Aktualności

TrenujemyBoLubimy(5): Wytrzymałość szybkościowa

Znam dziesiątki, a może setki biegaczy, którzy do końca zarzekali się, że biegają dla przyjemności i nigdy nie będą startować w zawodach. Te same osoby deklarowały, że kompletnie nie zależy im na czasie w jakim przebiegną 5km, 10km czy półmaraton. Ostatecznie w tych wybitnie rekreacyjnych postanowieniach pozostaje jakieś 10% społeczności biegowej. Pozostali wcześniej czy później rozpoczynają pogoń za wynikami. Bo takie mamy ambitne czasy. Czasy walki z czasem. Chcemy być lepszą wersją samego siebie, lepsi od biegającego sąsiada czy koleżanki z pracy i w końcu najlepsi na świecie w kategorii mediów społecznościowych. I nie oszukujmy się, że nie ma to dla nas żadnego znaczenia. Każdemu jest przyjemnie, jak pod kolejne zdjęcie z medalem i nową życiówką spływają lajki, pozytywne komentarze i czerwone, facebook’owe serduszka doceniające efekty naszych treningów.   Niezależnie od poziomu zaawansowania, absolutną bazą w bieganiu amatorskim i jednocześnie najczęściej wykonywanymi treningami powinny być spokojne, długie wybiegania w I zakresie. Niestety wiele osób ma problem z tym, żeby swoje bieganie utrzymać w strefie oddechowego i fizjologicznego komfortu. Ale tym wszystkim zajmiemy się na jednym z kolejnych treningów. Dziś natomiast pobiegamy z dużymi prędkościami, które przysporzą nas o przyśpieszony oddech i zdecydowanie mocniejsze bicie serca. Przed nami trening szybkościowy, który powinien przybliżyć nas do super wyników w wiosennych startach. W tym miejscu niezwykle ważna informacja; w tygodniu możecie wykonać maksymalnie jeden taki trening. Większa ilość może na wasz organizm działać bardzo inwazyjnie. Mało tego! Według badań, w przypadku biegaczy i biegaczek 50+ zbyt częste i intensywne treningi szybkościowe mogą mieć działanie rakotwórcze, więc nie szalejcie! Po raz kolejny apeluję o umiar i zdrowy rozsądek. Kilka ostatnich jednostek wykonaliśmy w luźnych, czasem wręcz zabawowych formach. Tym razem zaproponuję formę ścisłą, oczywiście dostosowaną do indywidualnych możliwości. Zaczynamy!   15 min trucht. Następnie kilka klasycznych ćwiczeń na rozgrzewkę. Tu zawsze dla porządku zachęcam do tego, żeby podążać od głowy w kierunku stóp, czyli kark, barki i ramiona, tułów, biodra, kolana i staw skokowy. Przed treningiem szybkościowym warto też wykonać kilka ćwiczeń plyometrycznych pobudzających nasze układy; mięśniowy i nerwowy. W tym miejscu liczę na kreatywność i wiedzę trenerów. Na pewno zaskoczą was jakimś ciekawym ćwiczeniem. Rozgrzewkę zakończcie przebieżkami 4 x 60m bieganymi na 80% swoich możliwości. Zadanie główne: 4 x 100m na 80%, przerwy 100m trucht/marsz + 2 x 200m ( tempo zdecydowanie szybsze niż startowe na 5km), przerwy 200m trucht/marsz + 4 x 100m na 80%, przerwy 100m trucht/marsz. Trening zakończcie 10 minutami truchtu. To czas dla Waszego organizmu, żeby wrócił do stanu równowagi funkcjonalnej. Delikatny stretching wykonany po treningu dodatkowo przyśpieszy proces regeneracji. I to na dziś byłoby na tyle. Na koniec jeszcze raz przypomnę, a nawet uczulę, żeby treningów szybkościowych nie wykonywać ani zbyt często, ani ponad swoje możliwości, bo przyniesie to efekt przeciwny do zamierzonego. Trzymam kciuki za nowe, wiosenne rekordy życiowe. Wiatru w plecy i  szybkich nóg życzę! Autor: Bartłomiej Osior – bbl Wydminy

TrenujemyBoLubimy(5): Wytrzymałość szybkościowa

TrenujemyBoLubimy (4) – Akcja Koordynacja

Witajcie! Dziś wybieramy się do strefy emocjonalnego i ruchowego dyskomfortu. Gwiazdą dzisiejszego odcinka będzie… Koordynacja Ruchowa!  O ile w grach zespołowych wydaje się niezbędna, a jej obecność w treningu jak najbardziej zasadna i oczywista, tak dla biegaczy najczęściej kojarzy się ze stratą czasu i czymś trudnym do wykonania. I o tą trudność właśnie w tym wszystkim biega! Spytacie pewnie co skomplikowanego może być w naprzemiennym przekładaniu nóg do przodu z jednoczesnymi, naprzemianstronnymi wymachami ramion;  lewa-prawa-lewa-prawa… I tak przez 5, 10 lub 21 kilometrów. Rzeczywiście, na pierwszy rzut oka nie ma w tym jakiejś wielkiej filozofii. Szczególnie jak biegniemy po płaskim i idealnie równym asfalcie. Sytuacja diametralnie zmienia się, kiedy trenujemy na wąskich, leśnych ścieżkach obfitujących w wystające korzenie i gałęzie lub z dużą prędkością pędzimy w dół po skalistym szlaku startując w biegu górskim. Co jakiś czas zdarza się, że współuczestnik zawodów, nieoczekiwanie przed nami upada ( być może z powodu braku koordynacji???)  i w ułamku sekundy staje się przeszkodą, którą błyskawicznie musimy pokonać. Nieplanowane „spotkanie” z pędzącym rowerzystą w czasie treningu, pies nagle wybiegający z posesji celujący zębami w naszą łydkę, zmiana pałeczki sztafetowej, a nawet start i finisz w tłumnym biegu masowym, gdzie z powodu mocno ograniczonej czasoprzestrzeni, niejednokrotnie zmuszeni jesteśmy błyskawicznie zmienić kierunek biegu. Te i wiele innych sytuacji bardzo szybko potrafią zweryfikować nasze zdolności koordynacyjne.  Lub ich brak. Zacznijmy od definicji. Koordynacja ruchowa według  Henryka Sozańskiego,  to „zdolność do wykonywania złożonych przestrzennie i czasowo ruchów, przestawiania się z jednych zadań ruchowych na inne, jak również rozwiązywania nowych, nieoczekiwanie pojawiających się sytuacji ruchowych”. W mojej ocenie, pośród wielu naukowych definicji, które znajdziecie w książkach i internecie, ta wydaje się być najjaśniejsza. W ujęciu bardzo potocznym koordynacja ruchowa to połączenie zwinności i zręczności. W wolnej chwili odsyłam do lektur, bo to naprawdę bardzo interesujące i obszerne zagadnienie. Natomiast my zabieramy się za trening! Już w czasie rozgrzewki trenerzy wystawią na próbę Wasze zdolności koordynacyjne. Po 10-15 minutach truchtu, w dowolnym układzie ćwiczebnym wykonacie krążenia ramion; lewe przód-prawe tył i odwrotnie. Następnie połączymy skipy A i C: lewa noga skip A-prawa noga skip C. I zmiana. A może ktoś odważy się połączyć krążenia ramion przód- tył ze skipami A+C? Do odważnych świat należy-próbujcie! Treningi koordynacji ruchowej wiążą się z wyjściem ze strefy komfortu, dlatego Was drodzy biegacze zachęcam do uzbrojenia się w cierpliwość, a trenerów do … rozmaitych wariacji powszechnie znanych ćwiczeń J  Skipy na jedną nogę, co kilka kroków, tyłem, boczne wymachy ramion w czasie biegu, niecodzienne pajacyki, wysokie unoszenie kolan przód-bok i przeskoki z nogi na nogę. Tu zatrzymamy się nieco dłużej. Nasz naturalny ruch to przeskoki lewa-prawa noga.  Ale dziś nie trenujemy w zgodzie z naturą … J dlatego na kilkumetrowej prostej w kilku seriach wykonacie różne konfiguracje przeskoków; 3 x na lewej  +1 x na prawej, 2 x na lewej + 4 x na lewej, piramida 4L+4P, 3L+3P, 2L+2P,1L+1P i wracamy do góry. Jeżeli trenerzy zdecydują się użyć drabinek koordynacyjnych to wachlarz możliwości będzie znacznie szerszy.  Wartością dodaną tych ćwiczeń będzie wzmocnienie stawu skokowego, ścięgna Achillesa i mięśni podudzia, a to na pewno nikomu nie zaszkodzi. Na zakończenie warto będzie poświęcić 5 minut na roztruchanie i drugie 5 minut na lekki stretching i rozluźnienie wyskakanych łydek. Bawcie się dobrze na stadionach w całej Polsce.  Bo grunt to… koordynacja! Racja? 😉

TrenujemyBoLubimy (4) – Akcja Koordynacja

TRENUJEMYBOLUBIMY(3): SIŁA BIEGOWA

Mam wrażenie, że w ostatnich latach siła biegowa przeżywa swój renesans.  Trudno tego nie zauważyć. Mówi się o niej co raz więcej i co raz częściej robi na treningach. Również w wydaniu amatorskim. I bardzo dobrze, bo na miękkich nogach jeszcze nikt w historii ani daleko, ani szybko nie pobiegł. To niezwykle istotny element treningu, który robi ogromną różnicę w naszych przygotowaniach do startów. Nie tylko w biegach górskich, jakby się niektórym wydawać mogło… Od sprintera do ultrasa. Kto robi siłę, ten biegacz pierwsza klasa 😉 Skipy, wieloskoki, podbiegi. To najbardziej popularne formy kształtowania siły biegowej. W mojej ocenie wieloskoki w treningu biegacza amatora powinny być zakazane, bo to bardzo trudne technicznie ćwiczenie i niestety większość z nas wykonuje je niepoprawnie. To z kolei przynosi skutek odwrotny do zamierzonego.  Zamiast wzmacniać nasze „dwójki” i „czwórki”, narażamy się na liczne kontuzje. Od kręgosłupa po biodra, kolana, ścięgno Achillesa i staw skokowy. Potraktujmy zatem wieloskoki jako ciekawostkę, a nie element treningu. Tak będzie zdrowiej. No dobrze, w takim razie pozostały nam skipy i podbiegi. Ale że jak? Podbiegi na stadionie?! Przecież do dyspozycji mamy  tylko płaskie 400m. Zatem podbiegi z przyczyn krajobrazowych również odpadają. Czyli znowu te „nudne” skipy, które robimy co drugi trening? No nie do końca. Razem z trenerami zrobimy wszystko, żeby było ciekawie i emocjonująco 😉   Zanim ruszymy z kopyta, najpierw oczywiście rozgrzewka. Pierwsze 10 minut raczej spokojne, w drugiej części wykonajmy już kilka ćwiczeń dynamicznych, żeby dobrze przygotować się do części głównej. Proponuję zacząć od marszów lekkoatletycznych z wysokim unoszeniem kolan i stopniowo przez półskipy przejść do skipów i innych ćwiczeń o podwyższonej intensywności.  Do tego kilka ćwiczeń rozciągających oraz tych pobudzających mięśnie głębokie i możemy zaczynać. Gotowi? To dobieramy się w pary! Ćwiczenie 1. Odcinek 15 metrów. Osoba ćwicząca z przodu, asystująca z tyłu. Chwytamy za biodra osobę ćwiczącą. Jej zadaniem będzie pokonanie wyznaczonego wcześniej odcinka w skipie A, z dodatkowym oporem / hamowaniem osoby trzymającej. Nie bądźcie dla siebie zbyt pobłażliwi. Oczywiście pozwólcie osobie ćwiczącej przemieszczać się do przodu, ale… nie za szybko J Można w tym miejscu pokusić się o małą rywalizację. Tu wybór pozostawiam trenerom. Każda osoba z pary w ten sposób wykona 4-5 powtórzeń. Ćwiczenie 2. Osoba asystująca również jest z tyłu i trzyma za jedną nogę osobę ćwiczącą. Ta wykonuje podskoki do przodu na jednej nodze. To taka delikatniejsza i zdrowsza wersja wieloskoków, które kilka wersów wcześniej zakwestionowałem. Jeżeli komuś będzie za lekko, może postarać się o nieco wyższe unoszenie kolan w tych podskokach. Proponuję każdemu wykonanie nie więcej niż dwóch powtórzeń na nogę. Ćwiczenie 3. Ostanie. Ponownie Wasz ulubiony skip A !!! J  Skracamy nasz odcinek do 10 metrów. Każdy pokona  go  tylko 4 razy. Ale żeby nie było za łatwo zrobicie to w następującej konfiguracji; przodem z rękoma nad głową, lewym bokiem, prawym bokiem i za zakończenie tyłem. Teraz pozostało Wam tylko spokojnie roztruchtać lekko podmęczone nogi i cierpliwie czekać na efekty tego treningu. A przyjdą na pewno!  😉 Autor: Bartłomiej Osior – bbl Wydminy

TRENUJEMYBOLUBIMY(3): SIŁA BIEGOWA

Informacje

Garmin Forerunner 630 – test

Tak się wydarzyło, że obdarzona zaufaniem marki GARMIN, otrzymałam w ramach testów zegarek biegowy FORERUNNER 630. Nie ukrywam, że był to bardzo śmiały krok z ich strony, bo ja raczej sceptycznie podchodzę do coraz to nowszych i bardziej wypasionych biegowych wspomagaczy. Z marką Garmin jestem związana od około roku. To właśnie tej marce zaufałam sięgając po pierwszy zegarek biegowy (na co dzień korzystam z modelu 235 i jestem przekonana o jego wyższości nad innymi). Wcześniej używałam stopera za 5 zeta, a tętno mierzyłam paluchem bezpośrednio na szyi. W pewnym momencie przyszedł jednak ten czas, że trzeba było monitorować parametry, których zliczanie na własną rękę zajmuje zdecydowanie za dużo czasu z dużym prawdopodobieństwem pomyłki. Jak wspomniałam ostatnimi czasy w moje ręce wpadł model 630. W związku z tym, że trenuję dużo i często, bardzo dużo też startuję, to dwa miesiące wspólnych treningów i zawodów dały mi możliwość dobrego poznania tego biegowego jegomościa. 1. Pierwsze wrażenie. Na pierwszy rzut oka zegarek jest estetyczny, wygląda ładnie, choć na moje oko bardzo męsko. Jego pasek jest dość sztywny, gotowa jestem użyć stwierdzenia, że toporny, ale to zupełnie nie ma znaczenia jeśli chodzi o użytkowanie. O ile swojego wcześniejszego Garmina używam jako zegarka na co dzień to model 630 w tym wydaniu mi nie pasuje. Choć jego tarcza jest tej samej wielkości jak w przypadku innych modeli to chyba przez ten optycznie powiększający pasek odnoszę wrażenie, że na moim bardzo cieniutkim nadgarstku wygląda na ogromny. Jednak kiedy przymierzył go mój mąż, na ręce zacnych rozmiarów, zegarek prezentował się rewelacyjnie. Zegarek to nie tylko tarcza z paskiem. W opakowaniu znajdziemy jeszcze regulowany pas umożliwiający pomiar tętna oraz kabel USB niezbędny do ładowania. 2. Bateria To dość istotna kwestia, szczególnie dla długodystansowców, ultrasów czy zapominalskich, którym z ładowarką nie po drodze. Producent zapewnia, że zegarek pracuje w trybie treningu do 16 godzin. Przyznam, że podczas testów nie odbywałam 16 godzinnego treningu, ale rzeczywiście nie wymaga zbyt częstego ładowania. Warto zwrócić uwagę, że jeśli już tego ładowania wymaga to proces ten trwa naprawdę krótko. Jeśli potrzebujesz wyjść na około dwugodzinny trening, a Twój Garmin 630 piszczy, że mu słabo to raczej i tak jeszcze da radę wykrzesać z siebie zapas na te dwie treningowe godziny, a jeśli boisz się mu zaufać to wystarczy podkarmić go kilka minut i masz pewność, że da radę. Zaletą jest też fakt sprawnego pobierania energii z power banków. Zatem można go ładować niemal w locie. Zdarzyło mi się to przed zawodami. W drodze na start zegarek zasugerował mi, że słabnie. Zanim stanęłam na starcie zdążył się całkowicie posilić energią z power banku. Nie zauważyłam, żeby „jazda na oparach”, nawet na ostatnich procentach mocy miała wpływ na monitoring parametrów treningowych. Zegarek tak samo pracuje zarówno będąc naładowany po brzegi, a także kiedy stan naładowania baterii jest bardzo niski. 3. Wyświetlacz & smartwatch. Tarcza, a tym samym wyświetlacz są duże i czytelne. Warto zaznaczyć, że zegarek jest również smartwatchem. Tarcza zegarka działa na dotyk. I teraz czy to wada czy zaleta? Chyba zależy. Dla mnie początkowo ciężko było się przestawić na dotykalski ekranik i odruchowo próbowałam wszystko bezskutecznie załatwiać przyciskami. Kiedy przywykłam uważam, że jest to stosunkowo wygodne. Tarcza dobrze reaguje na dotyk. Ciekawostka, której nie rozumiem! Tarcza jest bardziej czuła na dotyk kiedy mamy zegarek założony na nadgarstek. Kiedy zegarek się ładuje lub zwyczajnie leży na półce to jest zdecydowanie mniej chętny do współpracy. Normalnie jakby walnął focha, że go nie nosisz. Niestety cała ta dotykalskość trochę traci podczas deszczu. Gdy szybka jest wilgotna, pokryta kroplami deszczu to niestety (co chyba także logiczne) jej czułość jest nieco upośledzona. To samo zauważyłam kiedy moje paluchy były wilgotne od potu. W sumie to nawet rozumiem, nikt nie lubi jak się jakieś spocone bydle o niego ociera 🙂 Zatem moi drodzy jak się zachce dotykalskiego ekranu to zanim się go dotknie należy paluszki o bluzeczkę wytrzeć. W ramach testów sprawdziłam też jak ekran reaguje na rękawiczki z magicznym paluszkiem, czyli te, które wykorzystujemy zimą do smartfonów. Działa, tylko wymaga od nas większej precyzji, żeby takim opatulonym paluchem trafić w odpowiedni guzik na ekranie. Jak wspominałam zegarek współpracuje z innymi urządzeniami np. ze smartfonem. Po odpowiedniej konfiguracji za pomocą zegarka możesz odbierać smsy, maile czy powiadomienia z mediów społecznościowych, dostajesz także informacje o rozmowach przychodzących. Jest to bardzo wygodne w życiu codziennym. Możesz swobodnie korzystać z wielu opcji swojego telefonu bez jego udziału. Jednak podczas treningu, bynajmniej dla mnie, jest to dość irytujące, szczególnie jeśli akurat chwilę wcześniej wrzucasz np. fotkę na Instagram i co chwila pika Ci, że ktoś Cię właśnie ukochał. Na szczęście opcje powiadomień są bardzo elastyczne i np. na czas treningu można je dezaktywować. Przygotuj się tylko na to, że jak tylko zakończysz trening i powiadomienia się ponownie aktywują to Twój zegarek zaczyna je intensywnie ściągać i masz wrażenie jak by zamienił się na kilkanaście sekund w karabin maszynowy. W temacie wyświetlacza warto też wspomnieć o personalizacji ekranów. Po pierwsze ekrany są ruchome, czyli podczas treningu można je przesuwać i monitorować różne parametry. Po drugie każdy z tych ekranów można zindywidualizować. Na każdej tarczy można umieścić do 4 pól, które pokazują nam w tym samym czasie różne pomiary. To jest bardzo wygodna opcja. Jeden rzut na taśmę i widzisz jednocześnie np. dystans, tempo, tętno i czas okrążenia. W sumie to widzisz to czego potrzebujesz, musisz jedynie wcześniej podjąć decyzję jakie parametry zamierzasz monitorować. 4. Dokładność GPS Zegarek błyskawicznie łapie sygnał GPS. Ogólnie nie ma kłopotów w betonowych miejskich czeluściach. Nie straszne mu wysokie wieżowce i potężne kamienice. Nawet w tunelach daje radę i nawet na moment nie traci łączności. Generalnie w mieście jest nie do ruszenia. Troszkę słabiej jest jak się go wywiezie głęboko w las, albo wpuści w inne maliny na głębokim odludziu czy bezdrożu. W takich warunkach się troszkę gubi i zaczyna nas czasami oszukiwać. Niestety nie mam alternatywy. Nie znam zegarka, który byłby w tym przypadku idealny. Jeśli chodzi o treningi ma bieżni to zegarek daje radę na pełnowymiarowym stadionie lekkoatletycznym. Przy 400 metrowym jajku jest stosunkowo dokładny i nie głupieje

Garmin Forerunner 630 – test

Biegaj.my – aplikacja mobilna dla biegaczy

Od niedawna w Polsce działa Biegaj.my – aplikacja ułatwiająca umawianie się na wspólne treningi. Skierowana do każdego biegacza, działa na urządzeniach z systemami Android i iOS. Pobranie jej jest bezpłatne, a obsługa prosta i intuicyjna.   Twórcy Biegaj.my stworzyli użyteczne narzędzie dla każdego. Oprócz umieszczenia funkcjonalnego kalendarza biegowego, serwis umożliwia dodanie informacji o planowanym treningu lub dołączenie do innych biegaczy. Aplikację docenią także trenerzy i grupy biegowe. Serwis dostarcza także informacje o cyklicznych spotkaniach biegaczy. – Wspólna pasja to coś, czym warto się dzielić. Nasze hasło brzmi „Biegaj.my tak spotykają się biegacze” – wyjaśnia Joanna Misiun z Biegaj.my wymieniając jednym tchem zalety biegania razem: – wzajemna motywacja, nowi znajomi, którzy dzielą z nami pasja, czy bezpieczeństwo, kiedy wychodzimy na trening po zmroku. Jak skorzystać z aplikacji? Wystarczy posiadać dowolne urządzenie systemem Android lub iOS oraz e-mail lub konto na Facebooku. Bezpłatne pobranie możliwe jest w sklepach z aplikacjami App Store i Google Play. Po zainstalowaniu, najlepiej od razu zarejestrować się w serwisie. Zakładając konto poprzez podanie adresu e-mail musimy je zatwierdzić klikając w otrzymany w wiadomości link aktywacyjny z potwierdzeniem rejestracji. Po wejściu do serwisu Biegaj.my, każdy chętny może uzupełnić swój profil: dodać dane osobowe, zdjęcie i notkę o sobie w trzeciej zakładce oznaczonej ikonką „profil”.   Intuicyjność to podstawa Obsługa aplikacji jest prosta. W zakładce Wyszukaj biegi automatycznie pokazują się wszystkie wydarzenia z naszej okolicy. Są to zarówno imprezy oficjalne, cykliczne spotkania grup biegowych jak i treningi dodane przez innych biegaczy. Można zmieniać zakres wyszukiwania poprzez kliknięcie w znajdujący się w prawym górnym rogu napis „filtruj”. Wydarzenia filtrujemy w zależności od oddalenia od naszej lokalizacji lub poprzez wpisanie nazwy miejscowości. Jeśli szukamy w aplikacji konkretnej imprezy możemy skorzystać z opcji wyszukiwania po tytule, dystansie biegu lub kategoriach.   Wszystko na tacy Klikając w szczegóły danego wydarzenia, oprócz opisu samego treningu: godziny rozpoczęcia, długości trasy i przewidywanego tempa biegu, znajdziemy informacje o organizatorze oraz uczestnikach wydarzenia. Bezpośrednie połączenie z mapami Google lub Apple pozwala natychmiast zorientować się, gdzie bieg się zaczyna i jak najszybciej trafić na miejsce zbiórki. Po wybraniu interesującego nas wydarzenia, możemy do niego dołączyć. Zyskujemy wtedy opcję komunikowania się z innymi uczestnikami biegu i powiadomień o ewentualnych zmianach. Przydatną funkcją jest możliwość udostępnienia wydarzenia, poprzez Facebooka lub e-mail. Kilkoma kliknięciami powiadomimy znajomych o interesujących biegach.   Zaproś do wspólnego biegu! Utworzenie nowego biegu jest proste. Wystarczy kliknąć w ikonę z plusem, która pojawia się w prawym dolnym rogu aplikacji. Po uzupełnieniu danych, możemy śledzić na bieżąco status naszego wydarzenia (lub aktualizować zamieszczone informacje) oraz wszystkich innych, w których mamy chęć uczestniczyć. Ułatwia to druga zakładka, która oznaczona jest ikonką kalendarza.   Biegaj.my zaoszczędzi cenny czas biegacza. Jedno kliknięcie w ikonkę aplikacji daje nam dostęp do bazy wszystkich wydarzeń biegowych w Polsce. Dzięki niej w łatwy sposób sprawdzimy gdzie w naszej okolicy odbywa się np. półmaraton lub jaka grupa biegowa spotyka się nieopodal. Aplikacja stwarza możliwość poznania nowych znajomych. Serwis ten zadebiutował w styczniu i wciąż rozwija się dzięki sugestiom użytkujących go biegaczy. Już niedługo Biegaj.my pozwoli nam obserwować jakie plany biegowe maja nasi znajomi. Powiadomi także każdego subtelną notyfikacją, że planujemy pobiegać i zmobilizuję ich do przyłączenia się do nas. Koniec z wymówkami! Po prostu Biegaj.my.   Więcej informacji na stronie biegaj.my oraz na Facebook’u

Biegaj.my – aplikacja mobilna dla biegaczy

Bezpieczeństwo telefonu i dokumentów biegacza

Najczęstszą przyczyną uszkodzenia telefonu podczas biegu jest zalanie. Woda równie bezwzględnie nie oszczędza dokumentów, kluczyków samochodowych i pieniędzy. Jak zatem zabezpieczać wymienione elementy podczas biegowych wypraw? Wydawać by się mogło, że plecak biegowy, etui na rękę czy pas jest wystarczającym zabezpieczeniem. Niestety tak jest tylko do pierwszego zalania. Nie zdarza się to oczywiście wszystkim i wszędzie ale jak już się stanie to problem jest ogromny. Woda W połowie czerwca w podkrakowskiej Puszczy Niepołomickiej odbyły się zawody, w których startowała moja koleżanka. Po 30 minutach od startu nad głowami biegaczy, w środku lasu zerwał się gwałtowny wiatr, który w przeciągu kilku kolejnych minut łamach nad głowami zawodników gałęzie. Przywiał on bardzo gwałtowną ulewę. Deszcz przemoczył do suchej nitki każdego z uczestników łącznie z zawartością plecaków, pasów biodrowych i opasek. Wielu z biegaczy (w tym moja znajoma) musiało pożegnać się ze swoimi smartfonami. Efekt opadu był taki, że równie dobrze mogli wskoczyć do wanny z wodą. Wcale jednak nie trzeba tak wielkiego opadu. Trzy lata temu biegając podczas zwykłej mżawki, nie zwróciłem kompletnie uwagi, że do telefonu umieszczonego na opasce ramienia, przez wejście słuchawkowe wdziera się woda. Efekt był taki, że po trzech godzinach biegu, dostało się do niego tyle wilgoci, iż doszło do uszkodzeń elektroniki, a w efekcie wyświetlacz przestał działać. Pot Jest równie groźny jak woda. Nie aż tak bardzo dla telefonu, jak dla dokumentów. Problem ten dotyczy zwłaszcza osób biegających z plecakami. Z wodą i potem, pracują one podobnie jak każdy element odzieży. Nawet jeśli zewnętrzna warstwa posiada membranę, o tyle od strony pleców biegacza, plecaki zachowują się jak gąbka – chłonąc go, w celu odprowadzenia na zewnątrz. Na drodze tego procesu staje wszystko co znajduje się w środku. Na jednym z biegów podczas gorącego dnia, znajomy umieścił dowód rejestracyjny, prawo jazdy i pieniądze w wewnętrznej kieszeni plecaka. Po sześciu godzinach biegu w dość wysokiej temperaturze, okazało się, że tylko plastikowy dowód i prawo jazdy nie uległy uszkodzeniu. Najgorzej było z dowodem rejestracyjnym, w którym rozmyły się wszelkie pieczątki i wpisy. Po tym wybieganiu nadawał się tylko do wymiany a mokrymi pieniędzmi było wstyd płacić w lokalnym sklepie. Piasek, kurz i zanieczyszczenia Jadąc na wyprawę biegową czy trekkingową zawsze, należy brać pod uwagę różne warunki, zarówno pogodowe jak i bytowe. Ponieważ jestem uzależniony od sprzętu elektronicznego zawsze mam go ze sobą, a jego zabezpieczanie staje się kluczowe. Telefon, kamera, aparat, karty pamięci, tablet czy środki opatrunkowe to wszystko musi być odpowiednio zabezpieczone. Jeśli tego nie zrobicie to wystarczy chwila nieuwagi … np. wypuszczając na plaży telefon z ręki, narażacie się na spory wydatek czyszczenia telefonu z wszędobylskiego, drobniusieńkiego piasku. Zabezpieczenia Od pierwszej mojej przygody z zawilgotniałym telefonem minęło już kilka lat. W tym czasie przerobiłem wiele różnych rozwiązań. Od domowych sposobów ze zwykłymi workami foliowymi, kuchennymi torebkami strunowymi, po przeróżne oferowane w sklepach zabezpieczeniach na mapy. O ile te pierwsze rozwiązania są najtańsze i najprostsze, o tyle jeśli chcecie korzystać podczas biegu np. z nawigacji w telefonie to jest to trudne. Trzeba zdjąć po prostu woreczk i narazić telefon na kontakt z wilgocią. Oczywiście zawsze lepszy telefon w zwykłym foliowym worku, niż telefon zalany, więc jeśli nie chcecie wydawać pieniędzy, to ten poziom zabezpieczeń jest wystarczająco skuteczny. Dla bardziej wymagających potrzebne są zdecydowanie lepsze rozwiązania. Na przestrzeni kliku ostatnich lat, używałem wielu różnych patentów i zupełnie niedawno natrafiłem na jedno z ciekawszych jakie do tej pory miałem – torebki aLOKSAK . W zestawie za ok 120 zł znajdują się 4 różne wielkościowo sakwy. Zestaw jaki posiadam pozwala osobno zabezpieczyć telefony (dwa rozmiary torebek), dokumenty a największy mapę lub środki opatrunkowe (w szczególności plastry chirurgiczne na odciski). Można je też kupić pojedynczo lub pakowane po dwie – w różnych opcjach. Na allegro zestaw dwóch opakowań na telefony kosztuje zaledwie 40 zł. Dwie struny (hermetyczna szczelność), wytrzymała elastyczna folia oraz działanie dotyku telefonu stanowi dla mnie jak na razie najlepsze ze wszystkich dotychczas testowanych zabezpieczeń. Zainteresowanych odsyłam na stronę produktową po bardziej szczegółowe parametry techniczne TUTAJ Mam nadzieję, że pomimo niejednokrotnie ekstremalnych warunków w jakich biegacie, nigdy nie zalejecie swoich telefonów i dokumentów. Jeśli macie jakiej swoje patenty i konkretne produkty wpisujcie proszę swoje doświadczenia i linki do produktów w komentarzach. autor: Bartosz Konopka – Zwiedzanie przez Bieganie  

Bezpieczeństwo telefonu i dokumentów biegacza

PolecamyBoLubimy

PolecamyBoLubimy

Zapisz się do naszego newslettera aby być na bieżąco z najnowszymi informacjami.
Zapisz się
close-image