Czy kiedy byłeś małym chłopcem zdarłeś sobie porządnie kolano? A Ty mała dziewczynko, czy nie byłaś kiedykolwiek przerażona widmem smarowania odkażającą jodyną zdartego łokcia po upadku na rowerze?
Zapewne większość z Was opowiedziała “no pewnie!”. A pamiętacie złamaną rękę, palec czy nogę? “Jasne” mówicie, no bo w końcu jak tego nie pamiętać. Połamaniec, o którego wszyscy w klasie się troszczyli, zwolnienia ze sprawdzianów, zajęć sportowych i te serduszka na gipsie. Beztroskie dziecięce emocje przerywane czasem złością rodziców.
W dorosłym życiu każdy z nas biegaczy nie pozwoli sobie na takie myślenie. Dbamy szczegółowo o niuanse naszego zdrowia, bo każde dłuższe, niż tydzień, wykluczenie z treningu staje się udręką. Przychodzą jednak takie sytuacje kiedy nie ma się wpływu na bieg wydarzeń. Oddziałują one na nasze sportowe jestestwo i często powodują zupełne wykluczenie z jakiejkolwiek aktywności fizycznej nawet na kilka miesięcy. W takich momentach stajecie przed problemem, w pełni świadomi i wyzbyci z dziecięcej beztroski, mierząc się z realnym zagrożeniem eliminacji aktywności fizycznej z życia codziennego.
Bo bieganie uzależnia
Na ten temat napisano już wiele artykułów. Sam fakt uzależnienia, na pewno sami odczuwacie kiedy nie możecie się doczekać treningu i nerwowo przebieracie nogami pod korporacyjnym biurkiem. Jest to jednak bardzo miłe odczuwanie uzależnienia. Problem jednak zaczyna się w sytuacji, kiedy nie możecie zrealizować zapotrzebowania na endorfiny, dopaminę, serotoninę czy adrenalinę. Bieganie to nałóg, sport to uzależnienie. Mózg przyzwyczaja się do korzystania z tych hormonów, w szczególności gdy stosujecie je regularnie. Ciężko jest je odstawić. Przeprowadzane badania wykazują, że nagłe przerwanie treningów może wywoływać depresję, apatię czy zobojętnienie. Nie spodziewałem się, że potrafi to naprawdę uderzyć to w człowieka z dużą siłą.
Dwie fazy stresu
Łatwo się pisze o euforii biegacza kiedy można biegać. Co jednak robić kiedy lądujecie nagle na SOR i dowiadujecie się, że w najbliższym czasie musicie mieć zoperowany brzuch. Sama dolegliwość, niby pierdoła, ale zagrażająca życiu. Trzeba wykonać zabieg ingerujący w mięśnie brzucha.
“Trzy nacięcia, laparoskopia nic skomplikowanego. Jestem jednak w obowiązku poinformować Pana o możliwych komplikacjach. W przypadku ich pojawienia się zabieg musi być wykonany metodą klasyczną. Zostaną rozcięte mięśnie brzucha co spowoduje wykluczenie Pana z wysiłku fizycznego na kilka miesięcy. W przypadku laparoskopii należy powstrzymać się od ćwiczeń na około miesiąc i powoli bez dużych obciążeń wracać do treningów. Czy wyraża Pan zgodę na zabieg?” Wyjścia nie miałem. “Dobrze zatem zabieg za 6 tygodni” .
W tym momencie rozpoczyna się pierwsza faza stresu. Co będzie? Przecież jak coś pójdzie nie tak to rozetną mi brzuch! A nawet jak będzie wszystko ok to i tak półtora miesiąca mam z głowy i zamiast biegania ścisła dieta i siedzenie na tyłku. Co będzie? Jak się to skończy? Co z moimi planami treningowymi na 2015? Styczeń i luty stracony, wiosenny maraton – nie ma szans. Do głowy dodatkowo wkradły się czarne wizje utraty zdrowia. Jednym słowem dramat.
Na zapas
No dobrze, trzeba odnaleźć się w nowej sytuacji. Mam półtorej miesiąca aby nadrobić dwa miesiące. Na wiosnę maratonu nie pobiegnę więc pobiegnę dwa dni przed zabiegiem! Nabiegać muszę się na zapas i zrealizować w dwa miesiące to co mam zaplanowane na cztery. Zwiększyłem zatem dwukrotnie jednostki treningowe a obawy o to, że nie będę biegał redukowałem świadomością, że pomimo przerwy plan będzie zrealizowany. Wszystko szło doskonale. Bagatelizowałem jednak objawy przetrenowania, bo przecież i tak za chwilę będę w szpitalu odpoczywał. Po tygodniowym świątecznym tereningu w górach, na kilka dni przed wyznaczoną datą maratonu, odmówił posłuszeństwa achilles. Zapalenie ścięgna w wyniku przeciążenia. Zdarzyło mi się to po raz pierwszy. Tak to jest jak się nie słucha swojego ciała a poprzez ambicjonalną postawę lekceważy podstawowe zasady bezpiecznego treningu. Niezależnie jednak od tego faktu, dzięki koncentracji na zrealizowaniu założonego planu “na zapas” udało mi się przetrwać cały okres poprzedzający zabieg, redukując myślenie o możliwym rozciętym brzuchu.
Najgorszy drugi tydzień
Zabieg na szczęście przebiegł bez komplikacji. Po narkozie powrót do stanu świadomości jest dość nieprzyjemny. Potem leżysz, dożylnie ketonal i tak trzy dni. Kiedy po tygodniu możesz się już prostować, ból praktycznie jest już nieodczuwalny. Zaczyna się druga faza stresu. Czujesz się już dobrze i nagle odzywa się mózg: “Ja chcę endorfin!! Daj mi adrenaliny!!” Ale jak, skoro wiesz, że Ci nie można, a dodatkowo na straży niepopełnienia głupoty stoi skrzypiące ścięgno. Przypomina ono na każdym kroku “nie bądź głupi, już raz sobie krzywdę zrobiłeś! Chcesz się jeszcze nabawić przepukliny?”.
Jak tu żyć, kiedy chce ci się BIEGAĆ? Poznałem już ten stan, kiedy 8 lat temu rzucałem fajki. Czułem dokładnie to samo. Chęć zapalenia (pobiegania) i idąca w ślad za tym irytacja, humory, silne negatywne emocje, napady złości, smutek. Trzeba jednak sobie z tym jakość radzić.
To tylko głowa
Kiedy pod koniec długich wybiegań lub w zawodach odcina mi “prąd”, moją stałą mantrą, jest zwrot “to tylko głowa”. Staram się właśnie w ten sposób, radzić sobie z trudnymi momentami. Teraz też to sobie powtarzam, w szczególności kiedy odzywa się nałóg i aż rozrywa mnie żeby biec, ćwiczyć, zrzucić z siebie napięcie, zmęczyć się, poczuć ból mięśni i zakwasy.
Teraz na spacerach (chodzić jednak trzeba), jak widzę kogoś kto biegnie to aż mnie wyrywa z butów. Wiem jednak, że nie mogę. Niestety książka, xbox, czy internet nie jest substytutem dla żadnej aktywności ruchowej.
Jeszcze tylko miesiąc. Odliczam każdy dzień mówiąc sobie “To tylko głowa, dasz radę. Odpoczywaj bo niedługo zacznie się ciężka praca”. To w końcu TYLKO miesiąc 🙂
Laparoskopia to pikuś. Ludzie mają zdecydowanie poważniejsze problemy zdrowotne wykluczające ich ze sportu, i jakoś muszą sobie z tym radzić. Niestety czarne myśli i rozpatrywanie takich sytuacji jako życiowych dramatów to normalna kolej rzeczy. Takie postawy nie przynoszą jednak w procesie rehabilitacji za wiele dobrego i mogą, poprzez złe poukładanie sobie w głowie „klocków”, doprowadzić można do spowolnienia procesu leczenia. Dlatego dorzucam do siedzenia na kanapie sporą dawkę optymizmu i koncentruje się już na snuciu planów biegowych i pokonywaniu kolejnych górskich tras. Przecież za chwilę te ciężkie momenty w bezruchu staną się tylko wspomnieniem. Głowa do góry zatem. Podobno dobry nastrój przyspiesza proces powrotu do zdrowia a odpoczynek w sporcie też jest potrzebny. Trzeba tylko znaleźć swój własny sposób aby poukładać sobie myśli. Przecież to „tylko głowa”.
Pozdrawiam wszystkich rekonwalescentów. Trzymajcie się!
autor: Bartosz Konopka