Tak się wydarzyło, że obdarzona zaufaniem marki GARMIN, otrzymałam w ramach testów zegarek biegowy FORERUNNER 630. Nie ukrywam, że był to bardzo śmiały krok z ich strony, bo ja raczej sceptycznie podchodzę do coraz to nowszych i bardziej wypasionych biegowych wspomagaczy. Z marką Garmin jestem związana od około roku. To właśnie tej marce zaufałam sięgając po pierwszy zegarek biegowy (na co dzień korzystam z modelu 235 i jestem przekonana o jego wyższości nad innymi). Wcześniej używałam stopera za 5 zeta, a tętno mierzyłam paluchem bezpośrednio na szyi. W pewnym momencie przyszedł jednak ten czas, że trzeba było monitorować parametry, których zliczanie na własną rękę zajmuje zdecydowanie za dużo czasu z dużym prawdopodobieństwem pomyłki. Jak wspomniałam ostatnimi czasy w moje ręce wpadł model 630. W związku z tym, że trenuję dużo i często, bardzo dużo też startuję, to dwa miesiące wspólnych treningów i zawodów dały mi możliwość dobrego poznania tego biegowego jegomościa. 1. Pierwsze wrażenie. Na pierwszy rzut oka zegarek jest estetyczny, wygląda ładnie, choć na moje oko bardzo męsko. Jego pasek jest dość sztywny, gotowa jestem użyć stwierdzenia, że toporny, ale to zupełnie nie ma znaczenia jeśli chodzi o użytkowanie. O ile swojego wcześniejszego Garmina używam jako zegarka na co dzień to model 630 w tym wydaniu mi nie pasuje. Choć jego tarcza jest tej samej wielkości jak w przypadku innych modeli to chyba przez ten optycznie powiększający pasek odnoszę wrażenie, że na moim bardzo cieniutkim nadgarstku wygląda na ogromny. Jednak kiedy przymierzył go mój mąż, na ręce zacnych rozmiarów, zegarek prezentował się rewelacyjnie. Zegarek to nie tylko tarcza z paskiem. W opakowaniu znajdziemy jeszcze regulowany pas umożliwiający pomiar tętna oraz kabel USB niezbędny do ładowania. 2. Bateria To dość istotna kwestia, szczególnie dla długodystansowców, ultrasów czy zapominalskich, którym z ładowarką nie po drodze. Producent zapewnia, że zegarek pracuje w trybie treningu do 16 godzin. Przyznam, że podczas testów nie odbywałam 16 godzinnego treningu, ale rzeczywiście nie wymaga zbyt częstego ładowania. Warto zwrócić uwagę, że jeśli już tego ładowania wymaga to proces ten trwa naprawdę krótko. Jeśli potrzebujesz wyjść na około dwugodzinny trening, a Twój Garmin 630 piszczy, że mu słabo to raczej i tak jeszcze da radę wykrzesać z siebie zapas na te dwie treningowe godziny, a jeśli boisz się mu zaufać to wystarczy podkarmić go kilka minut i masz pewność, że da radę. Zaletą jest też fakt sprawnego pobierania energii z power banków. Zatem można go ładować niemal w locie. Zdarzyło mi się to przed zawodami. W drodze na start zegarek zasugerował mi, że słabnie. Zanim stanęłam na starcie zdążył się całkowicie posilić energią z power banku. Nie zauważyłam, żeby „jazda na oparach”, nawet na ostatnich procentach mocy miała wpływ na monitoring parametrów treningowych. Zegarek tak samo pracuje zarówno będąc naładowany po brzegi, a także kiedy stan naładowania baterii jest bardzo niski. 3. Wyświetlacz & smartwatch. Tarcza, a tym samym wyświetlacz są duże i czytelne. Warto zaznaczyć, że zegarek jest również smartwatchem. Tarcza zegarka działa na dotyk. I teraz czy to wada czy zaleta? Chyba zależy. Dla mnie początkowo ciężko było się przestawić na dotykalski ekranik i odruchowo próbowałam wszystko bezskutecznie załatwiać przyciskami. Kiedy przywykłam uważam, że jest to stosunkowo wygodne. Tarcza dobrze reaguje na dotyk. Ciekawostka, której nie rozumiem! Tarcza jest bardziej czuła na dotyk kiedy mamy zegarek założony na nadgarstek. Kiedy zegarek się ładuje lub zwyczajnie leży na półce to jest zdecydowanie mniej chętny do współpracy. Normalnie jakby walnął focha, że go nie nosisz. Niestety cała ta dotykalskość trochę traci podczas deszczu. Gdy szybka jest wilgotna, pokryta kroplami deszczu to niestety (co chyba także logiczne) jej czułość jest nieco upośledzona. To samo zauważyłam kiedy moje paluchy były wilgotne od potu. W sumie to nawet rozumiem, nikt nie lubi jak się jakieś spocone bydle o niego ociera 🙂 Zatem moi drodzy jak się zachce dotykalskiego ekranu to zanim się go dotknie należy paluszki o bluzeczkę wytrzeć. W ramach testów sprawdziłam też jak ekran reaguje na rękawiczki z magicznym paluszkiem, czyli te, które wykorzystujemy zimą do smartfonów. Działa, tylko wymaga od nas większej precyzji, żeby takim opatulonym paluchem trafić w odpowiedni guzik na ekranie. Jak wspominałam zegarek współpracuje z innymi urządzeniami np. ze smartfonem. Po odpowiedniej konfiguracji za pomocą zegarka możesz odbierać smsy, maile czy powiadomienia z mediów społecznościowych, dostajesz także informacje o rozmowach przychodzących. Jest to bardzo wygodne w życiu codziennym. Możesz swobodnie korzystać z wielu opcji swojego telefonu bez jego udziału. Jednak podczas treningu, bynajmniej dla mnie, jest to dość irytujące, szczególnie jeśli akurat chwilę wcześniej wrzucasz np. fotkę na Instagram i co chwila pika Ci, że ktoś Cię właśnie ukochał. Na szczęście opcje powiadomień są bardzo elastyczne i np. na czas treningu można je dezaktywować. Przygotuj się tylko na to, że jak tylko zakończysz trening i powiadomienia się ponownie aktywują to Twój zegarek zaczyna je intensywnie ściągać i masz wrażenie jak by zamienił się na kilkanaście sekund w karabin maszynowy. W temacie wyświetlacza warto też wspomnieć o personalizacji ekranów. Po pierwsze ekrany są ruchome, czyli podczas treningu można je przesuwać i monitorować różne parametry. Po drugie każdy z tych ekranów można zindywidualizować. Na każdej tarczy można umieścić do 4 pól, które pokazują nam w tym samym czasie różne pomiary. To jest bardzo wygodna opcja. Jeden rzut na taśmę i widzisz jednocześnie np. dystans, tempo, tętno i czas okrążenia. W sumie to widzisz to czego potrzebujesz, musisz jedynie wcześniej podjąć decyzję jakie parametry zamierzasz monitorować. 4. Dokładność GPS Zegarek błyskawicznie łapie sygnał GPS. Ogólnie nie ma kłopotów w betonowych miejskich czeluściach. Nie straszne mu wysokie wieżowce i potężne kamienice. Nawet w tunelach daje radę i nawet na moment nie traci łączności. Generalnie w mieście jest nie do ruszenia. Troszkę słabiej jest jak się go wywiezie głęboko w las, albo wpuści w inne maliny na głębokim odludziu czy bezdrożu. W takich warunkach się troszkę gubi i zaczyna nas czasami oszukiwać. Niestety nie mam alternatywy. Nie znam zegarka, który byłby w tym przypadku idealny. Jeśli chodzi o treningi ma bieżni to zegarek daje radę na pełnowymiarowym stadionie lekkoatletycznym. Przy 400 metrowym jajku jest stosunkowo dokładny i nie głupieje