Aktualności

TrenujemyBoLubimy(12): Wzmocnij górę na urlopie!

To nasze ostatnie spotkanie przed długą, wakacyjną przerwą. Dlatego właśnie zdecydowałem się na temat, w którym na urlopie stosunkowo łatwo będzie nadrobić ewentualne zaległości. Oczywiście zakładając, że w tym temacie możemy mieć jakieś duże deficyty. Ale z doświadczenia obstawiam, że jakieś 75% uczestników naszych zajęć z treningiem górnych partii ciała ma duży problem, żeby nie powiedzieć nie do końca zdiagnozowaną awersję. W końcu do biegania zostaliśmy stworzeni, a nie do robienia pompek i brzuszków, prawda? No właśnie nie do końca. O ważności silnych mięśni ramion, brzucha i grzbietu, żadnego zawodowca przekonywać na pewno nie trzeba. Nie raz widzieliście TOP biegaczy z imponującymi „kaloryferami” na brzuchu. Amatorzy najczęściej tłumaczą się tym, że na siłownię w ich napiętym planie życiowo-treningowym miejsca już nie ma. Rzecz w tym, że wizyta na siłowni nie jest tu koniecznością. Wystarczy kawałek podłogi, trawnika, gumy oporowe, może TRX  i… przede wszystkim chęci. Natomiast jeżeli nasz tygodniowy grafik rzeczywiście nie wytrzymuje już przeciążeń, to jeden z treningów biegowych powinniśmy zamienić na trening siłowy. Jakimś kompromisem może być także skrócenie planowanych 10 km do 5km biegu i 30 min ćwiczeń wzmacniających. Gwarantuję, że przyniesie to znacznie lepsze efekty, niż „wyklepanie” kolejnej dyszki na tej samej pętli. Zaczynajmy. Rozgrzewka niczym nie będzie się różnić od naszej klasycznej, biegowej. Skoro wcześniej wspomniałem, że zakładany trening biegowy warto skrócić, a zaoszczędzony czas poświęcić na serie ćwiczeń wzmacniających, to teraz muszę iść za ciosem. Proponuję zatem układ 30/30, czyli w 30 minut biegania i 30 minut wzmacniania. W części biegowej daję trenerom zupełną dowolność. Możecie wykorzystać to na I zakres lub uzupełnić o rytmiczne przebieżki. Co w części siłowej? Trenerzy przygotują zestaw około 10 ćwiczeń, sięgając również po te z półki „core”. Bardzo klasyczną formą jest robienie na przykład 3 serii po 10 powtórzeń każdego ćwiczenia. Ja zaproponuję nieco inną formułę, która być może pozwoli wam poznać swoje maksymalne możliwości. Każde ćwiczenie zaczniemy od 6 powtórzeń. Następnie, w kolejnych seriach panowie będą dokładać 3, a panie 2 powtórzenia. Przykład; pompki męskie 1 seria 6, druga 9, trzecia 12, itd… Ile mamy zrobić tych pompek? Wszystkie! 😉 Jeżeli nie będziemy już w stanie zrobić kolejnej próby, np. 24 pompek, to po chwili przerwy przejdziemy do kolejnego ćwiczenia. Wariant 2, alternatywny zakłada wykonanie każdego ćwiczenia do odmowy mięśniowej, czyli w jednym podejściu staramy się wykonać maksymalną ilość powtórzeń. W tym miejscu zachęcam trenerów, do tego żeby zorganizować jakieś mini zawody. Może znajdą się jakieś małe upominki dla biegowych Strong Man’ów? Bawcie się dobrze, ćwiczcie sumiennie, wykorzystajcie na maksa plenerowe siłownie na urlopach i pamiętajcie, że najgorsze ćwiczenia wzmacniające, to te… niewykonane! 😉   Autor: Bartłomiej Osior – bbl Wydminy

TrenujemyBoLubimy(12): Wzmocnij górę na urlopie!

TrenujemyBoLubimy(11): Bieg Ciągły. Niekomfortowa konieczność

Witajcie. Mam nadzieję, że po długim weekendzie jesteście wypoczęci i zrelaksowani, bo tym razem zaproponuję trening, który ani do najłatwiejszych, ani do najprzyjemniejszych należeć raczej nie będzie. Jednocześnie zdaję sobie sprawę z tego, że dla niektórych już ubiegłotygodniowe zajęcia na płotkach był nie lada wyzwaniem, pozostawiając w udach i mięśniach dwugłowych kilkudniowe, palące „wspomnienia”. Cóż, jak głosi stare, wojskowe powiedzenie; „ Im więcej potu na treningu, tym mniej krwi w boju…”. Przekładając to z polskiego na nasz, biegowy język, czasami na treningu musi być trudniej, żeby w czasie najbliższych startów było nieco łatwiej. Zabieramy się do roboty. BIEG CIĄGŁY. Być może sama nazwa nie wróży jeszcze nic strasznego. I bardzo dobrze, bo tą formę treningu możemy realizować na wiele sposobów, na stadionie, w terenie płaskim i urozmaiconym, w różnych prędkościach i stopniach intensywności. Od raczej spokojnego tempa maratońskiego po bieg w tempie zbliżonym do startowego na 10 kilometrów, który z reguły wiąże się już z dużym obciążeniem organizmu, dyskomfortem fizjologicznym, często również mentalnym. Wszystko zależy od tego, na jakim etapie przygotowań jesteśmy i jaki dystans jest naszym startem docelowym. Bieg ciągły to wysiłek trwający z reguły od 30 do 60 minut. W przeciwieństwie do interwałów,  biegów z narastającą prędkością i wielu innych środków treningowych, jego realizacja jest prosta. To znaczy trudna… Nie mamy przerw wypoczynkowych, ani zmiennego tempa biegu. Cały zaplanowany dystans pokonujemy w stałym tempie, od umiarkowanego po szybkie, w zależności od wcześniejszego założenia. Taki trening poprzedzamy 2-4 kilometrami spokojnego wprowadzenia i kończymy podobnym dystansem tzw. „schłodzenia”, czyli truchtu, w trakcie którego nasz organizm powróci do stanu równowagi funkcjonalnej.   Nasze dzisiejsze założenie jest następujące; po dwóch kilometrach i kilku ćwiczeniach ogólnorozwojowych wykonanych w ramach rozgrzewki, spróbujemy pobiec nie więcej niż 30 minut  w swoim docelowym tempie półmaratonu. Jeżeli wśród uczestników będą osoby, które nigdy nie biegały dystansu 21 kilometrów, warto będzie skorzystać z kalkulatora biegowego dostępnego w internecie, który na podstawie osiągniętych czasów na 5 lub 10km, pomoże wam wstępnie oszacować to tempo. Nie jest to ultra precyzyjne narzędzie, ale w wielu przypadkach bardzo przydatne. Dokładny czas trwania części głównej treningu określą trenerzy, biorąc po uwagę przede wszystkim poziom swojej grupy. Sugeruję, żeby osoby totalnie początkujące zrobiły nie więcej  niż 20 minut i w tempie zbliżonym raczej do maratońskiego. Na zakończenie nie zapomnijcie o kilku minutach schłodzenia i delikatnym stretchingu. Tak jak na początku wspominałem, bieg ciągły to nie łatwy w realizacji i obciążający trening, dlatego szczególnie na początku swojej przygody z bieganiem, nie powinniśmy go nadużywać. I na koniec mała dygresja a propos BIEGU CIĄGŁEGO. To czego pod żadnym pozorem nie zrobi profesjonalny zawodnik klasy mistrzowskiej, z reguły nie jest problem dla ( nierozsądnie?) ambitnego amatora. Znam wiele osób, które na biegach ciągłych opierają swoje codzienne treningi i co drugi dzień biegają po „życiówki” na różnych dystansach. Z tego miejsca chciałbym Waszym nadmiernie wyeksploatowanym organizmom złożyć szczere wyrazy współczucia, ale jednocześnie wyrazić swoją nadzieję, że w końcu opamiętacie się i już niebawem przynajmniej 80% waszych treningów, będą stanowić spokojne i coraz dłuższe wybiegania w I zakresie. Po bieg ciągły sięgajcie nie częściej niż raz w tygodniu. To zapewni Wam harmonijny rozwój amatorskiej kariery biegowej. Powodzenia! Autor: Bartłomiej Osior – bbl Wydminy

TrenujemyBoLubimy(11): Bieg Ciągły. Niekomfortowa konieczność

TrenujemyBoLubimy(10): Trening na płotkach lekkoatletycznych

No w końcu! Długo czekałem na ten temat. Jestem wielkim wyznawcą płotków. Uważam, że z płotkami lekkoatletycznymi już dawno powinni zaprzyjaźnić się trenerzy wielu innych dyscyplin sportowych. Począwszy od tenisistów, po sporty walki, na wszystkich grach zespołowych kończąc. Usprawniające treningi na płotkach wiele dobrego wniosłyby na przykład w proces treningowy młodych piłkarzy nożnych, gdzie rozwój ogólny ciągle pozostaje gdzieś na drugim planie. A może i trzecim… Na szczęście trenerów lekkoatletyki i akcji BiegamBoLubię do płotków przekonywać raczej nie trzeba. W tych kręgach powszechnie uważane są za dobrodziejstwo i wielce pożądany sprzęt do codziennych treningów. Wiem, że części z Was hasło „trening na płotkach” od razu kojarzy się z biegiem na 110m lub 400m przez płotki. Od razu uspokoję, że tego robić na pewno nie będziemy, bo pod względem technicznym ( i bezpieczeństwa) to bardzo trudne konkurencje. Natomiast w tym miejscu warto wspomnieć, że głównym pomysłodawcą i do dziś honorowym szefem akcji BiegamBoLubię jest Paweł Januszewski, jedyny w historii polskiej lekkoatletyki Mistrz Europy w biegu na 400m przez płotki. Pamiętne złoto wywalczył w Budapeszcie w 1998 roku, zaledwie rok po bardzo groźnym wypadku samochodowym, po którym groziło mu trwałe inwalidztwo.Przypomnijmy sobie ten fantastyczny bieg: Wracamy na stadion. Co daje nam trening na płotkach? Na pewno poprawia sprawność ogólną, o której już wspomnieliśmy. Doskonali technikę biegu, poprawia gibkość i koordynację, wzmacnia aparat mięśniowo-więzadłowy, a przy odpowiedniej organizacji jednostki treningowej może również kształtować siłę i wytrzymałość. Tyle teorii, czas na praktykę! Przebiegnijcie w truchcie 3-4 okrążenia. W tym czasie trenerzy ustawią płotki. Warto przygotować dwa rzędy płotków; niższe płotki z mniejszym rozstawem i wyższe z nieco większym. Przy mocno zróżnicowanej grupie ( a nasze takie są! 🙂 ) nie łatwo będzie wszystkim „dogodzić”, ale na pewno sobie poradzimy. Doświadczeni trenerzy radzą, żeby przed częścią główną oswoić się ze sprzętem, dlatego rozgrzewkę zróbmy w dwóch rzędach wzdłuż płotków, wykorzystując je w niektórych ćwiczeniach. Główną uwagę skierujmy w stronę bioder, przywodzicieli i bardzo często przykurczonych mięśni dwugłowych. Nasze spotkania mają przede wszystkim aspekt edukacyjny, dlatego w części głównej trenerzy zaprezentują jak najszerszą gamę rozmaitych ćwiczeń. Od tych klasycznych po mniej oczywiste, również w pozycji bocznej i tylnej. Nie zapomnijcie też o znienawidzonych przejściach pod płotkami! Pamiętajcie, że najtrudniejsze zadania dają najwięcej pozytywnych efektów. Jeżeli starczy Wam czasu, to koniecznie pokażcie biegaczom kilka ćwiczeń na jednym płotku i wykonajcie je w 30-sto sekundowych seriach. W części końcowej, po jednym okrążeniu rozluźniającego truchtu, wykonajcie delikatny stretching. Oczywiście z wykorzystaniem naszych płotków. Zarzućcie jedną nogę na płotek i lekko napnijcie całą tylną taśmę. Następnie chwyćcie płotek na szerokość barków i wciśnijcie głowę między barki. Treningi na płotkach potrafią przypomnieć się naszym mięśniom nawet po 2-3 dniach. Cóż, mam nadzieję, że będą to bardzo pozytywne wspomnienia! 😉 Autor: Bartłomiej Osior – bbl Wydminy

TrenujemyBoLubimy(10): Trening na płotkach lekkoatletycznych

Informacje

Garmin Forerunner 630 – test

Tak się wydarzyło, że obdarzona zaufaniem marki GARMIN, otrzymałam w ramach testów zegarek biegowy FORERUNNER 630. Nie ukrywam, że był to bardzo śmiały krok z ich strony, bo ja raczej sceptycznie podchodzę do coraz to nowszych i bardziej wypasionych biegowych wspomagaczy. Z marką Garmin jestem związana od około roku. To właśnie tej marce zaufałam sięgając po pierwszy zegarek biegowy (na co dzień korzystam z modelu 235 i jestem przekonana o jego wyższości nad innymi). Wcześniej używałam stopera za 5 zeta, a tętno mierzyłam paluchem bezpośrednio na szyi. W pewnym momencie przyszedł jednak ten czas, że trzeba było monitorować parametry, których zliczanie na własną rękę zajmuje zdecydowanie za dużo czasu z dużym prawdopodobieństwem pomyłki. Jak wspomniałam ostatnimi czasy w moje ręce wpadł model 630. W związku z tym, że trenuję dużo i często, bardzo dużo też startuję, to dwa miesiące wspólnych treningów i zawodów dały mi możliwość dobrego poznania tego biegowego jegomościa. 1. Pierwsze wrażenie. Na pierwszy rzut oka zegarek jest estetyczny, wygląda ładnie, choć na moje oko bardzo męsko. Jego pasek jest dość sztywny, gotowa jestem użyć stwierdzenia, że toporny, ale to zupełnie nie ma znaczenia jeśli chodzi o użytkowanie. O ile swojego wcześniejszego Garmina używam jako zegarka na co dzień to model 630 w tym wydaniu mi nie pasuje. Choć jego tarcza jest tej samej wielkości jak w przypadku innych modeli to chyba przez ten optycznie powiększający pasek odnoszę wrażenie, że na moim bardzo cieniutkim nadgarstku wygląda na ogromny. Jednak kiedy przymierzył go mój mąż, na ręce zacnych rozmiarów, zegarek prezentował się rewelacyjnie. Zegarek to nie tylko tarcza z paskiem. W opakowaniu znajdziemy jeszcze regulowany pas umożliwiający pomiar tętna oraz kabel USB niezbędny do ładowania. 2. Bateria To dość istotna kwestia, szczególnie dla długodystansowców, ultrasów czy zapominalskich, którym z ładowarką nie po drodze. Producent zapewnia, że zegarek pracuje w trybie treningu do 16 godzin. Przyznam, że podczas testów nie odbywałam 16 godzinnego treningu, ale rzeczywiście nie wymaga zbyt częstego ładowania. Warto zwrócić uwagę, że jeśli już tego ładowania wymaga to proces ten trwa naprawdę krótko. Jeśli potrzebujesz wyjść na około dwugodzinny trening, a Twój Garmin 630 piszczy, że mu słabo to raczej i tak jeszcze da radę wykrzesać z siebie zapas na te dwie treningowe godziny, a jeśli boisz się mu zaufać to wystarczy podkarmić go kilka minut i masz pewność, że da radę. Zaletą jest też fakt sprawnego pobierania energii z power banków. Zatem można go ładować niemal w locie. Zdarzyło mi się to przed zawodami. W drodze na start zegarek zasugerował mi, że słabnie. Zanim stanęłam na starcie zdążył się całkowicie posilić energią z power banku. Nie zauważyłam, żeby „jazda na oparach”, nawet na ostatnich procentach mocy miała wpływ na monitoring parametrów treningowych. Zegarek tak samo pracuje zarówno będąc naładowany po brzegi, a także kiedy stan naładowania baterii jest bardzo niski. 3. Wyświetlacz & smartwatch. Tarcza, a tym samym wyświetlacz są duże i czytelne. Warto zaznaczyć, że zegarek jest również smartwatchem. Tarcza zegarka działa na dotyk. I teraz czy to wada czy zaleta? Chyba zależy. Dla mnie początkowo ciężko było się przestawić na dotykalski ekranik i odruchowo próbowałam wszystko bezskutecznie załatwiać przyciskami. Kiedy przywykłam uważam, że jest to stosunkowo wygodne. Tarcza dobrze reaguje na dotyk. Ciekawostka, której nie rozumiem! Tarcza jest bardziej czuła na dotyk kiedy mamy zegarek założony na nadgarstek. Kiedy zegarek się ładuje lub zwyczajnie leży na półce to jest zdecydowanie mniej chętny do współpracy. Normalnie jakby walnął focha, że go nie nosisz. Niestety cała ta dotykalskość trochę traci podczas deszczu. Gdy szybka jest wilgotna, pokryta kroplami deszczu to niestety (co chyba także logiczne) jej czułość jest nieco upośledzona. To samo zauważyłam kiedy moje paluchy były wilgotne od potu. W sumie to nawet rozumiem, nikt nie lubi jak się jakieś spocone bydle o niego ociera 🙂 Zatem moi drodzy jak się zachce dotykalskiego ekranu to zanim się go dotknie należy paluszki o bluzeczkę wytrzeć. W ramach testów sprawdziłam też jak ekran reaguje na rękawiczki z magicznym paluszkiem, czyli te, które wykorzystujemy zimą do smartfonów. Działa, tylko wymaga od nas większej precyzji, żeby takim opatulonym paluchem trafić w odpowiedni guzik na ekranie. Jak wspominałam zegarek współpracuje z innymi urządzeniami np. ze smartfonem. Po odpowiedniej konfiguracji za pomocą zegarka możesz odbierać smsy, maile czy powiadomienia z mediów społecznościowych, dostajesz także informacje o rozmowach przychodzących. Jest to bardzo wygodne w życiu codziennym. Możesz swobodnie korzystać z wielu opcji swojego telefonu bez jego udziału. Jednak podczas treningu, bynajmniej dla mnie, jest to dość irytujące, szczególnie jeśli akurat chwilę wcześniej wrzucasz np. fotkę na Instagram i co chwila pika Ci, że ktoś Cię właśnie ukochał. Na szczęście opcje powiadomień są bardzo elastyczne i np. na czas treningu można je dezaktywować. Przygotuj się tylko na to, że jak tylko zakończysz trening i powiadomienia się ponownie aktywują to Twój zegarek zaczyna je intensywnie ściągać i masz wrażenie jak by zamienił się na kilkanaście sekund w karabin maszynowy. W temacie wyświetlacza warto też wspomnieć o personalizacji ekranów. Po pierwsze ekrany są ruchome, czyli podczas treningu można je przesuwać i monitorować różne parametry. Po drugie każdy z tych ekranów można zindywidualizować. Na każdej tarczy można umieścić do 4 pól, które pokazują nam w tym samym czasie różne pomiary. To jest bardzo wygodna opcja. Jeden rzut na taśmę i widzisz jednocześnie np. dystans, tempo, tętno i czas okrążenia. W sumie to widzisz to czego potrzebujesz, musisz jedynie wcześniej podjąć decyzję jakie parametry zamierzasz monitorować. 4. Dokładność GPS Zegarek błyskawicznie łapie sygnał GPS. Ogólnie nie ma kłopotów w betonowych miejskich czeluściach. Nie straszne mu wysokie wieżowce i potężne kamienice. Nawet w tunelach daje radę i nawet na moment nie traci łączności. Generalnie w mieście jest nie do ruszenia. Troszkę słabiej jest jak się go wywiezie głęboko w las, albo wpuści w inne maliny na głębokim odludziu czy bezdrożu. W takich warunkach się troszkę gubi i zaczyna nas czasami oszukiwać. Niestety nie mam alternatywy. Nie znam zegarka, który byłby w tym przypadku idealny. Jeśli chodzi o treningi ma bieżni to zegarek daje radę na pełnowymiarowym stadionie lekkoatletycznym. Przy 400 metrowym jajku jest stosunkowo dokładny i nie głupieje

Garmin Forerunner 630 – test

Biegaj.my – aplikacja mobilna dla biegaczy

Od niedawna w Polsce działa Biegaj.my – aplikacja ułatwiająca umawianie się na wspólne treningi. Skierowana do każdego biegacza, działa na urządzeniach z systemami Android i iOS. Pobranie jej jest bezpłatne, a obsługa prosta i intuicyjna.   Twórcy Biegaj.my stworzyli użyteczne narzędzie dla każdego. Oprócz umieszczenia funkcjonalnego kalendarza biegowego, serwis umożliwia dodanie informacji o planowanym treningu lub dołączenie do innych biegaczy. Aplikację docenią także trenerzy i grupy biegowe. Serwis dostarcza także informacje o cyklicznych spotkaniach biegaczy. – Wspólna pasja to coś, czym warto się dzielić. Nasze hasło brzmi „Biegaj.my tak spotykają się biegacze” – wyjaśnia Joanna Misiun z Biegaj.my wymieniając jednym tchem zalety biegania razem: – wzajemna motywacja, nowi znajomi, którzy dzielą z nami pasja, czy bezpieczeństwo, kiedy wychodzimy na trening po zmroku. Jak skorzystać z aplikacji? Wystarczy posiadać dowolne urządzenie systemem Android lub iOS oraz e-mail lub konto na Facebooku. Bezpłatne pobranie możliwe jest w sklepach z aplikacjami App Store i Google Play. Po zainstalowaniu, najlepiej od razu zarejestrować się w serwisie. Zakładając konto poprzez podanie adresu e-mail musimy je zatwierdzić klikając w otrzymany w wiadomości link aktywacyjny z potwierdzeniem rejestracji. Po wejściu do serwisu Biegaj.my, każdy chętny może uzupełnić swój profil: dodać dane osobowe, zdjęcie i notkę o sobie w trzeciej zakładce oznaczonej ikonką „profil”.   Intuicyjność to podstawa Obsługa aplikacji jest prosta. W zakładce Wyszukaj biegi automatycznie pokazują się wszystkie wydarzenia z naszej okolicy. Są to zarówno imprezy oficjalne, cykliczne spotkania grup biegowych jak i treningi dodane przez innych biegaczy. Można zmieniać zakres wyszukiwania poprzez kliknięcie w znajdujący się w prawym górnym rogu napis „filtruj”. Wydarzenia filtrujemy w zależności od oddalenia od naszej lokalizacji lub poprzez wpisanie nazwy miejscowości. Jeśli szukamy w aplikacji konkretnej imprezy możemy skorzystać z opcji wyszukiwania po tytule, dystansie biegu lub kategoriach.   Wszystko na tacy Klikając w szczegóły danego wydarzenia, oprócz opisu samego treningu: godziny rozpoczęcia, długości trasy i przewidywanego tempa biegu, znajdziemy informacje o organizatorze oraz uczestnikach wydarzenia. Bezpośrednie połączenie z mapami Google lub Apple pozwala natychmiast zorientować się, gdzie bieg się zaczyna i jak najszybciej trafić na miejsce zbiórki. Po wybraniu interesującego nas wydarzenia, możemy do niego dołączyć. Zyskujemy wtedy opcję komunikowania się z innymi uczestnikami biegu i powiadomień o ewentualnych zmianach. Przydatną funkcją jest możliwość udostępnienia wydarzenia, poprzez Facebooka lub e-mail. Kilkoma kliknięciami powiadomimy znajomych o interesujących biegach.   Zaproś do wspólnego biegu! Utworzenie nowego biegu jest proste. Wystarczy kliknąć w ikonę z plusem, która pojawia się w prawym dolnym rogu aplikacji. Po uzupełnieniu danych, możemy śledzić na bieżąco status naszego wydarzenia (lub aktualizować zamieszczone informacje) oraz wszystkich innych, w których mamy chęć uczestniczyć. Ułatwia to druga zakładka, która oznaczona jest ikonką kalendarza.   Biegaj.my zaoszczędzi cenny czas biegacza. Jedno kliknięcie w ikonkę aplikacji daje nam dostęp do bazy wszystkich wydarzeń biegowych w Polsce. Dzięki niej w łatwy sposób sprawdzimy gdzie w naszej okolicy odbywa się np. półmaraton lub jaka grupa biegowa spotyka się nieopodal. Aplikacja stwarza możliwość poznania nowych znajomych. Serwis ten zadebiutował w styczniu i wciąż rozwija się dzięki sugestiom użytkujących go biegaczy. Już niedługo Biegaj.my pozwoli nam obserwować jakie plany biegowe maja nasi znajomi. Powiadomi także każdego subtelną notyfikacją, że planujemy pobiegać i zmobilizuję ich do przyłączenia się do nas. Koniec z wymówkami! Po prostu Biegaj.my.   Więcej informacji na stronie biegaj.my oraz na Facebook’u

Biegaj.my – aplikacja mobilna dla biegaczy

Bezpieczeństwo telefonu i dokumentów biegacza

Najczęstszą przyczyną uszkodzenia telefonu podczas biegu jest zalanie. Woda równie bezwzględnie nie oszczędza dokumentów, kluczyków samochodowych i pieniędzy. Jak zatem zabezpieczać wymienione elementy podczas biegowych wypraw? Wydawać by się mogło, że plecak biegowy, etui na rękę czy pas jest wystarczającym zabezpieczeniem. Niestety tak jest tylko do pierwszego zalania. Nie zdarza się to oczywiście wszystkim i wszędzie ale jak już się stanie to problem jest ogromny. Woda W połowie czerwca w podkrakowskiej Puszczy Niepołomickiej odbyły się zawody, w których startowała moja koleżanka. Po 30 minutach od startu nad głowami biegaczy, w środku lasu zerwał się gwałtowny wiatr, który w przeciągu kilku kolejnych minut łamach nad głowami zawodników gałęzie. Przywiał on bardzo gwałtowną ulewę. Deszcz przemoczył do suchej nitki każdego z uczestników łącznie z zawartością plecaków, pasów biodrowych i opasek. Wielu z biegaczy (w tym moja znajoma) musiało pożegnać się ze swoimi smartfonami. Efekt opadu był taki, że równie dobrze mogli wskoczyć do wanny z wodą. Wcale jednak nie trzeba tak wielkiego opadu. Trzy lata temu biegając podczas zwykłej mżawki, nie zwróciłem kompletnie uwagi, że do telefonu umieszczonego na opasce ramienia, przez wejście słuchawkowe wdziera się woda. Efekt był taki, że po trzech godzinach biegu, dostało się do niego tyle wilgoci, iż doszło do uszkodzeń elektroniki, a w efekcie wyświetlacz przestał działać. Pot Jest równie groźny jak woda. Nie aż tak bardzo dla telefonu, jak dla dokumentów. Problem ten dotyczy zwłaszcza osób biegających z plecakami. Z wodą i potem, pracują one podobnie jak każdy element odzieży. Nawet jeśli zewnętrzna warstwa posiada membranę, o tyle od strony pleców biegacza, plecaki zachowują się jak gąbka – chłonąc go, w celu odprowadzenia na zewnątrz. Na drodze tego procesu staje wszystko co znajduje się w środku. Na jednym z biegów podczas gorącego dnia, znajomy umieścił dowód rejestracyjny, prawo jazdy i pieniądze w wewnętrznej kieszeni plecaka. Po sześciu godzinach biegu w dość wysokiej temperaturze, okazało się, że tylko plastikowy dowód i prawo jazdy nie uległy uszkodzeniu. Najgorzej było z dowodem rejestracyjnym, w którym rozmyły się wszelkie pieczątki i wpisy. Po tym wybieganiu nadawał się tylko do wymiany a mokrymi pieniędzmi było wstyd płacić w lokalnym sklepie. Piasek, kurz i zanieczyszczenia Jadąc na wyprawę biegową czy trekkingową zawsze, należy brać pod uwagę różne warunki, zarówno pogodowe jak i bytowe. Ponieważ jestem uzależniony od sprzętu elektronicznego zawsze mam go ze sobą, a jego zabezpieczanie staje się kluczowe. Telefon, kamera, aparat, karty pamięci, tablet czy środki opatrunkowe to wszystko musi być odpowiednio zabezpieczone. Jeśli tego nie zrobicie to wystarczy chwila nieuwagi … np. wypuszczając na plaży telefon z ręki, narażacie się na spory wydatek czyszczenia telefonu z wszędobylskiego, drobniusieńkiego piasku. Zabezpieczenia Od pierwszej mojej przygody z zawilgotniałym telefonem minęło już kilka lat. W tym czasie przerobiłem wiele różnych rozwiązań. Od domowych sposobów ze zwykłymi workami foliowymi, kuchennymi torebkami strunowymi, po przeróżne oferowane w sklepach zabezpieczeniach na mapy. O ile te pierwsze rozwiązania są najtańsze i najprostsze, o tyle jeśli chcecie korzystać podczas biegu np. z nawigacji w telefonie to jest to trudne. Trzeba zdjąć po prostu woreczk i narazić telefon na kontakt z wilgocią. Oczywiście zawsze lepszy telefon w zwykłym foliowym worku, niż telefon zalany, więc jeśli nie chcecie wydawać pieniędzy, to ten poziom zabezpieczeń jest wystarczająco skuteczny. Dla bardziej wymagających potrzebne są zdecydowanie lepsze rozwiązania. Na przestrzeni kliku ostatnich lat, używałem wielu różnych patentów i zupełnie niedawno natrafiłem na jedno z ciekawszych jakie do tej pory miałem – torebki aLOKSAK . W zestawie za ok 120 zł znajdują się 4 różne wielkościowo sakwy. Zestaw jaki posiadam pozwala osobno zabezpieczyć telefony (dwa rozmiary torebek), dokumenty a największy mapę lub środki opatrunkowe (w szczególności plastry chirurgiczne na odciski). Można je też kupić pojedynczo lub pakowane po dwie – w różnych opcjach. Na allegro zestaw dwóch opakowań na telefony kosztuje zaledwie 40 zł. Dwie struny (hermetyczna szczelność), wytrzymała elastyczna folia oraz działanie dotyku telefonu stanowi dla mnie jak na razie najlepsze ze wszystkich dotychczas testowanych zabezpieczeń. Zainteresowanych odsyłam na stronę produktową po bardziej szczegółowe parametry techniczne TUTAJ Mam nadzieję, że pomimo niejednokrotnie ekstremalnych warunków w jakich biegacie, nigdy nie zalejecie swoich telefonów i dokumentów. Jeśli macie jakiej swoje patenty i konkretne produkty wpisujcie proszę swoje doświadczenia i linki do produktów w komentarzach. autor: Bartosz Konopka – Zwiedzanie przez Bieganie  

Bezpieczeństwo telefonu i dokumentów biegacza

PolecamyBoLubimy

PolecamyBoLubimy

Zapisz się do naszego newslettera aby być na bieżąco z najnowszymi informacjami.
Zapisz się
close-image