O atrakcyjności zawodów biegowych niewielu trzeba przekonywać. Każdy z nas jeżeli jeszcze nie startował, to przygotowuje się lub przynajmniej się nad tym zastanawia. Myśleliście o tym jak startuje się zimą? Bo przecież zimno, bo śnieg, bo wiatr… Ale jak się nie ma co się lubi… Jeżeli nie startowaliście nigdy zimą, a robiliście to gdy jest dużo cieplej, musi Wam przejść przez głowę do czego sprowadzają się różnice w skrajnie różnych warunkach. Gdybyśmy zakończyli temat stwierdzeniem, że po prostu jest zimno, to nie okłamalibyśmy Was. Faktycznie czasem jest, nawet bardzo. Jest na pewno ciężej niż w sprzyjających warunkach. Nie raz do tego stopnia, że trudno myśleć o zrobieniu „życiówki”. Pocięliśmy problem niczym pizzę na 6 kawałków: Kawałek I – rozgrzewka Rozgrzewkę warto dobrze potraktować dosłownie. Każdy wie, że aby było nam ciepło należy się ruszać. Więc ruszajmy się, unikajmy statycznego rozgrzewania stawów. Warto przeprowadzić rozgrzewkę, z podskokami, truchtem w miejscu, właśnie po to, żeby przygotować się do tego, co nas czeka, ale nie zamarznąć stojąc w miejscu. Kawałek II – przyczepność No właśnie, co z nią? Wszystko zależy oczywiście od rodzaju podłoża i przygotowania trasy. Nikogo nie musimy przekonywać, że nieplanowany szpagat lub spotkanie z ziemią często oblodzoną i twardą do przyjemnych nie należy. Biegnąc należy zwracać uwagę na to, jak stawiamy stopę, zwłaszcza pokonując zakręty. Zwracać uwagę, pilnować, myśleć … a czas ucieka … Wspomóc nas nieco w tym wypadku mogą nakładki z kolcami na buty, które pomogą nam nieco bardziej skupić się na samym biegu, a nie na próbie utrzymania się na nogach. Kawałek III – oddech Oj, ta kwestia może nas zaskoczyć w czasie zawodów. Zwłaszcza jeżeli temperatura spadnie mocno poniżej tej, przy której trenowaliśmy. Możecie nam wierzyć, że zadyszka przy ujemnej temperaturze, to nic fajnego. Można używać kominów, chust czy szalików. To są rozwiązania chwilowe, szybko nasiąkają wodą i powodują, że wdychane powietrze jest na dodatek wilgotne. Lepiej pomoże oddychanie metodą wdech – nos, wydech – usta. Powietrze wchodzące przez nos ogrzewa się i nim dotrze do płuc jest już przyjaźniejsze. Kawałek IV – przegrzanie Wysiadamy z samochodu, idziemy do biura zawodów … och, jak zimno … zakładamy kolejne warstwy, aż robi się ciepło. Zachęceni taką koleją rzeczy stajemy na starcie i ruszamy. Przebiegliśmy kilometr, dwa, jest znośnie … ale co to? obi się za ciepło ? Powoli nasiąkamy wodą, pocimy się i kiedy widzimy w oddali metę wiemy już, że coś poszło nie tak. Odbieramy medal, zatrzymujemy się i odzież zaczyna zamarzać. I tak oto zamiast wrażeń i medalu mamy przymusowe L4. Pamiętajcie, że zawody, to nie trening, tutaj lecimy dużo szybciej. Jeżeli na starcie będzie nam zimno, to w czasie biegu temperatura będzie optymalna. Kawałek V – rozciąganie Statyczne rozciąganie, takie jak wykonujemy latem warto wykonać w domu, lub cieplejszym miejscu z tego samego powodu, o którym pisaliśmy w kawałku I. Dobrze jest po biegu pozwolić się schłodzić organizmowi, czyli nie siadać od razu, tylko od biegu, przez szybki marsz, potem wolny, powoli uspokajać organizm. Kawałek VI – regeneracja Czyli temat najprzyjemniejszy. Kto z nas nie lubi dobrze zjeść w nagrodę za włożony wysiłek… W zimę zużywamy jeszcze więcej energii, ponieważ organizm walczy z zimnem. Jedzmy więc, bo nam się należy. Pamiętajcie też o nawodnieniu, ale może nie koniecznie zimną wodą na mrozie. Jako podsumowanie dodamy, że zrobienie dobrego czasu w zimę jest możliwe, jednak przychodzi dużo trudniej niż w dogodnych warunkach. Uważamy jednak, że warto próbować, bo my biegacze pogody się przecież nie boimy! A satysfakcja z dobrego czasu „wykręconego” gdy upały nieco zelżały – bezcenna! autor: Maciej Żmijewski