Jeśli obecnie ktoś musiałby stawić czoła 12 pracom Herkulesa, to do zadania ludzkość powinna wytypować właśnie jego. David Goggins to bezwątpienia postać nietuzinkowa, zwykły amator o niezwykle silnej woli i możliwościach. Poznajcie niezwykłą historię amerykańskiego żołnierza US Navy SEALs.
Mitologiczny Herkules miał nadludzką siłę i zdolności, Goggins te zdolności wypracował w niewyobrażalny wręcz dla człowieka sposób. Jego katorżniczą pracę można by porównać z Syzyfem, z tą różnicą, że przynosiła ona efekty. Kalifornijczyk zapragnął zostać żołnierzem sił specjalnych, jednak w przeszłości zajmował się grą w futbol, dźwigał również ciężary, lecz jego sylwetka nie przypominała sportowca. Ważył niemal 130 kilogramów! (280 funtów). Kiedy chciał przystąpić do szkolenia oraz ostatecznego testu o nazwie „Hell Week”, rekrutujący żołnierz stwierdził, że z taką sylwetką nie ma najmniejszych szans, aby podołać wyzwaniu. Goggins rozpoczął trening pochodzący rodem ze spartańskich koszarów. Po niecałych 3 miesiącach ważył 85 kilogramów! Przystąpił do „Hell Week”, gdzie rekruci są podtapiani w zimnej wodzie, praktycznie nie śpią przez tydzień, nieustannie ćwiczą, biegają w pełnym rynsztunku do utraty przytomności, – kto nie zrezygnuje, przetrwa wszystko. Goggins zaliczył test i został SEALsem.
Podczas misji w Afganistanie w 2005 roku, w katastrofie śmigłowca wojskowego zginęło 6 jego kolegów. Wówczas David założył fundację o nazwie Special Operations Warrior Foundation i rozpoczął swoją przygodę z bieganiem, chcąc zbierać pieniądze na rzecz rodzin poległych weteranów wojennych oraz ich dzieci. Wielu zastanawiało się, dlaczego wybrał właśnie bieganie. „Wpisałem w Internecie hasło – 10 najtrudniejszych rzeczy, których może dokonać człowiek i wyskoczył mi ultramaraton Badwater odbywający się w najgorętszym miejscu na Ziemi, Dolinie Śmierci”. Dystans 217 kilometrów w ponad 50 stopniowym upale, start 86 m.p.p.m z metą na wysokości 2500 m.n.p.m – to przepis na najcięższy wyścig na świecie. Goggins postanowił, że ukończy ten bieg, lecz nigdy nie przebył nawet maratonu. Zapisał się na bieg 100 milowy (160 km), aby wypełnić kwalifikację. Podczas biegu nabawił się kilku zmęczeniowych złamań stopy, bowiem jego układ ruchu nie był przyzwyczajony do tego typu wysiłku. „Gdy do mety pozostało mi około 30 mil, podczas oddawania moczu po nogach ciekła mi krew. Moja żona, pielęgniarka, powiedziała, że to niewydolność nerek, że powinniśmy pojechać do szpitala. Wtedy zacząłem iść z prędkością 35 minut na milę… Spytałem, czy takie tempo pozwoli mi na zmieszczenie się w limicie 24 godzin, żona odpowiedziała, że nie. Zrobiłem, więc to, co musiałem zrobić – zacząłem biec. Ukończyłem ten wyścig poniżej 19 godzin” – relacjonuje Goggins. Dzięki temu dokonaniu wypełnił on minimum i wystartował w ultramaratonie Badwater w roku 2006 zajmując w nim piąte miejsce. W tym samym roku podjął się kolejnego heroicznego wysiłku. Wystartował triathlonowych mistrzostwach świata Ultraman, które są rozgrywane na dystansie 515 km! Pierwszego dnia zawodnicy pokonują 10-kilometrowy odcinek pływacki na otwartym akwenie, potem wsiadają na rower i jadą przez 145 km. Następnego dnia czeka ich dalsza część rowerowa wynosząca aż 276 km. Zwieńczeniem rywalizacji jest bieg na dystansie dwukrotnie dłuższym niż maraton. Suma czasów decyduje o końcowym zwycięstwie – mimo potwornego zmęczenia po Badwater, Goggins zdobył srebrny medal. Rok później znów pojechał do Doliny Śmierci i zameldował się na mecie, jako trzeci! Później startował jeszcze w morderczym górskim ultramaratonie Leadville 100 oraz mistrzostwach USA w biegu 48-godzinnym – w czasie 39 godzin przebiegł 328 km. Mijały lata, a Goggins zaliczał kolejne biegi typu UTMB w Alpach czy Western States. Wyznaczał sobie kolejne cele.
W 2009 roku przygotowywał się do ultra wyścigu kolarskiego przez całe Stany Zjednoczone, lecz po jednym z treningów poczuł się bardzo źle i okazało się, że musi przejść operację zamknięcia ubytku przegrody międzyprzedsionkowej serca. Nie poddał się. Nie zaprzestał swojej działalności. Po okresie rehabilitacji wymyślił sobie kolejne wyzwanie, do którego podchodził trzykrotnie. Chciał poprawić rekord świata w podciąganiu na drążku przez dobę! Za pierwszym podejściem zerwał sobie biceps, za drugim do takiego stopnia popękały mu dłonie, że nie mógł chwycić drążka. Próba pobicia rekordu udała się za trzecim podejściem. Goggins podciągnął się 4030 razy w ciągu 17 godzin! Co daje średnią niemal 4 podciągnięć na minutę!
Przez lata oprócz katorżniczych treningów Goggins wciąż służył w SEALs, gdzie szkolił innych żołnierzy. Jego życiem zainteresował się amerykański miliarder Jesse Itzler, właściciel klubu NBA, Atlanta Hawks. Itzler chciał poznać jak naprawdę żyje Goggins. Mieszkał w jego rodzinnym domu przez miesiąc i opisał wszystko w książce: „Żyć z Nevy SEALsem, 31 dni treningu z najtwardszym człowiekiem na naszej planecie”. Reżim naszego bohatera jest wręcz niewyobrażalny. Jego rozkład dnia wydaje się mieć, co najmniej 30 godzin. Różne źródła podają, że żołnierz wstaje między 3 a 4 rano i biega przez 10 do 15 mil, potem jedzie na rowerze 25 mil do pracy w jednostce. Po 6-8 godzinach pracy i 3-5 milowej przebieżce podczas przerwy na lunch znów wsiada na rower i wraca 25 mil do domu. Jeśli czuje się dobrze robi jeszcze 5 milową przebieżkę wieczorną i wspólnie z żoną ćwiczy na siłowni. Jego tygodniowy kilometraż to do 160 do 240 kilometrów biegu, plus 3-4 sesje na siłowni i około 500 km jazdy rowerem! Goggins sypia około 4 godzin na dobę. Itzler opisuje, że dla Davida łatwy dzień, to wczorajszy dzień. Codziennie stawia sobie poprzeczkę wyżej, aby nigdy nie było przyjemnie. Uznaje, że jeśli twój umysł uznaje, że nie masz już naprawdę siły, twoje ciało jest wyczerpane dopiero w 40% i tylko od Ciebie zależy, czy wyciśniesz z niego jeszcze więcej.
Obecnie tytułowy heros przebywa już na wojskowej emeryturze, lecz nie zaprzestał swojej działalności. Wciąż startuje w różnych zawodach, prowadzi także spotkania i szkolenia motywacyjne oraz oddaje się działalności charytatywnej pozyskując środki dla fundacji. Przy tym wszystkim, czego dokonał i wciąż dokonuje otwarcie deklaruje, że nie lubi biegać, nie sprawia mu to żadnej przyjemności, zmusza się do treningu wytrzymałościowego każdego dnia… Obsesja na punkcie pokonywania własnych granic i barier jest w jego przypadku silniejsza niż uczucie niechęci. Jego sportową dewiza brzmi: „Nie zatrzymuje się w momencie, kiedy jestem zmęczony, zatrzymuje się wtedy, kiedy skończyłem”. Może warto mieć do gdzieś z tyłu głowy, kiedy próbujemy przebić maratońską ścianę? Na przykładzie Gogginsa można śmiało stwierdzić, że nie każdy rodzi się wyjątkowy, ale każdy może się nim stać dzięki ciężkiej pracy!
Autor: Maciej Żukiewicz – trener BiegamBoLubię Ożarów Mazowiecki