w jego ślady. Tysiące zwykłych ludzi zasznurowało buty biegowe i ruszyło w pogoń za marzeniami. Rok przed wygraną Rodgersa w zawodach w Bostonie z 1975 roku, wszystkie organizowane w USA maratony ukończyło 20 tysięcy zawodników. W roku 2009 liczba uczestników biegów maratońskich wzrosła do niemal pół miliona. Trzydzieści siedem lat po pamiętnym maratonie 1975 roku Bill Rodgers nadal urzeka postawą kordialnego lekkoducha, która zapewniła mu miejsce w panteonie najbardziej uwielbianych amerykańskich sportowców. W książce Maratończyk Rodgers po raz pierwszy opisuje kulisy swego historycznego zwycięstwa i wydarzenia, które do niego doprowadziły. Data premiery: 1.10.2014 PolecamyBoLubimy 🙂

CzytamyBoLubimy

PolecamyBoLubimy

PolecamyBoLubimy

Zapisz się do naszego newslettera aby być na bieżąco z najnowszymi informacjami.
Zapisz się
close-image