Od dłuższego czasu noszę się z zamiarem zakupu nowego „światełka”. To które mam, to zwykła czołówka Energizera za 50 zł. Niestety jest za słaba i nie spełnia oczekiwań nocnego biegacza. Myślałem, że jestem rozeznany w temacie i wiem wszystko na temat biegowego oświetlenia i już nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć. Otóż myliłem się.
Moja obecna lampka daje zbyt słabe co przy dużej wilgotności powietrza powoduje utrudnioną ocenę odległości stopy od ziemi oraz zbyt mały promień widoczności. To raczej światło rozproszone, o mało imponującym zasięgu. Często trenuję późnym wieczorem, a słaba jakość oświetlenia zaczęła mi po prostu przeszkadzać, zmniejszając przyjemność biegu. Biorąc się metodycznie do zakupów, rozpocząłem od gruntownego przeszukania sieci. Z uwagą przebrnąłem przez opinie kolegów i koleżanek blogerów oraz informacje zamieszczone na biegowych forach. Zdobytą wiedzę postanowiłem skonfrontować przy półkach sklepowych.
Alternatywa
W Decathlonie wdałem się w merytoryczną dyskusję z kierownikiem działu biegowego (aktywny biegacz zresztą). Po dość ciekawej rozmowie zaproponował mi zmianę umiejscowienia oświetlenia z głowy na pierś, prezentując równocześnie lampkę – Kalenji Run Light. Jak się okazało, jego znajomy przebiegł z lampką Łemkowynę i był bardzo zadowolony z tego rozwiązania. Propozycja ta nie ukrywam zaskoczyła mnie, bo zwyczajnie takiego wyjścia nie brałem pod uwagę. Dodatkowo rekomendacja kogoś, kto biega Łemkowynę, jest jak dla mnie bardzo wiarygodna i wartościowa. Niestety w trakcie researchu nie natknąłem się na porównania takich dwóch rodzajów oświetlenia, zapytałem więc czy istnieje możliwość porównania w terenie. Wyposażony w Kalenji Run Light oraz czołówkę PETZL Tikka RXP rozpocząłem planowanie trasy.
Wybór padł na drogę Palenica Białczańska – Morskie Oko – Palenica Białczańska. Większość ludzi w Polsce zapewne zna tę trasę za dnia, więc łatwo będzie Wam sobie wyobrazić ten teren w nocy. Mamy tam zatem zarówno asfalt jak i kamieniste, dość wymagające (w szczególności kiedy są oblodzone) ścieżki przez las, a wokół Morskiego Oka szutrowe ścieżki z dużą ilością wystających korzeni.
Pod górę z czołówką
Model Petzla, który wypożyczyłem, to sprzęt z wysokiej półki. Koszt tego urządzenia to ok. 350 zł. Fakt tanio nie jest ale, gdy tylko zniknęły światła parkingu od razu doceniłem jakość sprzętu. Trzy różne opcje ustawienia mocy światła i wygoda regulacji kątów ustawienia, to naprawdę dobre rozwiązanie. 215 lumenów daje niezłą widoczność i pomimo pewnego niedosytu szerokości promienia światła i jego „żółtawego” odcienia przy słabszej opcji natężenia, komfort poruszania się był naprawdę doskonały.
Na dół z bijącym sercem
W dół poruszałem się z Kalenji Run Light. Urządzenie to posiada również trzy opcje natężenia oraz migające tylne czerwone lampki. Niestety nie ma możliwości regulacji konta padania światła. Moc 250 lumenów daje wprost rewelacyjne efekty: szeroko oświetla drogę i jej okolicę, a światło jest bardzo intensywne. Oświetlenie miejsca, gdzie za chwilę stanie stopa jest wręcz doskonałe. Koszt zakupu to ok 200 zł.
Różnice
Nie ma co ukrywać, że zarówno z jednego jak i drugiego rozwiązania byłem bardzo zadowolony i z przyjemnością biegałbym z jednym lub drugim. Są jednak istotne różnice, które powodują, że w zależności od preferencji i potrzeb, należałoby się zastanowić nad wyborem. Główną różnicą w porównaniu jest opcja „śledzenia trasy” (tak ją nazwałem roboczo). Oświetlenie na głowie powoduje, że światło masz tam gdzie patrzysz. Jeśli biegniemy w opcji automat na Petzlu, czujnik dopasowuje. oświetlenie w zależności od tego, gdzie patrzymy. Jeśli zerkamy do przodu promień światła się zawęża, a jego intensywność wzrasta. Natomiast jeśli patrzymy pod nogi – promień światła się rozszerza, a natężenie maleje. Dopasowanie mocy jest dostosowane tak, że widzimy doskonale na 150 metrów w przód, czyli mamy dobrze oświetloną najbliższą okolicę. Dyskomfort może jednak powodować długi bieg z opuszczoną głową. Owszem można ustalić kąt lampki, tak aby świeciła pod nogi, ale wtedy jeśli chcemy spojrzeć na to co przed nami należy zadzierać głowę do góry.
Montując oświetlenie na piersi pozbywamy się problemy ruchu głowy. Lampka zawsze precyzyjnie oświetla nam miejsce gdzie stawiamy stopy i kierunek, w którym się przemieszczamy. To naprawdę doskonały patent. Niestety nie mamy możliwości zobaczenia, co czai się w odległości 50 m przed nami. Widać jedynie kontury i zarysy. Podobny problem pojawia się kiedy chcemy oświetlić sobie teren z boku. Musimy cali się przekręcić, co wymaga zatrzymania się albo biegu krokiem dostawnym. Poza tym jeśli biegniemy tak jak ja, w zimie (-15 stopni), to gruba zimowa odzież i plecak z większą ilością biegowego sprzętu utrudnia montaż Run Light. Czołówkę zakłada się na głowę i już świeci, a w tym przypadku trzeba jednak trochę z tymi paskami pokombinować. Poza tym jeśli chcecie w międzyczasie sięgnąć po coś ręką, sprawdzić dystans na telefonie czy wsadzić do kieszeni plecaka np. rękawiczki, to wymaga to przesłonięcia źródła światła i wtedy…zapada ciemność.
Co zatem wybrać?
Oświetlenie na piersi określiłem mianem „światła startowego”. To rozwiązanie wydaje mi się do tego celu bardzo dobre. Spełnia chyba wszystkie oczekiwania osoby, startującej w zawodach i nadaje się do nocnego treningu. Odciążona głowa, doskonale oświetlona droga, czerwone światło z tyłu oraz komfort noszenia. Nie dziwię się, że kolega z Łemkowyny chwalił sobie to rozwiązanie właśnie w warunkach startowych.
Czołówka daje jednak więcej zastosowań w aktywnościach poza biegowych. Wielu moich znajomych budując bazę tlenową, podobnie jak ja, uzupełnia treningi długimi marszobiegami i marszami górskimi, niekoniecznie jednodniowymi. Biorąc pod uwagę sytuacje w jakich się wtedy znajdujemy i czynności jakie musimy wykonać, to niestety serce się nie sprawdzi. Dla takich potrzeb biegowych głowa, czyli rozum będzie jednak lepszym rozwiązaniem.
No i na koniec jeszcze jedna ważna kwestia. Podczas testu w górach leżał śnieg. Powodowało to, że odbijające się światło dodatkowo wzmacniało oświetlenie terenu. W warunkach bezśnieżnych na pewno widoczność uległa by zmianie. Niestety nie udało mi się dokonać pomiarów w takich warunkach, gdyż te kilka dni podczas których testowałem sprzęt obfitowały w śnieg.
autor: Bartosz Konopka