Wcale tego nie planowałeś. Miało być tylko jedno piwo, bo przecież to świetny izotonik i źródło witaminy B. Niestety, na jednym się nie skończyło, na dwóch też nie. Alkohol vs Biegacz 1:0. Ale trening sam się nie zrobi, a twoje poczucie obowiązku nie pozwala się poddać. Wychodzisz. I wracasz. Albo zwracasz. Albo jedno i drugie, kolejność dowolna. Starzy cwaniacy mówią, że „pić trza umić” i coś w tym jest. Ale ostatecznie wszystko jest dla ludzi, trzeba jednak wiedzieć, kiedy odpuścić.
Stwierdzenie, że biegacze to abstynenci jest mitem. Owszem, odsetek dbających o zdrowie, pilnujących diety i unikających używek jest może większy wśród sportowców niż w całym społeczeństwie, ale to tacy sami ludzie jak inni. Ci, którzy nie piją zwykle podkreślają to na każdym kroku, z wyżyn swej świętości pouczając całą resztę, ale nimi zajmiemy się kiedy indziej. Dziś spojrzymy prawdzie w oczy i przyznamy się do tego, że biegacz też człowiek i czasem pije. Niekoniecznie własnoręcznie wyciskany soczek, eko-bio-turbo koktajl czy domowej roboty izotonik.
Wśród miłośników biegania jest mnóstwo osób młodych, prowadzących intensywne życie towarzyskie. Owszem, uprawiają sport, na co dzień starają się jeść z głową, pilnują kontrolnych wizyt u lekarza, dbają o zdrowy sen. Ale czasem po prostu „poniesie ich melanż”. Co wtedy? Najczęstszy scenariusz obejmuje oberwanie po uszach od swoich wszystkowiedzących niepijących kolegów, a następnie otrzymanie szeregu złotych rad w stylu „idź to wybiegaj”.
Co robi biegacz? Na fali poczucia winy, poruszony wizją straconych szans i nieosiągniętych życiówek zbiera się na trening. Jasne, przecież jest twardzielem i byle kac go nie rusza. To nie do końca prawda i warto sobie to uświadomić. O ile przyjąłeś poprzedniego dnia niewielką dawkę procentów i po prostu czujesz się trochę słabiej niż zwykle, rzeczywiście ruch na świeżym powietrzu może ci pomóc. Odpuść jednak tego dnia mocny trening. Daj spokój interwałom, podbiegom, mocnym akcentom, po prostu przetruchtaj spokojnie kilka kilometrów.
Jeśli jednak z poprzedniego wieczoru niewiele pamiętasz, masz silny ból głowy i strajk w żołądku, nie daj się podpuścić. Bardzo złe samopoczucie świadczy o tym, że „przetrenowałeś” swój organizm, choć inaczej niż zwykle. Tak samo jak po maratonie czy bardzo intensywnych ćwiczeniach potrzebujesz regeneracji. Wyśpij się, zjedz porządny posiłek, uzupełnij płyny, witaminy i minerały – będziesz miał z tego znacznie więcej korzyści, niż z wymuszonego biegania.
Trudno, nie pochwalisz się kolegom, jak to dałeś radę tankować całą noc, a rano odpalić jak rakieta. Nie zostaniesz dziś biegowym bohaterem Facebooka. Mogłeś to przewidzieć, ale alkohol włącza człowiekowi poczucie nieśmiertelności – wczoraj wydawało ci się, że bez problemu rano przebiegniesz maraton. Nic z tego, zwyczajnie się z tym pogódź i w spokoju zbieraj siły na kolejny dzień. Świat się nie zawali, jeśli raz nie pobiegasz.
Najgorszym rozwiązaniem jest popadanie w skrajności. Trenowanie za wszelką cenę, w każdych okolicznościach i niezależnie od samopoczucia nie czyni z ciebie lepszego sportowca. Nie będziesz przeklęty na wieki z powodu kilku wypitych piw czy drinków i nie musisz sam sobie zadawać pokuty za grzechy dnia poprzedniego. Nie każdy człowiek jest biegaczem, ale każdy biegacz jest człowiekiem, a nie maszyną zaprogramowaną na przebieranie nogami, bez żadnego marginesu błędu.
A jeśli naprawdę odpuszczenie jednego treningu jest dla ciebie dramatem i nie potrafisz czasem wybrać pomiędzy bieganiem a zabawą, to może następnym razem pomyśl o tym zanim zamówisz szóstą kolejkę. Zanim obudzi cię nad ranem słynny tupot białych mew. Pomyśl o wielkich wyrzutach sumienia i zostań w domu. Obejrzyj serial, wypij herbatę i idź wcześnie spać. A za zaoszczędzone na imprezie pieniądze opłać sobie udział w jakimś fajnym maratonie. Albo… w Piwnej Mili, będziesz miał dwa w jednym i satysfakcję gwarantowaną. Zaraz po kacu.
Fot: running.competitor.com
autor: Karolina Frączak