Aktualności

TrenujemyBoLubimy(19): mięśnie głębokie – czyli stabilizacja

Nie zawsze jest tak, że to, co widać – jest najważniejsze. Muskuły ze zdjęć i plakatów wyglądają imponująco, jednak w naszym ciele to mięśnie głębokie odpowiadają za podtrzymywanie naszej postawy. Dzięki ćwiczeniom stabilizacyjnym popracujemy nad ich siłą na najbliższym treningu. Za pasem już miesiące jesienne i zimowe. Obecnie startujecie lub czekacie na swoje upragnione starty, niebawem jednak przyjdzie koniec sezonu i przyjdzie czas na spokojniejsze bieganie w terenie. Jeśli las – to nierówna nawierzchnia – to między innym tutaj, jak również na górskim szlaku bardzo przydaje się stabilizacja. Dzięki niej człowiek „mocniej” stoi na nogach, lepiej kontroluje sylwetkę i ma bardziej prawidłowy krok biegowy. Jak to osiągnąć? Za nim przejdziemy do treningu BBL, który nas czeka – spójrzcie w lustro i zastanówcie się jak często w ciągu dnia siedzicie i się opieracie? Siedzieć często po prostu musicie, jednak, jeśli ograniczycie opieranie się – wasze grzbiety i brzuchy „będą na Was złe”, bo będą musiały się napracować, żeby utrzymać Was w pionie. Mniej opierania się – pierwsze ćwiczenie domowe dla Was. Przejdźmy do treningu na stadionie. Tradycyjnie trzeba się rozgrzać wspólnym truchtem oraz ćwiczeniami gimnastyki ogólnej. Z racji niższych już temperatur ćwiczenia będziemy przedzielać lekkim biegiem, aby cały czas mięśnie miały odpowiednią temperaturę. Na początek kilka serii podporów przodem i tyłem w zależności od zaawansowania od 30 sekund do 1-1,5 minuty na każdą serię. Później trucht i wracamy tym razem do pozycji bocznej. Osoby początkujące będą mogły wykonać podpór bokiem wspierając się na kolanach, a osoby zaawansowane wyłącznie na boku stopy oraz oczywiście na przedramieniu.   W dalszej części zajęć spróbujcie dołożyć do klasycznych podporów – wariacje. Np. odwodzenie ramion do tyłu w pozycji do pompki. Ruch kolana w kierunku przeciwnego łokcia, czy też zmiany nóg i przytrzymania na jednej z nich w pozycji podporu tyłem. Możliwości jest mnóstwo – trenerzy zaproponują Wam swoje ulubione warianty. Na koniec pobawcie się trochę w staniu na jednej nodze. Utrzymanie wyprostowanej w powietrzu nogi lub odwodzenie drugiej nogi do boku oraz jej utrzymywanie przez kilkanaście sekund nieruchomo w powietrzu potrafi zmęczyć nawet bardziej zaawansowanych biegaczy. Jeśli będziecie czuć tzw. drżenie mięśni – to znak, że ćwiczycie właśnie to, czego nie widać. Efekty jednak będą widoczne na biegowych ścieżkach. Miłego treningu!  Autor: Maciej Żukiewicz – bbl Ożarów Mazowiecki

TrenujemyBoLubimy(19): mięśnie głębokie – czyli stabilizacja

TrenujemyBoLubimy (18): sprawność ogólna z wykorzystaniem płotków

Co kryje się pod tytułowym pojęciem? Co to znaczy być ogólnie sprawnym człowiekiem? Przypomnijcie sobie czasy, gdy podwórka były wypełnione dziećmi, nie było Internetu ani telefonów komórkowych (albo były, ale mało, kto miał). Trzepak, piłka, wspinaczka na drzewo, czy skok przez płot – pomysłów nikomu nie brakowało. To sprawność w czystej postaci! Na najbliższym treningu postaramy się nieco przypomnieć sobie tamte wspaniałe czasy. Nie ma już tych podwórek i trzepaków, jednak naszym „placem zabaw” będzie bieżnia lekkoatletyczna oraz płotki lekkoatletyczne. Dzięki nim będziemy mogli z powodzeniem nieco usprawnić aparat ruchu. Tradycyjnie trening należy zacząć od solidnej rozgrzewki – tak, aby później nie przydarzyła się żadna bolesna dolegliwość w postaci naciągnięcia. Spokojny trucht, odrobinę wymachów lekkoatletycznych oraz krążeń na dobry początek! Później przyjdzie czas na płotki oraz wyobraźnię Waszych trenerów. Jeśli oglądaliście igrzyska lub ostatnie lekkoatletyczne mityngi widzieliście z pewnością biegi płotkarskie. Jako amatorzy nie musicie przez nie biegać, warto jednak wykonywać na nich marsze lub ćwiczenia usprawniające. Oto niektóre przykłady: – przechodzenie pod płotkami – przechodzenie nad płotkiem z wyprostowanymi nogami – „kankan” bokiem do płotków – marsz nogą zakroczną z boku płotka – marsz nogą atakującą – marsz przez środek – przechodzenie pod płotkiem z siadem płotkarskim Wiele ćwiczeń będzie ukierunkowanych na poprawę mobilności stawu biodrowego, który jest kluczowy dla poprawnej techniki biegu. Jeśli „odblokujecie” biodra – będzie Wam się biegać zdecydowanie luźniej, ale przede wszystkim zdrowiej. Teoretycznie ćwiczenia nie powinny być męczące, jednak im mniej sprawni i rozciągnięci biegacze, tym więcej potu zostanie wylanego na tartan. Z pewnością dla wielu z Was będzie to jeden z najbardziej przydatnych treningów w ramach akcji BiegamBoLubię! Miłej zabawy z wykorzystaniem płotków! Autor: Maciej Żukiewicz – bbl Ożarów Mazowiecki

TrenujemyBoLubimy (18): sprawność ogólna z wykorzystaniem płotków

Tokio szczęśliwe także dla paralekkoatletów. Worek medali!

Za nami igrzyska paraolimpijskie w Tokio. Stadion w stolicy Japonii najpierw podbili polscy olimpijczycy a teraz w ich ślady poszli także paraolimpijczycy. Królowa Sportu przyniosła biało-czerwonym 11 medali! Obszerne relacje w telewizji i Internecie sprawiły, że mogliśmy się emocjonować dokonaniami naszych sportowców w Tokio ponownie. Łącznie biało-czerwoni zdobyli 25 medali paraolimpijskich, my skupiamy się na Królowej Sportu, która podobnie jak na igrzyskach zdobyła medali najwięcej. Bilans biało-czerwonych to 5 złotych, 3 srebrne oraz 3 brązowe medale. Dla wyjaśnienia kibicom w lekkiej atletyce na igrzyskach paraolimpijskich zawodniczki i zawodnicy startują w różnych kategoriach niepełnosprawności, niektórzy mają możliwość startu w jednej, inni nawet w kilku konkurencjach. Wiele zależy od ilości osób uprawiających daną konkurencję na świecie. Medale rozdaje się w konkurencjach rzutowych takich jak pchnięcie kulą, rzut dyskiem, rzut oszczepem lub maczugą, w skoku w dal oraz skoku wzwyż a także biegach. Nie rywalizuje się w skoku o tyczce, rzucie młotem oraz biegach płotkarskich. Największa gwiazda Z dwoma medalami do kraju wraca Róża Kozakowska. Dzięki niej usłyszeliśmy pierwszy Mazurek Dąbrowskiego w Tokio. Po jej wspaniałym rzucie maczugą na odległość 28,74 metra w kategorii F32 mogliśmy się cieszyć ze złota oraz nowego rekordu świata! Kilka dni później dołożyła drugi medal, tym razem srebrny, choć przez dłuższą chwilę wydawało się, że znów będzie najlepsza. W pchnięciu kulą na siedząco jeszcze nikt w kategorii F32 nie pchnął kuli powyżej 7 metrów. Polka zrobiła to trzykrotnie w najlepszej z prób uzyskując 7,37 metra. Był to rekord świata… przez chwilę. Ukrainka Moskalenko uzyskała aż 7,60 metra i to ona cieszyła się ze złotego medalu. Tak czy inaczej Kozakowska dokonała rzeczy niesamowitej, a poziom zawodów był po prostu najwyższy w historii.   Też złote Klasą samą dla siebie była startująca na 1500 metrów Barbara Bieganowska-Zając, która potwierdziła swoją dominację na tym dystansie. Wynik 4:27,84 w klasie T20 dał jej ogromną przewagę i trzeci z rzędu w tej konkurencji paraolimpijski złoty medal! Oprócz tego ma w swoim dorobku złoto z Sydney na 800 metrów i brąz z Rio na 400 metrów. Na „półtoraka” rządzi nieprzerwanie od 2012 roku. Dominację potwierdziła także Karolina Kucharczyk. W skoku w dal w kategorii T20 nie miała sobie równych skacząc 6,04 metra i ustanawiając rekord paraolimpijski. Sama zawodniczka miała niedosyt, gdyż jej rekord świata to 6,24 metra ustanowiony w Poznaniu na lekkoatletycznych mistrzostwach Polski osób pełnosprawnych. Kucharczyk zdobyła na nich brązowy medal! Najszybsi w Europie Emocji nie brakowało w sprincie. Najpierw Michał Derus wywalczył srebro na sto metrów w kategorii T47. Zawodnik z Tarnowa pobiegł 10,61 i stanowił rekord Europy. Czas robi wrażenie! Polak uległ tylko rekordziście świata z Brazylii, który potrafi biegać poniżej 10,50 sek! Emocji nie brakowało także w wyścigach Alicji Jaromin (również T47). Polka otarła się o medal w biegu na 100 metrów ustanawiając rekord Europy – była czwarta. Na 200 metrów z wynikiem 25,05 zajęła miejsce trzecie poprawiając rekord Starego Kontynentu o pół sekundy!   Faworyci nie zawiedli Mocno liczyliśmy na złoty medal patrząc na rywalizację w rzucie dyskiem mężczyzn w kategorii F52. Debiutujący na letnich igrzyskach paraolimpijskich Piotr Kosewicz (wcześniej startował zimą w biathlonie) uzyskał 20,02 metra i tego dnia był to najdalszy rzut zawodów! To nie był jednak koniec złotych medali. W pchnięciu kulą padł kolejny, tym razem rekord paraolimpijski a jego autorką została Renata Śliwińska. W kategorii F40 wynik 8,75 dał Polce upragnione złoto! Warto dodać, że w tej specjalności Śliwińska jest aktualną rekordzistką globu. Poziom stale rośnie Kiedy po srebro w pchnięciu kulą sięgnęła w kategorii F34 Lucyna Kordobys (8,60 metra) udzieliła bardzo ciekawego wywiadu. Wiele osób zapewne twierdzi, że paraolimpijska rywalizacja to bardziej idea udziału i zachęcenia osób niepełnosprawnych do aktywności fizycznej. Tak zapewne było, dawno temu. Obecnie jest to sport przez wielkie „S”. Kordobys po zawodach rozmawiała z rywalką z Chin. – Tam zawodnicy na rok przed imprezą są koszarowani w obozie i nieustannie trenują. Przez trzy dni w roku mogą zobaczyć się z rodziną. Nigdzie nie startują, tylko codziennie są skupieni tylko na igrzyskach – powiedziała w jednym z wywiadów.  Z brązem, ale z uśmiechem W igrzyskach paraolimpijskich w Brazylii Lech Stoltman cieszył się z trzeciego miejsca w pchnięciu kulą w kategorii F55. W Tokio udało mu się powtórzyć sukces osiągając solidne 12,15 metra. Początkowo bardziej zawiedziony wydawał się Maciej Lepiato. Dwukrotny mistrz w skoku wzwyż (Londyn, Rio) tym razem musiał zadowolić się brązem w kategorii T44. Maciej skoczył 2,04 metra, co odbiega od jego rekordu życiowego (aż 2,22 metra!), jednak skoczek wrócił do sportu z bardzo dalekiej podróży. Otóż rok temu zerwał ścięgno Achillesa w zdrowej nodze. Przez odwołanie igrzysk zdołał wrócić po tej niezwykle ciężkiej kontuzji i znów wywalczył medal. Trzeba podkreślić, że na imprezie padało setki rekordów świata, Europy, Azji czy Afryki.  Polacy w wielu konkurencjach byli ich autorami, jednak mimo tego zgromadzili mniej medali niż pięć lat temu w Rio, gdzie było ich 39 (wszystkie sporty) . Przez profesjonalizację paraolimpizmu poziom zawodów nie tylko się podniósł, ale stał się znacznie bardziej wyrównany. Autor: Maciej Żukiewicz – bbl Ożarów Mazowiecki

Tokio szczęśliwe także dla paralekkoatletów. Worek medali!

Informacje

Jabra Sport Pace – bezkompromisowy test słuchawek

Uwielbiam słuchać muzyki podczas treningów. Na siłowni – ostrego rocka, na interwałach – czegokolwiek, co w odpowiednim tempie dudni basem, a na stabilizacji i mobilizacji – czegoś lekkiego i relaksującego. Na długich wybieganiach przerzuciłem się na audiobooki – połykam je w niesamowitych ilościach. Słuchawki są dla mnie niezbędnym narzędziem treningowym tak jak buty, czy szczęka na zajęciach boksu. Producenci sprzętu sportowego zachęcają na swoich stronach do zakupu chwytliwymi tekstami i pięknymi zdjęciami. Czy deklaracje Jabry dotyczące opisywanego modelu takie jak „pozbądź się przewodów i niewygodnie dopasowanych słuchawek, podczas treningu słuchaj motywującego dźwięku o doskonałej, jakości stereo, zobacz jak zmieni się twój trening” sprawdzają się w rzeczywistości? Przetestujmy to! W ramach tego sprawdzianu postanowiłem odbyć w słuchawkach Jabra Sport Pace następujące treningi: 1. K1 (sztuki walki) 2. Siatkówka 3. Crossfit 4. Półmaraton Ponieważ każdy z tych treningów jest inny, a wykonywane ruchy ciała przebiegają w różnych płaszczyznach, słuchawki zostały poddane działaniu wszelkim możliwym siłom – fizycznym i naturalnym. Jak przebiegał test możecie zobaczyć na dokumentacji filmowej – TUTAJ. Podsumujmy, zatem najważniejsze elementy. Trzymanie się słuchawki w uchu Słuchawki utrzymają się na uchu dzięki pałąkowi, który uniemożliwia, nawet przy bardzo gwałtownych ruchach, ich spadnięcie. Dzięki trzem silikonowym wkładkom możemy dokładnie dopasować i umiejscowić w kanale ucha głośnik. Kabel łączący obydwie słuchawki, mocowany jest z tyłu głowy. Aby nie „latał” i nie powodował niepotrzebnych ruchów, spinany jest klipsem. Dzięki temu trzymają się one pewnie na głowie. Przy swojej niskiej wadze są naprawdę wygodne. Muszę przyznać, iż mocno starałem się, aby wypadły mi z ucha, było to jednak praktycznie niemożliwe. Udało się tego dokonać dopiero podczas sparingów, przy naprawdę mocnych uderzeniach i kopnięciach na górną część ciała. Komfort i odporność Podczas treningów gdzie korpus i głowa nie wykonują żadnych gwałtownych ruchów, obecność słuchawki w uszach jest praktycznie nieodczuwalna. Po 2 godzinach siłowni czy też biegu, po wyciągnięciu ich z ucha, nie miałem dziwnego uczucia pozbycia się „ciała obcego”. Nie miałem też wrażenia otarcia, uciśnięcia czy ugniecenia ucha. Jak widać na filmie kabelek umieszczony na pałąku porusza się i czasami powoduje to wrażenie, że słuchawki mogą wypaść. Czasami to irytuje, ale można się przyzwyczaić. Słuchawki przeszły ekstremalny test komfortu podczas sparingów i „zadaniówek” na treningu K1. Pomimo ciągłego przyjmowania kopnięć i uderzeń na rękawice, co prowadziło do notorycznego obijania ucha, długo musiałem czekać zanim obudowa głośnika obiła mi na tyle wnętrze narządu słuchu, że zacząłem odczuwać dyskomfort. Fakt – po treningu uszy mnie bolały, ale żadne siniaki czy otarcia nie pojawiły się. Następnego dnia nie było śladu bólu. Warto podkreślić, że słuchawki nie są przeznaczone do tego, aby w nie uderzać. Pomimo niezastosowania się do wskazań producenta nie doszło do żadnego uszkodzenia ani dysfunkcji sprzętu. Dźwięk To jedna z istotniejszych właściwości słuchawek. Jabra Sport Pace plasuje się w tej klasyfikacji dość wysoko. Przy współpracy z aplikacją Jabra Sound naprawdę otrzymujemy wysokiej, jakości dźwięk. Najbardziej byłem zaskoczony głębokością basu i mocą tego zestawu. Przy dobrej, jakości materiału źródłowego i poprawnych ustawieniach equalizera, mamy w uszach prawdziwą petardę. Muszę przyznać, że w utworach o mocnym niskim brzmieniu, bas potrafi miażdżyć mózg, a to w słuchawkach dousznych rzadkość. Rozmowy głosowe i sterowanie muzyką Bardzo często podczas biegowych treningów odbieram telefony, i prowadzę dłuższe rozmowy. Wysoka jakość rozmów w zestawie bezprzewodowym jest dla mnie rzeczą niezbędną. Z feedbacku, jaki otrzymałem od osób, z którymi w ten sposób nawiązałem kontakt głosowy wynikało, iż jakość rozmów była na bardzo wysokim poziomie, gdy warunki pogodowe były sprzyjające. Przy dużej wilgoci, czy też mocnym wietrze ich jakość spadała. Sterowanie muzyką owszem działa, ale na zasadzie start – stop oraz głośniej i ciszej. Niestety zdarzają się sytuacje, że muzykę z aplikacji Jabry musiałem włączyć ręcznie. W przypadku, kiedy podczas słuchania słuchawki się rozładowywały aplikacja się zawieszała i trzeba było uruchamiać ja ponownie. Testy wykonywałem jednak na telefonach z systemem androida i nie mogę powiedzieć, że taki problem występuje w iPhonie. Dane techniczne Przewidywany przez konstruktorów czas działania sprzętu to 5 godzin. Mając już sprzęt bezprzewodowy najlepiej nabrać nawyku ładowania po każdym treningu, aby nie liczyć ile jeszcze czasu zostało. Jest to proste. Słuchawki posiadają wejście mikro USB. Ładujemy zwykłą ładowarką lub przez komputer. Jeśli komuś nie chce się podpinać do ładowania po każdym treningu to podgląd poziomu naładowania baterii jest widoczny cały czas w aplikacji Jabra Sport. Zasięg Bluetooth przy deklarowanych przez producenta 10 metrach jest jak najbardziej spełniony. Na Sali do ćwiczeń, przy telefonie schowanym w torbie treningowej, nie stwierdziłem żadnych defektów odtwarzania. Słuchawki Jabra Sport Pace dostępne są w trzech kolorach niebieskim, żółtym, oraz czerwonym. Podsumowanie Na deser zostawiłem sobie zestawienie opisanych parametrów z ceną. Na stronie producenta słuchawki kosztują 399 zł. Czy to dużo? Po całym teście wydaje mi się, że są one warte tej ceny. Owszem mogłyby być nieco tańsze, ale nie zapominajmy, że kupujemy Jabrę, i bonus finansowy za markę obowiązuje, jak w każdym przypadku produktów z wyższej półki. Nie ma tu jednak rozczarowania w stosunku do dźwięku i komfortu użytkowania, a to jest niezmiernie istotne. Dodatkowo są to słuchawki przystosowane do uprawiania sportu i jak, mam nadzieje pokazał mój test, w pełni unoszą trudy treningu.  Autor: Bartosz Konopka ZOBACZ TAKŻE: JABRA SPORT PACE – NA POCZĄTEK PRZYGODY ZE SPORTEM

Jabra Sport Pace – bezkompromisowy test słuchawek

Testujemy odzież biegową na jesień i zimę

Nadeszła jesień. Jak zwykle mokra i wilgotna. Gdzieniegdzie spadł już śnieg. W ostatnich latach, niestety zima zamiast siarczystych mrozów i zasp, raczy nas temperaturami w okolicach zera i chlapą. Jak ubrać się na taką pogodę, aby mieć pewność, że odzież dobrze nas zabezpieczy przed deszczem, ochroni przed wiatrem, zapewni odpowiednią termikę a z drugiej strony nie będzie za droga? Właśnie taki cel postawiłem sobie w kolejnym teście. Znaleźć takie miejsce, gdzie skompletuję sprzęt biegowy na jesień i zimę (bez butów). Założenie było jednak takie, aby dokonywać zakupów w jak najniższej cenie przy spełnianiu przez odzież dość wysokich wymagań treningowych. Odrzuciłem opcję kompletowania sprzętu jeżdżąc od sklepu do sklepu szukając promocji cenowych i outletowych okazji. Chciałem wybrać taki sklep aby w jednym miejscu dokonać jednorazowo całego zakupu. Na planowany zestaw składały się: bielizna biegowa (majtki), koszulka termiczna, pierwsza warstwa (koszulka z długim rękawem), druga warstwa (bluza), kurtka wiatro i wodoodporna (jak najwyższa membrana i jak najniższa waga), czapka, rękawiczki, spodnie biegowe oraz skarpety kompresyjne. Po autopsyjnej analizie ofert sieciówek, sklepów sportowych oferujących sprzęt biegowy oraz dyskontów typu Lidl, wybór padł na Decathlon. Nie da się ukryć, że stosunek ceny do jakości ma w tej sieci najwyższy współczynnik. W skład zestawu weszły produkty linii Kalenji. Koszt testowanego zestawu wyniósł niecałe 700 zł. Najlepszym miernikiem ceny do jakości w odniesieniu do konkurencji stała się kurtka. Za 299 zł otrzymujemy startową wodoodporną kurtkę z membraną 10 000 oraz oddychalnością RET=6. Porównywalne parametry w przypadku innych marek, w tej cenie, są po prostu nieosiągalne. Niejednokrotnie kwota 700 zł starczała zaledwie na samą kurtkę. Możecie zapytać dlaczego tak zwracam uwagę na cenę. Odpowiedź jest prosta. Biegam pięć razy w tygodniu. Za każdym razem po treningu całość ląduje w pralce a następnie w suszarce. 20 prań w każdym miesiącu, ponad 100 prań na pół roku. Nie ma mocnych na takie użytkowanie. Przy tak intensywnych treningach ciuchy każdej marki ulegają szybkiemu niszczeniu. W takiej sytuacji wydatki trzeba zdecydowanie optymalizować. Ubrany od stóp po głowę w Kalenji, przebiegłem w tym zestawie prawie 200 kilometrów. Pokonywałem krótkie dystanse po 10 km wokół domu, wybiegania po 30 – 40 kilometrów oraz biegi górskie. Starałem się dokonywać testów w każdych warunkach pogodowych. Był więc mróz, deszcz, mgła, ostry wiatr i słońce. Co dokładnie na siebie założyłem oraz jak przebiegał test zobaczycie na filmie:   Podsumowując. Doświadczenia należy pogrupować wg następujących parametrów: 1. Kalenji challange. Spróbujcie kupić podobny zestaw za 700 zł. Rozmawiając z właścicielami sklepów często słyszałem, że „Decathlon zabija rynek”. Czy mają rację? Chyba nie, ale na pewno jako konsumenci możemy za wiele rzeczy zapłacić po prosty mniej. Bo czym różnią się zwykłe pięciopalczaste rękawiczki ze znanym logo za 80 zł od tych Kalenji za 29,99 zł? Mam i takie i takie. Różnic brak. 2. Wygoda. Nie mam za wiele uwag i zastrzeżeń do komfortu biegania w testowanym zestawie. Największy problem stanowiły kednak majtki. Kupiłem te oznaczone produktem niebieskim, czyli najtańsze. O ile na krótkich dystansach wszystko było ok to powyżej 20 km zaczynały się problemy. Otóż nogawki bokserek nie są zabezpieczone żadną gumą i podczas biegu się podwijają. Powoduje to drobne otarcia, a te, tak jak kropla drąży skałę, trą skórę. Czym to się kończy wiecie. Dlatego też rekomenduję tym, którzy zdecydują się na zakupy w Decathlonie, zainwestowanie 49,99 zł w majtki z wyższej półki biegowej. Koszulki i leginsy Kiprun są bezszwowe, lub jeśli występują, to są one płaskie lub/i zlokalizowane w najbardziej optymalnym miejscu. Pomimo dość obcisłego dopasowania spodni i koszulek żadne obtarcia lub dyskomfort nie wystąpiły. 3. Jakość. Linia Kiprun to produkty zaprojektowane z myślą o osobach szukających technicznej odzieży do regularnego treningu w każdych warunkach. Materiał z jakiego są wykonane to poliester, czyli oddychają maksymalnie tak jak to tylko możliwe. Stosowany jest też poliamid i elastan, czyli bardzo delikatny materiał użyty głównie w bieliźnie termo aktywnej i skarpetach. Materiały są wytrzymałe. Pomimo bardzo intensywnego treningu i notorycznego suszenia zachowują swoje właściwości, nie „obłażą”, szwy trzymają a widoczne ślady użytkowania są normalne dla każdej odzieży … Wyglądają też w porządku. Nie mam się do czego za bardzo przyczepić. 4. Patenty i udogodnienia. Zawsze stanowią o stopniu specjalizacji sprzętu i mają wpływ na cenę. Zapewne z tego powodu ich ilość, ograniczona jest do minimum. Nieliczne kieszenie, schowki na żele i wentylacja. Przy długich trasach i naprawdę ciężkich warunkach zaczyna brakować niektórych rozwiązań takich jak np. ściągacze przy kapturze kurtki, przy cieplejszych temperaturach rozsuwanych zamków ułatwiających wentylację. Ale za tą cenę nie ma co już więcej wymagać, a jeśli świadomie planujemy trening w ekstremalnych warunkach dobierzemy inny sprzęt. Uważam, że proponowany zestaw będzie dla każdego krótko i średnio dystansowego biegacza udanym zakupem na jesienno zimowe wybiegania. Serie trail i kiprun można ze sobą dowolnie składać. Każda z nich skierowana jest do nieco innego użytkownika, a dobór odzieży związane jest ściśle z tym co będziecie robić. Warto dobierać rzeczy zgodnie z tym, co aktualnie potrzebujemy. Inaczej dobierzecie sobie ciuchy na 10km a inne na „Beskidzką 160 na raty” czy górski bieg w zmiennych warunkach. Pamiętajcie też o tym, że każdy z nas jest zbudowany inaczej. Dlatego najlepiej po klika razy przymierzyć konkretne ciuchy, aby mieć pewność, że leżą na Was idealnie. Przedstawione w teście ubrania występują zarówno w wersji męskiej jak i damskiej. Autor: Bartosz Konopka

Testujemy odzież biegową na jesień i zimę

Garmin Fenix 3 – test

W obecnych czasach, zaawansowane technologicznie i inteligentne rozwiązania stają się standardem dla większości urządzeń. Rozwój „internetu rzeczy” i natychmiastowy dostęp do dowolnych informacji i gromadzonych przez czujniki danych, powoduje że pomiar i analiza szczegółowych parametrów biegu, stają się coraz bardziej dostępne i powszechne w amatorskim sporcie. Dzięki temu, zaawansowane urządzenia dedykowane profesjonalistom trafiają pod strzechy. Na takiej właśnie fali światowego trendu Garmin wprowadził na rynek swój najnowszy flagowy model zegarka Fenix 3. Testując najnowszego Fenixa starałem się zwrócić szczególną uwagę właśnie na przedstawione we wstępie rozwiązania. Skupiałem się raczej na technologii oraz oczekiwaniach współczesnego konsumenta. Dodatkowo wprowadziłem zmienną testową, którą określiłem jako „cosual/biznes”. Funkcjonalność biegowa Kupując Fenixa 3 możecie mieć 100% pewności, że znajdziecie tam wszystko co potrzebne do monitorowania uprawianych sportów. Tryby biegowe, rowerowe, trailowe, biegi narciarskie, basen, wędrówki, funkcja multisport i oczywiście aktywności w pomieszczeniu. Parametryzacja i modelowanie wyświetlanej zawartości, umożliwia dopasowywanie wyświetlacza do swoich potrzeb. Monit tętna, prędkości, tempa, obliczanie ich średnich wartości, wydolność, kadencja, pułap tlenowy, wysokość, ciśnienie … W skrócie – ustawiacie sobie to co chcecie, w jakiej kolejności chcecie i kiedy chcecie. Parametry, których nie potrzebujecie obserwować podczas aktywności, możecie na spokojnie analizować w aplikacji po przesłaniu danych do komputera. Elementem mającym bardzo duży wpływ na komfort treningów jest wbudowana w zegarek wibracja. Jest na tyle mocna, że zegarek założony nawet na rękaw kurtki jest w stanie skutecznie poinformować o swojej obecności. Zaleta ta objawia się w szczególności podczas treningów interwałowych oraz w biegach terenowych. Jedną z tras testowych pokonywałem w górach – nocą. Nie biegłem w żadnych zawodach więc trasa nie była oznaczona. Jedynym zatem przewodnikiem był Garmin z uruchomioną nawigacją. Przy każdym zbiegnięciu z wyznaczonego kursu zegarek wibrował alarmując o tym fakcie. Dla biegaczy trailowych precyzyjna nawigacja plus ostrzegawcza wibracja, to na pewno wielki plus dla tego sprzętu. Wytrzymałość To bardzo ważny parametr testu. Zacznijmy od baterii. Czas jej działania wg instrukcji to 6 dni bez ładowania (pod warunkiem, że nie używamy żadnych funkcji i trybów sportowych zegarka). W trybie ultra z jednominutowym pomiarem GPS i pasem tętna to wytrzymałość 50 godzin, a w pomiarze jednosekundowym godzin 20. Nie biegłem żadnej trasy 20 godzinnej, ale na trasie maratonu w czasie 4 godzin oraz w górach na trasie 20 km, przewyższeniu 1200 metrów i czasie 4 godzin zegarek w trybie jednosekundowego pomiaru GPS, tętna i z aktywną nawigacją tracił ok 15% baterii. Niestety nie udało mi się przetestować szkła koperty zegarka symulując upadek na kamienie i żwir. Powstrzymałem się od tego gdyż obawiałem się, iż podobnie jak z wodoodpornymi butami „wypukłe szafirowe szkiełko odporne na zarysowania” nie wytrzyma konfrontacji z kamieniami na szlaku. Design Tu trzeba przyznać Garminowi, że rozkłada konkurencję na łopatki. Duży, kolorowy wyświetlacz „Chroma” o wysokiej rozdzielczości oraz oprogramowanie zarządzające wyświetlaczem powodują, że można mu nadawać różnoraki wygląd. Na przykład ustawiając tarcze analogowe, nadacie zegarkowi klasycznego wyglądu. Poprawia to jego biznesowy sznyt i dopasowuje go do codziennego użytkowania. Tu dotykamy bardzo ważnego problemu zegarków sportowych. Większość z nich jest wykonanych z gumowych, plastykowych i bardzo kolorowych elementów. Nie nadają się do codziennego, a w szczególności biznesowego użytkowania. Są po prostu brzydkie i pasują jedynie do krótkich spodenek i dresów. Garmin w Fenixie 3 (w dwójce zresztą już też) przełamuje ten schemat i daje użytkownikom zegarek dedykowany również do codziennego użytku. I to bardzo rozsądny krok, gdyż wydając taką kwotę na zegarek biegowy oczekuje się iż będzie to sprzęt uniwersalny. Myśląc o takich właśnie użytkownikach producent dołączył do opakowania dwie bransolety: jedną czarną – sportową, gumową, oraz drugą, wykonaną ze stali nierdzewnej. Projektanci Fenixa 3 doprowadzili do tego, że większość osób którym prezentowałem Fenixa 3 mówili, że wygląda „naprawdę fajnie”. Smartwatch Fenix 3 idealnie wpasowuje się we współczesne trendy. Zintegrowanie serwisu Garmin Connect ze smartfonami,, a ich natomiast z zegarkiem, przeniosło użytkowanie zegarka biegowego na wyższy poziom. Łączenie się urządzenia ze sparowanym telefonem i definiowaną siecią wi-fi umożliwia natychmiastową synchronizację, oraz odczyt na tarczy: smsów, przychodzących połączeń, sterowanie muzyką czy bieżących prognoz pogody. Informacje te pojawiające się na zegarku i sygnalizowane wibracjami, przydają się nie tylko podczas biegu, ale również podczas jazdy samochodem, czy spotkań kiedy telefon jest wyciszony i schowany w kieszeni. Niestety opcja smart na tym się kończy, gdyż nie możemy odpowiadać na smsy za pomocą zdefiniowanych skryptów czy też oddzwaniać. Garmina kupujemy nie jako smartwatcha, ale jako zegarek sportowy. Jest to jednak gigantyczny krok ku nowoczesności. Podsumowanie Pod względem sportowym Garmin to jeden z najbardziej zaawansowanych zegarków na rynku. Jego przewaga nad konkurencją to przede wszystkim design oraz elementy „smart”. W stosunku do głównego rywala Suunto dokłada jeszcze wibrację, aczkolwiek GPS i pomiary ciśnienia są mniej dokładne. Dla mnie osobiście poprawy wymaga pas do pomiaru tętna. Za każdym razem, już po kilkunastu kilometrach pasek pozostawiał na mojej klatce piersiowej wyraźne zaczerwienienia, a po trzydziestu kilometrach zamieniały się one w już dość poważne obtarcia. To oczywiście kwestia indywidualna każdego z biegaczy, ale materiał pasa tętna powinien być mniej sztywny i bardziej komfortowy. Największym mankamentem Fenixa 3 jest cena. Oscyluje ona od 2 000 tyś do 2 500 tysiąca złotych. Wydanie takich pieniędzy tylko na zegarek sportowy wydaje się sporą fanaberią. Analizując jednak zakup pod kontem tego, że w tych pieniądzach będziemy mieli fajny inteligentny zegarek do codziennego użytku oraz najwyższej klasy sportowy sprzęt, sytuacja nabiera zupełnie innego wymiaru. Uważam, że w takim kontekście cena jest zdecydowanie łatwiejsza do zaakceptowania.   Autor: Bartosz Konopka ZOBACZ TAKŻE: Testy sprzętu biegowego: Garmin Forrunner 15

Garmin Fenix 3 – test

PolecamyBoLubimy

PolecamyBoLubimy

Zapisz się do naszego newslettera aby być na bieżąco z najnowszymi informacjami.
Zapisz się
close-image