Dyskusji o regulaminach biegów było ostatnio kilka. Jedni usiłują dowieść, że niektóre przepisy są bez sensu, inni spokojnie stosują się do wytycznych i nie mają potrzeby rozpętania kolejnej wojny. Dla jednych to zło konieczne, dla innych normalny zbiór przepisów porządkowych. Jak zwykle – ile głów, tyle pomysłów i reakcji.
Ciekawi nas jednak jakie macie poglądy, zatem pytamy: Czytacie regulaminy? Zdarzyło Wam się zrezygnować ze startu ze względu na warunki, których nie akceptowaliście?
Ostatnio w jednym z biegów górskich zastosowano wobec kilku osób kary czasowe za brak wymaganego wyposażenia. Zrobiła się z tego zadyma w Internecie, a organizatora potraktowano jak idiotę, który czepia się normalnych ludzi bez powodu. Otóż, powód był i to bardzo prosty. Uczestnicy biegu nie zastosowali się do regulaminu. W takim wypadku organizator miał prawo nie tylko nałożyć kary czasowe, ale w ogóle całe towarzystwo zdyskwalifikować. Dla przykładu, dla zasady, w ramach nauczki dla przyszłych pokoleń.
Za ostro? Nie. Jeszcze za łagodnie, bo najwyraźniej nie dociera. Dla opornych kilka słów wyjaśnienia.
Organizator każdego biegu (a także dowolnego innego wydarzenia sportowego, kulturalnego czy rodzinnego) przede wszystkim ma zapewnić jego uczestnikom bezpieczeństwo. W tym celu sprawdza i oznacza trasę, stawia punkty odświeżania i odżywiania, zapewnia opiekę medyczną. Tego przecież każdy oczekuje i wymaga, opłacając udział w imprezie. W zamian uczestnik może wykazać się zdrowym rozsądkiem, ale oczywiście nie musi.
Wyjście w góry – także po prostu turystyczne – jest zawsze obarczone dużym ryzykiem. Nie bez powodu mówi się o górach, że są nieprzewidywalne. Warunki pogodowe, w tym temperatura, potrafią zmienić się błyskawicznie. Łatwiej niż na asfalcie skręcić nogę albo się przewrócić. Trudniej o pomoc osób trzecich. Właśnie dlatego warto być wtedy samowystarczalnym. To znaczy mieć coś do ogrzania, do wypicia i zjedzenia, do kontaktu ze światem. Naprawdę, kurtka, folia NRC i telefon to absolutne minimum. Powinien być jeszcze bezwzględny obowiązek zabierania wody, przynajmniej pół tabliczki czekolady i wykucia na pamięć telefonu do GOPR-u.
Niestety, prawda jest taka, że za tych, którzy nie myślą samodzielnie musi myśleć organizator. A regulamin jest jego jedynym narzędziem. Dla tych, którzy mają wątpliwości albo lubią sobie pomarudzić i podyskutować o zasadności niektórych punktów propozycja jest prosta: róbcie to zanim się zapiszecie na bieg. Zapisanie się, opłacenie startu i podpisanie oświadczenia jest równoznaczne z tym, że akceptujecie warunki organizatora. Wszystkie zawarte w regulaminie.
Nie zawsze przepisy dotyczą bezpieczeństwa. Jeśli startujecie w Maratonie Komandosa, to macie mieć strój wojskowy, specjalne buty i 10 kg obciążenia na plecach. W Walentynkowym Biegu Parami macie biec (uwaga, niespodzianka) parami! W Półmaratonie Świętych Mikołajów obowiązuje koszulka z pakietu startowego lub inny strój nawiązujący do Bożego Narodzenia. I tak dalej. Jeśli ktoś wymyśli Bieg z Żelazkiem i umieści w regulaminie punkt o trzymaniu w lewej dłoni żelazka, to każdego uczestnika ma biec z tym przeklętym żelazkiem. Koniec i kropka.
fot. Bieg kelnerów
fot. Bieg na szpilkach
fot. Bieg z żoną na plecach
Dla pozostałych jest jedna rada. Dajcie żyć sobie i innym. Nie bierzcie kredytów, jeśli nie chcecie spłacać odsetek. Nie pijcie na umór, jeśli nie chcecie mieć kaca. Nie kupujcie za małych butów, jeśli nie chcecie mieć odcisków. Nie zapisujcie się na biegi, których warunki wam nie odpowiadają. Chyba, że ktoś zorganizuje kiedyś Bieg Frustrata. Wtedy przynajmniej będziecie mieli pewność, że to co niezbędne, jest w waszej własnej głowie. Nie straćcie jej do tego czasu.
autorka: Karolina Frączak