King size, czyli bieganie w rozmiarze XXL

 

Bieganie uznawane jest za najprostszą formę aktywności ruchowej. Prawdę mówiąc to jesteśmy stworzeni do biegania. Nasz aparat ruchowy jest do tego idealnie przystosowany. Co więcej, bieganie, a dokładniej dłuuuugie bieganie, mamy zapisane w genach. Nasi praprzodkowie nie podjeżdżali furą za miliony monet do hipermarketu załadowanego żywnością po brzegi. Zmuszeni byli o posiłek zaBIEGAĆ 🙂

Teraz jest inaczej. Żyjemy w czasach szumnie nazywanych dobrobytem. Umiemy uprawiać ziemię, a wszystko robią za nas maszyny. No właśnie i tu następuje przełom. Pracują maszyny, my jedynie je nadzorujemy. Nasza aktywność kończy się często na klikaniu w klawisze klawiatury. Bieganie nie jest dla nas warunkiem do przeżycia, a stało się warunkiem do zapobiegania wielu chorobom cywilizacyjnym takim jak nadwaga i otyłość.

  

I powoli zbliżamy się do sedna. Będzie o bieganiu i o kilogramach.
Kilogramy zaczynają towarzyszyć nam na co dzień. Zaczyna się niewinnie. Najpierw wylewają się boczki, potem nieśmiało stajemy na wadze, a tam NADwaga. Podstępnie czai się na nas otyłość.

Pierwsze symptomy lekceważymy, a kiedy okazuje się, że jest słabo to do tematu podchodzimy na twardo… IDĘ biegać! A tu ZONK!
Nie wyjdziesz, bo nie masz w czym! Poginasz szybko do sportowego z zamiarem zakupu biegowego fatałaszka. Lecisz na złamanie karku, zanim stracisz motywację.

Wchodzisz… WOW!… do wyboru do koloru. Jednolite, full kolor, w kropki, paski, kratki… termo, aero, jesuuuuu, ale tego jest! Niczym nornica przekopujesz się do końca wieszaczka, bo te większe zawsze na końcu. Masz! Niby jest XL, ale…. upst…. jakieś takie fit!
E tam, nie te to inne – myślisz i kopiesz dalej. Po 20 minutach, lądujesz w przymierzalni z dwoma parami czarnych drelichów w dłoni. Przymierzasz… ale obciach! Zupełnie nie przypominasz biegaczek z obrazka.

I tu mamy rozłam… jedni zostawią dresik w przymierzalni i pójdą na ciastko, a inni pokornie spakują go do torby i podejmą swoje biegowe próby. Po nocy, w samotności, żeby nikt nie widział.

 

Taka jest rzeczywistość. Zrobiłam badanie w kilku grupach dla kobiet. Zaangażowałam tam kilkaset osób. Zapytałam: “Dziewczyny, w czym biegacie? Gdzie kupujecie stroje do biegania? I ostatnie pytanie ile ważycie?” To ostatnie było bardzo problematyczne. Zaczęłam wyłapywać te dziewczyny prywatnie i pytać jak jest.

Okazuje się, że grubo ponad 90% kobiet, z masą powyżej 80 kg, ma ogromny kłopot z zakupem odzieży do biegania. Często jest tak, że ubrania są na nie zbyt ciasne, źle dopasowane, wyglądają nieładnie, ograniczają ruch. Kiedy dziewczyny patrzą w lustro widzą “szynkę”, “baleron” często używały stwierdzenia “wyglądam jak parówa”. Swoją drogą nie rozumiem dlaczego te wszystkie określenia sprowadzały się do jedzenia. To jak wyglądały w stroju sportowym bardzo zniechęcało do tego, by nawet podjąć biegową próbę.

Jeśli już udało się znaleźć coś zadowalającego to zazwyczaj w profesjonalnym sklepie. Niestety wtedy nie zadowalała już cena. W takiej sytuacji na ratunek przychodzą dyskonty z ofertą sezonową, gdzie można za grosze nabyć rozmiar XXXL z metką w rozmiarze L i jakoś tak lepiej dla oka się robi. Tyle, że … jakość! Jakość pozostawia wiele do życzenia.

Nie do końca wierzyłam w to co słyszałam. Fakt, nigdy nie musiałam poruszać się w sferze BIG SIZE. Zrobiłam rekonesans w sklepach stacjonarnych. Kurcze, wszystko się zgadza. One mają rację.

Oferta dużych rozmiarów jest zazwyczaj bardzo uboga, ograniczona, szara…. nudna! Czarno, czarno, wszędzie czarno, bo czarny wyszczupla… podobno. I potem biegają po nocy czarni biegacze NINJA, zazwyczaj po poboczach, za miastem, żeby ich nikt nie widział… nawet kierowcy rozpędzonych aut.

Wśród sklepów stacjonarnych, bo tylko tymi się zajęłam, ofertą pozytywnie zaskoczył Decathlon, ze swoją flagową biegową marką Kalenji.

Po pierwsze ma szeroką rozmiarówkę, co w przypadku osób z kilogramami jest ogromnym plusem. Ubiorą się tu panie do rozmiaru 48, więc tak naprawdę każdy znajdzie ubranie szyte na swoją miarę.

Po drugie Kalenji wychodzi z nudnej czerni. Ma w ofercie delikatne pastelowe kolory. Nie są intensywne, zbyt zwracające na siebie uwagę. Kolor jest subtelny i ładny, ale nie krzykliwy.

Producent dba też o to by odzież biegowa miała odblaski, co jest szalenie ważne dla nocnych biegaczy. Przy założeniu, że osoby o większych gabarytach często chowają swoje bieganie pod płaszczem nocy, krok w kierunku bezpieczeństwa jest mile widziany.

Sklep oferuje linię odzieżową w przystępnej cenie, zachowując przy tym stosunkowo dobrą jakość. Bardzo zachęca ceną i konkuruje z dyskontami. W przypadku osób, które biegają z zamiarem schudnięcia cena jest kluczowa. Wychodzą oni z założenia, że stracą zbędne kilogramy i za moment będą zmieniać ubrania, więc inwestycja w drogi strój nie wchodzi w grę. Wolą zainwestować w lepsze obuwie, niż legginsy czy bluzę. To logiczne, bo nawet po schudnięciu długość stopy zostanie taka sama.

 

W temacie spraw bardzo przyziemnych Kalenji również daje radę. Odzież dobrze się pierze, nie farbuje. Szybko schnie. Nie zmienia swojego rozmiaru nawet po wielu praniach, nie płowieje. Trenując kilka razy w tygodniu i piorąc regularnie jeden komplet odzieży wystarczy w zupełności. Potem, mam nadzieję, że sięgasz już po mniejszy, bo i Ciebie jest mniej.

W celu prezentacji odzieży Kalenji poprosiłam o pomoc Wandę. To jedna z tych osób, które podjęły wyzwanie i zamiast na ciastko poszły na trening. Kiedy przyszła na nasze pierwsze zajęcia BiegamBoLubię NOCĄ była biegaczem NINJA. Od stóp do głów w czerni. Teraz z dnia na dzień jest drobniejsza i silniejsza… w duchu, w głowie, no i w nogach.

Promienieje blaskiem…

Autor: Ilona Brusiło – trener BiegamBoLubię Warszawa, mamyruszamy.pl

Fotografia: Ola Sulej – Dąbrowska