Aktualności

TrenujemyBoLubimy(14): Kadencja – czas na zmianę!

Parę lat temu głośno mówiło się o tym, że biegacz długodystansowy musi biegać długim krokiem. Nauczyciele na mistrzostwach powiatu w biegach przełajowych krzyczeli do swoich podopiecznych „ wydłuż krok!!! ” – cokolwiek konkretnego miało to oznaczać. No to dzieci biegały wielkimi susami. Grawitacja wciskała ich biodra w ziemię, noga prostowała się w kolanie, a płuca i mięśnie za nic w świecie nie akceptowały tych technicznych „udogodnień”. Dziś wiemy znacznie więcej. Kadencja to nic innego jak ilość kroków wykonana w ciągu minuty biegu. Według wielu badań i analiz trenerów, idealna kadencja to 180 kroków na minutę. Po co nam to? Właściwa kadencja pozwala nam zoptymalizować technikę i ekonomię biegu, a to jednoznacznie przekłada się na nasze biegowe prędkości i uzyskiwane rezultaty. Więc chyba warto nad tym popracować, prawda?   Kadencja zależna jest oczywiście od indywidualnych predyspozycji, wzrost,  waga i biegowy staż. Wysocy biegacze, zawsze będą biegać z nieco mniejszą kadencją niż ci z przedziału165-170cm. No dobrze, przejdźmy do ćwiczeń. 15 minut trucht. Truchtając nie ćwiczmy kadencji, bo… to nie ma sensu 😉 Rozgrzewkę zróbmy dosyć dynamiczną. Następnie kilka ćwiczeń rozciągających i ruszamy. Na odcinku 10 metrów wykonamy 5 x szybki półskip A. Później w tej samej ilości zrobimy skip C z założeniem jak najkrótszego kontaktu stopy z podłożem.  Teraz przejdziemy do dynamicznego skipu A jednonóż – 2 x 10m na L i P nogę. To samo skip C. Naszą kadencję spróbujemy przetestować na 50-cio metrowych przebieżkach. 8-10 razy pobiegniemy z założeniem delikatnego skrócenia swojego naturalnego kroku biegowego. Na pierwszy raz u niektórych może wyglądać to nieco komicznie, ale nie przejmujcie się tym. Rekordziści świata też nie urodzili się mistrzami. My dążmy do optymalizacji kroku biegowego, a nie za wszelką cenę kadencji na poziomie 180. W czasie biegu nade wszystko musimy czuć się rozluźnieni. Jeżeli tak nie jest, to być może próbujemy biegać zbyt wysoką kadencją, która przynosi efekt odwrotny do zamierzonego. Generalnie optymalizacja techniki biegu to z reguły długotrwały proces wymagający cierpliwości. Ale nie przestawajmy wierzyć, że zmiana kadencji z reguły wychodzi na dobre… 😉 Autor: Bartłomiej Osior – bbl Wydminy

TrenujemyBoLubimy(14): Kadencja – czas na zmianę!

TrenujemyBoLubimy(13): Powakacyjne przebudzenie. Interwały w tempie startowym.

Za nami okres wakacyjnej przerwy. Część z was zapewne wykorzystała to na totalną regenerację i odpoczynek od wszystkiego (również od codziennych treningów). Dla innych wyrwanie się z reżimu intensywnej pracy i udanie się na długi urlop były doskonałą okazją do urządzenia sobie obozu biegowego z prawdziwego zdarzenia. Jednak z psychologicznego punktu widzenia nierzadko wygląda to tak, że brak obowiązku pracy oraz długo kumulowana chęć odpoczynku połączona z nadmiarem czasu wolnego sprawiają, iż nasza mobilizacja do biegania w okresie letnim również spada. Mało tego. Niejednokrotnie w tym okresie dopadają nas jakieś nieplanowane infekcje, choroby i inne dziwne przypadłości, na które nasz organizm pozostający przez cały rok w stanie hipermobilizacji zwyczajnie nie miał czasu. Cóż, wiele zależy od odpowiedniego zarządzania swoimi zasobami. Ja ze swojej strony mam głęboką nadzieję, że dźwięk szkolnego dzwonka nada naszym treningom należyty rytm. Zatem ruszamy! Przełom lata i jesieni to dla biegaczy druga część sezonu i okres bardzo intensywnych startów. Rekordy życiowe tylko czekają, żeby je pobić. I rzeczywiście statystycznie to właśnie w okresie jesiennym tych „życiówek” pada najwięcej ( a nie na wiosnę po dobrze przepracowanej zimie, jakby się wielu wydawać mogło… ) Chcąc poprawić swój czas na 10 kilometrów lub w półmaratonie powinniśmy co jakiś czas zrobić jednostkę treningową, która będzie dla nas znacznie mocniejszym bodźcem. I właśnie dlatego dziś sięgniemy po INTERWAŁY.   O zaletach treningu interwałowego długo można by opowiadać. Poprawia krążenie krwi i przyśpiesza procesy regeneracyjne w tkankach, zwiększa możliwości układu oddechowego, rozpędza nasz metabolizm i przede wszystkim bardzo pozytywnie wpływa na nasze zdolności motoryczne, a to klucz do sukcesu i jesiennych rekordów życiowych. Zaczynamy tradycyjnie od 15 min truchtu i 10 minut rozgrzewki. W tym miejscu warto dodać, że rozgrzewka przed interwałami powinna być dosyć dynamiczna, żeby organizm optymalnie przygotować do wysiłku o dużej intensywności. Dlatego zakończymy ją kilkoma przebieżkami na odcinku 60-80m. W części głównej pobiegniemy 8-10 x 60s w swoim docelowym tempie startowym na 10 kilometrów, z przerwami 30-45 s w truchcie. W grupach zróżnicowanych poziomem zachęcam do tego, żeby takie treningi organizować właśnie w odniesieniu do czasu trwania, a nie przebiegniętego dystansu. Przy założeniu na przykład 10 x 300m na przerwach 100m różnice między biegaczami zaawansowanymi i tymi zupełnie początkującymi mogą sprawić, że trening mocno rozciągnie nam się w czasie i będzie trudniejszy do skontrolowania ( przypomnę w tym miejscu, że niezmiennie jesteśmy biegaczami amatorami, a nie z „Aniołkami Matusińskiego” 😉 ). Ostateczną dawkę zadanych interwałów oczywiście pozostawiam lokalnym trenerom, a Wam drodzy biegacze, życzę wytrwałości i przede wszystkim przyjemności. P.S. Po części głównej treningu nie zapomnijcie o 5-10 min „schłodzenia” czyli truchtu, w czasie którego organizm spokojnie powróci do stanu równowagi funkcjonalnej. Do następnego! Autor: Bartłomiej Osior – bbl Wydminy

TrenujemyBoLubimy(13): Powakacyjne przebudzenie. Interwały w tempie startowym.

Chodem i młotem – podsumowanie MŚ w lekkiej atletyce

Po cudownych i zaskakujących igrzyskach olimpijskich w Tokio kibicom przyszło przełknąć gorzką pigułkę. Polaków nawiedził spory regres, niczym giełdowa bessa. Kto zawiódł a kto zaimponował? Czas podsumować mistrzostwa w amerykańskim Eugene. Ten, kto śledził tegoroczny sezon lekkoatletyczny w kraju nie powinien być, co prawda zaskoczony, że Polska wywalczyła cztery medale na tej imprezie – takie były też zapowiedzi ekspertów. Teoretycznie wydawać by się mogło, że plan wykonany został w 100%, jednak same medale nie oddają w pełni tego, co działo się w USA. Zacznijmy od rzutu młotem. Paweł Fajdek i Wojciech Nowicki zrobili swoje. Nie dało się tego wykonać lepiej. Fajdek ma patent na mistrzostwo świata… wywalczył tytuł już po raz piąty z rzędu i przed nim już tylko car tyczki, czyli Siergiej Bubka (tytułów 6 z rzędu). Konkurs stał na bardzo wyrównanym poziomie, gdyż aż 5 zawodników przekroczyło granicę 80 metrów – Polacy jednak wytrzymali presję znakomicie. Chwilę później byliśmy świadkami sensacji podobnej do tej z Tokio, kiedy to po złoto igrzysk poszedł Dawid Tomala. Katarzyna Zdziebło wywalczyła srebro, miażdżąc przy tym rekord Polski na dystansie 20 kilometrów.  Wydawać by się mogło, że znów dzieję się cud i mamy mocną kadrę w wielu konkurencjach… jednak tak się nie stało. Czekaliśmy cały tydzień i podziwiać przychodziło nam głównie reprezentantów USA, którzy po prostu zdawali się startować w innej lidze. Rzuty już niepolskie Nie mamy pchnięcia kulą, nie mamy rzutu dyskiem, nie mamy również rzutu oszczepem a pod nieobecność kontuzjowanej Anity Włodarczyk, która jest bliżej końca niż początku kariery, nie mieliśmy także kobiecego rzutu młotem. Finały konkurencji rzutowych, w których nie mieliśmy reprezentanta były z pewnością przykrym obrazkiem. Zaplecza jednak nie widać. Z pewnością, gdyby Maria Andrejczyk miała zdrowy bark rozniosłaby konkurencję, lecz niestety jak sama przyznaje dolegliwość jest już permanentna. Oddana bieżnia Na igrzyskach w Tokio odczarowaliśmy biegi – udało się wywalczyć aż 3 medale. Z Eugene wracamy bez żadnego. Najpierw sztafeta 4×400 m mikst z pierwszego miejsca podczas igrzysk spadła na czwarte w mistrzostwach świata, później zimny prysznic 800-metrowców na czele z Patrykiem Dobkiem. Dawno nie było sytuacji, żeby nasz specjalista od dwóch okrążeń nie zameldował się choćby w półfinale. Honoru biegaczy broniła Sofia Ennaoui, która zajęła 5 miejsce w finale na 1500 metrów i trzeba przyznać, że zrobiła absolutnie wszystko, co mogła. Po dwóch latach nieobecności – spisała się znakomicie. Tutaj na podium nie liczyliśmy, jednak zacieraliśmy ręce na myśl o kobiecej sztafecie 4×400 metrów. „Aniołki Matusińskiego” najpierw biegały indywidualnie. Anna Kiełbasińska zameldowała się w finale – zajmując 8. miejsce. Natalia Kaczmarek po wspaniałych eliminacjach (50,21 sek.), w półfinale „zgasła”. Tłumaczyć się nie chciała, obiecując walkę w sztafecie… nie przypuszczała, że nie będzie mieć okazji w niej pobiec. Biegnące w składzie: Justyna Święty-Ersetic, Iga Baumgart-Witan, Kinga Gacka i Małgorzata Hołub-Kowalik nie zdołały awansować do finału. Z czasem wolniejszym o ponad 9 sekund od rekordu kraju sprinterki zajęły 5 miejsce w swoim biegu. Hołub kończyła bieg z zakrwawioną stopą, gdyż Kanadyjka nadepnęła jej na nogę. Protestu nie uwzględniono – piękny sen, który trwał od 2016 roku – został przerwany.   Występ na medal Jeśli na mistrzostwach przyznawałoby się jeden medal za czwarte miejsce – wówczas powędrowałby on do wieloboistki Adrianny Sułek. Podopieczna Marka Rzepki zapewniła nam dwa dni wspaniałych emocji w siedmioboju. Walczyła jak lwica, ustanawiając kilka rekordów życiowych, jednak wystarczyło to „tylko” na czwarte miejsce. Po 37-latach udało się poprawić rekord Polski wynikiem 6672 punkty. Jest to najlepszy wynik w historii MŚ, który… nie dał medalu. Zapach podium Kolejnym miłym akcentem był bez wątpienia występ Damiana Czykiera. Po raz pierwszy w historii mieliśmy płotkarza (110 m) w finale MŚ. I nie było tutaj przypadku. Damian w półfinale z nieco zbyt silnym wiatrem, pobiegł lepiej od własnego rekordu Polski. Widać było, że jest w życiowej formie. W finale wytrzymał presję. Po falstarcie Devona Allena  z USA oraz kontuzji na rozgrzewce Jamajczyka Hansle Parchmenta w biegu zostało tylko sześciu zawodników. Czykier pobiegł bardzo poprawnie ocierając się o medal. Finiszował na „czwórkę”, jednak za występ trzeba mu wystawić 5 z plusem! Sprinterzy jak długasi Można powiedzieć, że najkrótsze i najdłuższe dystanse w polskiej lekkiej atletyce łączy jedno – nie liczymy się na świecie. Nie jesteśmy nawet w drugim szeregu. W biegach długich fizycznie nie było Polek i Polaków wcale. W sprincie – walczyła osamotniona Ewa Swoboda. Można śmiało napisać, że gdyby był dystans 40-metrów to Polka byłaby medalistką każdej imprezy. Na starcie zawstydziła nawet Jamajki. Jednak w drugiej części dystansu jak sama powiedziała „pociąg odjechał”. Skończyło się, zatem na półfinale. Sezon halowy zwiastował, że wreszcie uda się poprawić leciwy już rekord Polski na 100 metrów Ewy Kasprzyk, który dawałby awans do finału. I tak mijały kolejne dni… Biliśmy brawo, głównie innym, czekając na chód. Katarzyna Zdziebło znów zmiażdżyła rekord Polski, tym razem na 35 kilometrów i znów cieszyła się ze srebra. Zrobiła coś niezwykłego! Zdobyła 50% medali całej reprezentacji. Dublet w kobiecym chodziarstwie zgarnęła Peruwianka Kimberly  Garcia Leon i jak się okazało to wystarczyło, aby pokonać Polskę w klasyfikacji medalowej tych mistrzostw… Świat „odjechał”, lecz jeszcze bardziej „odfrunął” całej Europie. Mimo najsłabszego od wielu lat występu na tej imprezie Polska była jedynym reprezentantem Starego Kontynentu w pierwszej dziesiątce klasyfikacji medalowej (8 miejsce). Z pewnością  sezon poolimpijski do łatwych nie należy. Przez pandemiczne perturbacje już za 3 tygodnie zostaną rozegrana mistrzostwa Europy. Dwie imprezy, jeden sezon – część lekkoatletów wybrał ekonomicznie mniejszą konkurencję i wystąpi wyłącznie w Monachium. Z pewnością będzie tam więcej biało-czerwonych akcentów na podium. Oby, bo dziur lekkoatletycznych w wielu konkurencjach mamy naprawdę sporo a nic tak nie napędza dyscypliny jak sukcesy! Autor: Maciej Żukiewicz – bbl Ożarów Mazowiecki

Chodem i młotem – podsumowanie MŚ w lekkiej atletyce

Informacje

Testujemy opaski Ivybands

Należę do tych osób, które na treningu wygodę cenią ponad wszystko. Nie cierpię kiedy mi coś dokucza, zjeżdża, podnosi, uciska albo lata. Dlatego pod kątem komfortu, każdy element garderoby wybieram bardzo starannie i nie uznaję kompromisów. O ile dość szybko znalazłam idealnie przylegający top, legginsy dopasowane prawie jak własna skóra i buty, które niemal same biegają, to ogromnym problemem okazały się drobiazgi. Te małe elementy, o których na codzień nawet nie myślimy, a ich brak dostrzegamy dopiero w krytycznych momentach. Wiecie, że najwięcej kłopotu miałam z okiełznaniem włosów? Kto by pomyślał, że trening lub zawody można położyć przez fryzurę ? Chociaż może fryzura to w tym przypadku dość szumne określenie. Artystyczny nieład, swobodny rozgardiasz, chaos na szeroka skalę… tak w wielkim uproszczeniu można nazwać to co jest na mojej głowie podczas treningu. Niestety poza treningiem często też. Nie będę ukrywać. Mistrzem wyrafinowanych fryzur nigdy nie byłam. Za to mogę kandydować na miss bałaganu na głowie lub królową kitek i kucyków. Zapewniam Was, że obstawiam czołówkę z dużą szansą na podium. W trakcie treningu najbardziej irytuje mnie kiedy na twarz spadają mi włosy. Są wszędzie! Spadają na wilgotne czoło. Chętnie włażą w oko. A apogeum szału osiągam, kiedy kosmyk spada mi skropioną potem twarz i zaczyna łaskotać. Jestem wtedy bezbronna, bo w dłoniach np. trzymam dwa ciężkie hantle. Mogę próbować go zdmuchnąć, ale on zawsze powraca. Mogę go strząsnąć hantlą, ale ryzykuje utratę nosa. Ostatecznie muszę przerwać serię, rzucić z hukiem ciężar o podłogę i nieposłuszny kosmyk okiełznać. A on i tak po minucie wróci na miejsce, z którego go przed momentem zabrałam. Podobnie jest na treningu biegowym. Po 3 kilometrze z mojego misternie wykonanego, idealnie wylizanego kucyka zaczynają wyłazić, niczym dżdżownice po deszczu, kosmyki włosów. Ja zaczynam wyglądać jak czupiradło i zamiast skupiać się na prawidłowej pracy rąk podczas biegu to nerwowo strącam loki, które przysłaniają mi pół świata. Szukałam rozwiązań. Rynek obfituje w opaski, gumki, spinki i kokardki, ale są one świetnym rozwiązaniem dla statycznych dam, a nie dla kobiet aktywnych fizycznie. Uwierzcie, starłam się je przysposobić, ale więcej było z tego kłopotu niż wygody. W końcu trafiłam na opaski dedykowane sportowcom. Może na tak szumne miano jak sportowiec nie zasługuję, ale czy moje włosy są mniej kapryśnie niż włosy sportowej ikony? Nie sądzę! Dlatego postanowiłam spróbować. W sumie… co mi szkodzi?! Tak zaczęła się moja przygoda z Ivybands. Na pierwszy rzut oka to zwykła opaska. Ładna, kolorowa, ale nie bardzo potrafisz stwierdzić na czym polega jej innowacyjność. Zdanie zmienisz kiedy ją przymierzysz. Wtedy się troszkę zdziwisz, bo gdzie ją założysz tam zostanie. Zazwyczaj opaski mają tendencję do wędrowania po całej głowie. Czasem wystarczy, że poruszysz powieką, a skrupulatnie ułożony kawałek materiału zdąży się ześlizgnąć. Tutaj nie musisz się tego obawiać. Część opaski stanowi gumka, dzięki której całość świetnie dopasowuje się do kształtu głowy. Nieważne czy jest ona bardziej okrągła, czy owalna. Wszystko będzie pasowało jak trzeba. Najbardziej zastanawiające jest jednak to, dlaczego zostaje ona na swoim miejscu. Sekret tkwi w tym czego nie widać. Odpowiedź na swoje pytanie znalazłam dopiero po wewnętrznej stronie. Z zewnątrz opaska jest śliska, ale od środka wyścielona jest delikatnym „meszkiem”. Producent nazywa to “unikatową wyściółką z materiału kompozytowego, Velvet.” Zapewnia także, że: “Zastosowany materiał został opracowany po 2 latach badań i opatentowany na całym świecie” oraz “został opracowany przez absolwentów Harvardu i wielokrotnie testowany przez przez najlepszych sportowców, zwycięzców maratonów i osoby aktywne fizycznie”. Dla mnie to akurat mało istotne czy materiał jest kompozytowy czy nie, ale działa. Biegam w Ivybands ponad trzy miesiące, więc zdążyłam wypróbować je przy różnej pogodzie. Raz przypadkowo opaska zaplątała się w pralce, wiec mogę przynać, że pierze się dobrze i nie farbuje. Zaliczyłam w nich również starty w zawodach. Nie zawiodła mnie. Opaski są dostępne w trzech szerokościach: 1,5 cm, 2 cm (wersja odblaskowa) i 2,5 cm. Jeśli chodzi o funkcjonalność to szerokość nie ma żadnego znaczenia. Wszystkie trzymają się jednakowo dobrze. Oferowane są w szerokiej gamie kolorystycznej. Przypuszczam, że każda z nas znajdzie coś odpowiedniego dla siebie. Cena też jest przystępna. Opaska to koszt niespełna 25 PLN. Dzięki temu, że marka nie jest jeszcze zbyt popularna w Polsce, mamy szansę na zakup unikatowego produktu, który się wyróżnia. Dla mnie to istotne, bo lubię mieć gadżety inne niż wszyscy. Bardzo cieszy mnie fakt, że producent pomyślał o bezpieczeństwie i zaprojektował opaskę odblaskową specjalnie dla kobiet, które trenują po zmroku. Nie wiem czy pamiętacie, ale swego czasu napisałam dla Was tekst “Jak Cię widzą… takie Twoje bezpieczeństwo!” [czytaj TUTAJ] Tłumaczyłam w nim jak w domowych warunkach sprawdzić jakość elementu odblaskowego. Test z telefonem komórkowym wypadł pozytywnie. Odblaski na opasce są dobrej jakości i nie zawiodą w ciemnościach.  Autor: Ilona Brusiło – trener bbL Warszawa, mamyruszamy.pl  

Testujemy opaski Ivybands

Ivybands – rewelacyjne opaski do włosów

Bieganie to najprostsza forma ruchu, dającą ogromną satysfakcję i przyjemności na każdym etapie. Początkowo odczuwamy ogromną radość z przełamania wewnętrznych oporów oraz zastrzyk energii zwiększający motywację podczas pierwszych treningów. Następnie pojawia się duma z pierwszych sukcesów oraz potrzeba osiągnięcia coraz bardziej ambitnych celów. Zdarza się, że bieganie jest formą relaksu pozwalają oderwać się od codziennych obowiązków.    Niezależnie od motywacji i pomysłu na bieganie nic nie powinno utrudniać nam treningu. Częstym problemem biegaczy posiadających dłuższe włosy są zsuwające się opaski, gumki do włosów, spinki. W odpowiedzi na ich potrzeby grupa profesjonalistów zaprojektowała opaski, które skutecznie przytrzymują włosy i nie zsuwają się z głowy. Opaski były przez 2 lata testowane na Uniwersytecie Harwarda w najbardziej ekstremalnych warunkach. Specjalna wewnętrzna warstwa kompozytowa Velvet dzięki unikalnym właściwościom stabilnie i delikatnie przytrzymuje włosy, pozostawiając opaskę w tym samym miejscu nawet podczas intensywnego wysiłku czy kilkugodzinnego noszenia. Dzięki temu możesz zapomnieć o bolesnym uciskaniu głowy czy nieprzyjemnym wyrywaniu pojedynczych włosów. W przeciwieństwie do silikonowych opasek nic nie pozostaje na włosach ani nic się nie wykrusza. Na świecie opaska Ivybands stała się ulubionym sportowym gadżetem nie tylko profesjonalnych sportowców, ale również entuzjastów aktywności. Towarzyszy w drodze na siłownię, pilates, w trakcie biegania, a nawet podczas ćwiczeń w domu. Opaska doskonale podtrzymuje włosy podczas treningu, tak więc spadające na oczy kosmyki włosów nie będą już dla nikogo problemem. W Polsce opaski Ivybands są dostępne od kilku miesięcy, ale już zdobyły grono fanów usatysfakcjonowanych ich skutecznością. To rewolucyjna opaska, pierwsze, która nie zsuwa się z głowy. Przy czym jest tak delikatna, że możesz o niej zapomnieć. Szeroki wybór wzorów i bogaty wachlarz kolorystyczny są odpowiedzią na najnowsze trendy, oraz zróżnicowane gusta użytkowników. Wśród modeli znajdują się wersje z paskiem odblaskowym zwiększającym bezpieczeństwo po zmroku. Aktualnie dostępne są opaski w szerokościach 10 mm, 16 mm, 22 mm, 25 mm. Wszystkie w bardzo atrakcyjnej cenie ok. 25 zł. Pełen dostępny asortyment znajduje się na oficjalnej stronie produktu: www.ivybands.pl Opaski zaprojektowane z myślą o zabieganych, pozwalają cieszyć się z treningu i powodują, że każdy kilometr przebyty wspólnie sprawia radość. Innowacyjne opaski, które nie zsuwają się z głowy, nie plączą włosów i są dostępne we wszystkich kolorach tęczy. Dołącz do grona usatysfakcjonowanych fanów Ivybands! 

Ivybands – rewelacyjne opaski do włosów

Ivybands – rewelacyjne opaski do włosów

Bieganie to najprostsza forma ruchu, dającą ogromną satysfakcję i przyjemności na każdym etapie. Początkowo odczuwamy ogromną radość z przełamania wewnętrznych oporów oraz zastrzyk energii zwiększający motywację podczas pierwszych treningów. Następnie pojawia się duma z pierwszych sukcesów oraz potrzeba osiągnięcia coraz bardziej ambitnych celów. Zdarza się, że bieganie jest formą relaksu pozwalają oderwać się od codziennych obowiązków.    Niezależnie od motywacji i pomysłu na bieganie nic nie powinno utrudniać nam treningu. Częstym problemem biegaczy posiadających dłuższe włosy są zsuwające się opaski, gumki do włosów, spinki. W odpowiedzi na ich potrzeby grupa profesjonalistów zaprojektowała opaski, które skutecznie przytrzymują włosy i nie zsuwają się z głowy. Opaski były przez 2 lata testowane na Uniwersytecie Harwarda w najbardziej ekstremalnych warunkach. Specjalna wewnętrzna warstwa kompozytowa Velvet dzięki unikalnym właściwościom stabilnie i delikatnie przytrzymuje włosy, pozostawiając opaskę w tym samym miejscu nawet podczas intensywnego wysiłku czy kilkugodzinnego noszenia. Dzięki temu możesz zapomnieć o bolesnym uciskaniu głowy czy nieprzyjemnym wyrywaniu pojedynczych włosów. W przeciwieństwie do silikonowych opasek nic nie pozostaje na włosach ani nic się nie wykrusza. Na świecie opaska Ivybands stała się ulubionym sportowym gadżetem nie tylko profesjonalnych sportowców, ale również entuzjastów aktywności. Towarzyszy w drodze na siłownię, pilates, w trakcie biegania, a nawet podczas ćwiczeń w domu. Opaska doskonale podtrzymuje włosy podczas treningu, tak więc spadające na oczy kosmyki włosów nie będą już dla nikogo problemem. W Polsce opaski Ivybands są dostępne od kilku miesięcy, ale już zdobyły grono fanów usatysfakcjonowanych ich skutecznością. To rewolucyjna opaska, pierwsze, która nie zsuwa się z głowy. Przy czym jest tak delikatna, że możesz o niej zapomnieć. Szeroki wybór wzorów i bogaty wachlarz kolorystyczny są odpowiedzią na najnowsze trendy, oraz zróżnicowane gusta użytkowników. Wśród modeli znajdują się wersje z paskiem odblaskowym zwiększającym bezpieczeństwo po zmroku. Aktualnie dostępne są opaski w szerokościach 10 mm, 16 mm, 22 mm, 25 mm. Wszystkie w bardzo atrakcyjnej cenie ok. 25 zł. Pełen dostępny asortyment znajduje się na oficjalnej stronie produktu: www.ivybands.pl Opaski zaprojektowane z myślą o zabieganych, pozwalają cieszyć się z treningu i powodują, że każdy kilometr przebyty wspólnie sprawia radość. Innowacyjne opaski, które nie zsuwają się z głowy, nie plączą włosów i są dostępne we wszystkich kolorach tęczy. Dołącz do grona usatysfakcjonowanych fanów Ivybands! 

Ivybands – rewelacyjne opaski do włosów

PolecamyBoLubimy

PolecamyBoLubimy

Zapisz się do naszego newslettera aby być na bieżąco z najnowszymi informacjami.
Zapisz się
close-image