Miało być tak pięknie, a tu… mróz. W tym roku pogoda długo nas rozpieszczała. Spora część nas miała nadzieję na zimę z dodatnimi temperaturami, aż tu nagle, z nowym rokiem… masz babo placek! Ujemne temperatury zaskoczyły biegaczy tak samo mocno jak co roku śnieg zaskakuje drogowców. Niby wszyscy wiemy, że będzie zimno, ale kiedy postraszy mrozem gapimy się przez okno z niedowierzaniem, drapiemy palcem po czubku głowy i zastanawiamy: “Ale o co chodzi?”.
A chodzi o to, że na pogodę nie ma rady, a biegać trzeba. Na formę w sezonie startowym pracujemy już zimą, więc zakładamy na siebie dwie warstwy motywacji (smutasy i marudy zakładają trzecią dodatkową) i dorzucamy jeszcze uśmiech od ucha do ucha.
Kiedy już ubraliśmy nasz umysł w dobre emocje czas ubrać nasze ciało. Wszak to ono będzie pojazdem dla naszej duszy podczas tej ekstremalnej wycieczki. Od jego komfortu zależy satysfakcja z dobrze wykonanego treningu i poziom naszej motywacji do wykonania kolejnego.
Najważniejsze, by ubrać się tak, żeby nie było nam za zimno, ale… też nie możemy doprowadzić do przegrzania. To drugie jest zdecydowanie najgorszą konsekwencją, która może nas spotkać. Gdy jest nam zbyt ciepło, błyskawicznie zaczynamy się intensywnie pocić. Wystarczy, że dmuchnie na nas chłodem i fundujemy sobie przeziębienie.
Jednak jak ocenić, jaki strój będzie odpowiedni i po jakie konkretnie elementy garderoby sięgnąć?
Zacznijmy od tego, że ubieramy się przede wszystkim w zależności od rodzaju treningu. Inny strój wybierzemy na wybieganie, a zupełnie inny np. na trening szybkościowy na bieżni. Tym razem skupimy się na wybieganiach w niskich temperaturach.
Przy takim treningu warto zwrócić uwagę na dwa aspekty:
1. +10 do rzeczywistości
Pamiętajmy o tym, że zima zimie nierówna, a każdy z nas ma inną skalę komfortu termicznego. Musimy ubrać się adekwatnie do temperatury za oknem. Osobiście wyznaję zasadę, że na wybieganie odziewamy się tak jak by na zewnątrz było ok 10 stopni cieplej. Niektórzy nazywają to zasadą “o jednej rękaw mniej”. Generalnie ubieramy się tak, byśmy na początku biegu odczuwali dyskomfort, a nawet lekki chłód. Dość szybko dogrzejemy się na trasie.
2. “na cebulkę”
Dużo warstw, ale cienkie tkaniny. W okresie zimowym świetnie sprawdza się odzież termalna, szczególnie koszulki. Są wykonane ze sztucznych tkanin i w odróżnieniu od bawełny nie zatrzymują wilgoci, a odprowadzają ją na zewnątrz. Dzięki temu mamy większe szanse na suche plecy podczas treningu. Pamiętajmy jednak, że w przypadku termalek ogromne znaczenie ma rozmiar. Są świetną ochroną przed chłodem, ale tylko jeśli idealnie przylegają do ciała. Jeśli są zbyt luźne nie spełniają swojej funkcji.
Na bieliznę termalną zakładamy bluzę (grubszą lub cieńsza, w zależności od temperatury) Ta kolejna warstwa powinna być już luźniejsza. Nie może ograniczać nam ruchu, ale też nie może być zbyt duża. Dobrze byłoby gdyby też była wykonana z “oddychającej” tkaniny, jednak jest to już mniej istotne niż w przypadku bielizny.
Jeśli pogoda jest wietrzna i towarzyszą jej opady warto założyć kurtkę wiatrówkę. Jej zaletą jest mały gabaryt. Jest na tyle cienka, że jeśli nie będzie potrzeby jej używania można ją ostatecznie włożyć do kieszeni bluzy.
Jeśli temperatura jest bardzo niska, poniżej – 10/-15 stopni Celsjusza dorzucamy do powyższego zestawu „jeden rękaw” w postaci koszulki założonej na termalkę lub nawet dodatkowej cienkiej bluzy, wszystko w zależności o tego czy jesteście typem arktycznym czy zdecydowanie ciepłolubnym.
Dół ciała odziewamy w legginsy. Ten rodzaj spodni nie ma konkurencji. Jeśli możemy zainwestować w ocieplane, uszyte z grubszej tkaniny to w zupełności powinny wystarczyć nawet na większe mrozy. Jeśli jednak nie możemy pozwolić sobie na taką inwestycję i mamy jedynie całoroczne, to przy niskich temperaturach na legginsy zakładamy luźniejsze, cienkie spodnie biegowe lub dres.
Jeśli nie posiadamy zimowych butów biegowych, a pasek rtęci spada znacznie poniżej zera warto założyć cieplejsze i wyższe skarpety. Choć nie jestem fanem sztucznych tkanin, tym razem dobrze jeśli będą wykonane z włókien syntetycznych lub bawełny z dużą domieszką sytnetyków, bo wtedy nie będą zatrzymywały wilgoci.
Na koniec zostają nam jeszcze bardzo istotne drobiazgi takie jak czapka, szalik, rękawiczki.
Przez głowę ucieka około 40% ciepła, więc warto dbać o nią szczególnie. Na wybieganie zakładamy zazwyczaj cienką czapkę. Pamiętajmy, że głowa stanowi termostat dla naszego ciała i nie możemy jej przegrzać. Po grubsze nakrycia głowy sięgamy dopiero kiedy temperatury spadną do -10/-15 stopni. Wtedy można się pokusić o czapkę z cienkiego polaru. W mojej opinii nie do pokonania są kominiarki. Chronią głowę i jednocześnie szyję, idealnie przylegają. Osobiście najbardziej lubię termalne. Bardzo dobrze wentylują, pozwalają na swobodną cyrkulację powietrza, ponad to uszyte są z przewiewnej tkaniny na wyskości nosa i ust co znacznie ułatwia oddychanie. Kominiarka jest świetną alternatywą dla szalika. Jeśli lubisz ciepełko pod szyją, a kominiarki nie posiadasz to polecam wszelkiej maści kominy, które w zależności od potrzeb pełnią różne funkcje.
Ostatnia część zimowej garderoby biegacza to rękawiczki. Jeśli komuś nie marzną dłonie to rękawiczki mimo wszystko warto posiadać. Choćby ze względu na skórę. Zimne powietrze znacznie ją wysusza i niszczy. Na rynku wybór jest spory, od cieniutkich na pierwsze chłody, po ciepłe polarowe i wodoodporne na mrozy i śnieżyce.
Skoro już poruszamy temat skóry, pamiętajmy o odpowiednim natłuszczeniu cery. Zimą sięgajmy po tłuste kremy, które w składzie nie mają wody.
Odpowiedni strój gwarantuje wygodę i komfort termiczny. Jeśli będziecie ubierać się z głową, zimowe bieganie dostarczy Wam wiele radości i pomoże utrzymać Wam świetną formę przez okrągły rok.
Autor: Ilona Brusiło, trener BiegamBoLubię Warszawa oraz w www.mamyruszamy.pl