Wszędzie dobrze, ale w Hajnówce najlepiej!

Z cyklu miejsca do biegania- PolecamyBoLubimy !

Wszędzie dobrze, ale w Hajnówce najlepiej…

Choćbyśmy byli na najwspanialszych wakacjach i spędzali czas tak jak sobie wymarzyliśmy, to i tak w ostatecznym rozrachunku tęsknimy za domem, w którym zgodnie z przysłowiem jest po prostu najlepiej. Podobnie jest z Półmaratonem Hajnowskim – to dom każdego biegacza. Tam się nie jedzie, tam żeby wystartować się wraca.

Za nami XVII Półmaraton Hajnowski, impreza, w której przyszło mi startować już po raz trzeci. Za każdym razem, kiedy siadam do relacji po tym biegu, to mam problem, bowiem to wydarzenie jest tak wyjątkowe, że aż ręce się trzęsą, aby czegoś w tekście nie pominąć. Nad czym się tu tak zachwycać pewnie pomyślicie? Bieg na 21 km, malownicza trasa przez Puszczę Białowieską, kameralna impreza na około 300 osób, miło i sympatycznie… Napisać tak, to nie napisać nic.

W tym biegu nie chodzi o sam wysiłek, w tym biegu chodzi o podejście, o ludzi, o niepowtarzalną i wymierającą w wielu miejscach Polski atmosferę. To coś niepodrabialnego unoszącego się w powietrzu, siedzącego w mchu i paprociach, to słowiańska dusza i gościnność, której nie zaznacie nigdzie indziej. Półmaraton Hajnowski nie jest imprezą organizowaną z chęci zysku, tutaj nic się nie opłaca, bo nie ma prawa się opłacać. Tutaj uśmiech i zadowolenie gości jest cenione bardziej niż szekle, dolary, euro czy złotówki. Zyski z imprezy są przeliczane na radość przyjezdnych, na wspólną zabawę. Przypomina to święto zorganizowane na cześć kogoś, kto po latach tułaczki wrócił wreszcie do domu i cała okolica raduje się (cieszy, to za małe słowo) niezmiernie.

Jak to na wielkie wesele przystało najpierw jest sprawdzana lista gości. Każdy odbiera swój niezwykle bogaty pakiet, zasiada w amfiteatrze i czeka z niecierpliwością aż wszystko się zacznie. Pojawia się orkiestra jest występ lokalnego zespołu z Centrum Kultury, potem krótkie przemówienie i honorowy start w kierunku autokarów, które wiozą wszystkich w serce puszczy do Białowieży. Tam jest rzeczywisty początek biegu. Słońce przypieka, jak na maj można powiedzieć, że jest gorąco, lecz po chwili wybiega się już na drogę, którą las bierze w swoje objęcia a korony drzew dają sporo cienia. Trasa faluje i ma się wrażenie, że płynie się łódką, która podskakuje od czasu do czasu na marszczącej się wodzie. Widać to później na zegarku, ale grzech na niego patrzeć w trakcie wysiłku – lepiej podziwiać piękno prastarej puszczy pamiętającej rządy Piastów i Jagiellonów. Jest cicho i spokojnie – mało ludzi, na horyzoncie majaczą sylwetki, które co chwila nikną za niewielkimi wzniesieniami, słychać tylko własny oddech. Jest pięknie. Niestety kilometry szybko mijają i meta zbliża się z każdym krokiem. Tam każdy witany jest po królewsku, ogłaszany z imienia i nazwiska otrzymuje niepowtarzalny imienny medal, co roku jest on inny, niezwykle piękny o leśnej symbolice. I gdyby był to zwykły bieg – to były koniec relacji. Jednak to Hajnówka, dom biegacza. Zatem czas na zabawę.

Dla wygłodniałych obiad w szkole oczywiście w ramach pakietu oraz prysznic w miejscowym parku wodnym. Później w amfiteatrze następuje uroczysta dekoracja oraz losowanie nagród. Od upominków po rowery! I tak zbliżamy się już do późnego popołudnia. Znów podjeżdżają autokary i zabierają całą biegową rodzinę w istną głuszę. Do białoruskiej granicy w prostej linii nie ma nawet kilometra. Wokół potężne drzewa a po środku polanka, zadaszone wiaty, rozpalone ognisko. Czas sięgnąć do kieszeni po kolejne kuponiki z pakietu startowego. Oczy się cieszą, ślinka cieknie, bowiem po biegowych trudach będzie można skosztować specjałów kuchni kresowej, usmażyć sobie kiełbaskę i zjeść dzika z rożna. Nie jest to przesadzony opis – to dalej obejmuje pakiet startowy. Na trawienie przysługują także chmielowe napitki a jak ktoś ma większe z tym problemy, to znajdą się także inne o właściwościach rozgrzewająco-rozweselających. Kiedy już wszystkie żołądki zostaną zaspokojone wszyscy ruszają do tańca. Zabawa trwa w najlepsze, po polsku, po słowiańsku, jak w Złotym Wieku. Po prostu najlepiej! Gdy puszczę ogarnia mrok autokary odwożą strudzonych gości do Białowieży oraz Hajnówki. Wszyscy się żegnają i obiecują, że za rok znów tu wrócą, bo przecież wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej…

PS.
Rankiem, gdy się człowiek zbudzi bardziej boli go gardło od śpiewania niż mięśnie od biegania a nieco słabszych zawodników może pobolewać także głowa, jednak i na to gospodarze mają lekarstwo. Zrelaksować można się (oczywiście w cenie pakietu 100 zł) w saunie oraz basenie miejscowego parku wodnego. Nic, tylko wrócić do domu za rok.

Autor: Maciej Żukiewicz – trener bbl Ożarów Mazowiecki