To prostsze niż myślisz…
Chwila zastanowienia, szybki przegląd cech charakterystycznych i już wiesz. Na pewno ma na sobie choć jedną część swojego sportowego ubioru, na przykład ukochane buty. Albo ma takie niesamowicie umięśnione łydki, od razu rzucają się w oczy. Z plecaka wystaje mu czasopismo o przebieraniu nogami (zupełnie jakby było o czym pisać), a zamiast normalnego zegarka nosi jakiegoś potwora a GPS-em i tysiącem nikomu niepotrzebnych funkcji.
Brawo, drogi detektywie, wykonałeś właśnie kawał dobrej roboty. Niestety, całkowicie zbędnej. Wiesz dlaczego? A dlatego, że biegacz, który akurat nie biega, w miażdżącej większości przypadków sam ci powie o swojej pasji. Najczęściej w ciągu pierwszej minuty rozmowy. Jeśli ktoś biega nie miej złudzeń – nie będzie tego ukrywał. Dialog z takim zapaleńcem przypomina niemal przedstawianie się na terapii: „Cześć, jestem Heniek, jestem niezbyt anonimowym biegoholikiem”.
Nie licz na to, że skończy się na jednym zdaniu. To dopiero wstęp. Rozgrzewka. Jeśli naprawdę bieganie cię nie interesuje albo nie masz czasu na słuchanie o treningach, diecie i zawodach to lepiej zasygnalizuj to szybko i bardzo dobitnie. Lepiej dla ciebie, byś wykazał się asertywnością. Inaczej już po tobie. Po godzinie słowo na B zacznie przyprawiać cię o mdłości. Daremnie będziesz próbował wtrącić, że woda na gazie, żelazko w kontakcie, dzieci płaczą. Rzeka słów zdaje się nie mieć końca.
Tak mamy. My – biegacze. Prawie wszyscy, z niewielkimi wyjątkami, które jedynie potwierdzają regułę. Uwielbiamy mówić o kilometrach, które przebiegliśmy i które przebiec dopiero planujemy. Uwielbiamy mówić o sobie. O naszym poświęceniu dla sprawy, o butach, żelach i kompresyjnych skarpetkach. Opowiadać o bolących mięśniach, pęcherzach i kontuzjach. Lubimy się chwalić i żalić. Męczymy opowieściami znajomych i nieznajomych, zakładamy biegowe profile na fejsie i prowadzimy blogi, choć w liceum zrywaliśmy się z polskiego i do pisania wypracowań siadaliśmy niechętnie.
Skąd ta skłonność do gadania? Czy biegacze czują się lepsi, ważniejsi? Czy przypadkiem skutkiem ubocznym rosnącego kilometrażu nie jest postępująca megalomania? Nie da się zaprzeczyć, że tak też bywa. Jest całkiem sporo osób, które dzięki zdarciu kilku par butów wyhodowały sobie ego nie mieszczące się na żadnej skali. Prawdopodobnie gdyby nie mówili o bieganiu zatruwaliby otoczenie opowieściami o innych swoich osiągnięciach, na dowolnym polu. Mogliby godzinami rozprawiać o hodowli patyczaków lub ekologicznej uprawie pietruszki. Taki typ.
Ale co z resztą? Co sprawia, że na pozór zwykli ludzie zaczynają obsesyjnie mówić o bieganiu? To wcale nie jest zagadka na miarę Sherlocka Holmesa. Odpowiedź jest całkiem prosta. Bieganie jest dla nas ważne. Stanowi istotny element naszego codziennego życia. Sprawia nam ogromną przyjemność. Potrafimy wiele dla niego poświęcić. Jest źródłem radości, ale czasem także częstuje nas porażką. Przeżywamy jedne i drugie. Analizujemy. Myślimy o nich. I mówimy. Zupełnie naturalnie.
Każdy człowiek mówi o tym, co dla niego istotne. Dla nas często bieganie wiązało się z całkowitą zmianą życia, nawyków, środowiska. Zmieniło się nasze ciało i bardzo często również psychika i charakter. Prawie zawsze na lepsze. Chcemy się tym dzielić. Może nie zawsze nam się to udaje, ale my chcemy przekazać, że bieganie jest cudowne, wspaniałe, energetyzujące. Że dzięki niemu odnaleźliśmy w sobie siłę i odwagę, poznaliśmy nowych ludzi i odkryliśmy, że nie ma rzeczy niemożliwych.
Chcemy to powiedzieć całemu światu. Chcemy zarażać radością. Chcemy pokazać, że sport jest zdrowy, fajny i poprawia humor. Pewnie, czasem robimy to natrętnie, zachowujemy się jak muchy, których nie sposób odpędzić. Szkoda, że w ten sposób nieraz zrażamy do siebie ludzi. Bo nasza opowieść, choć może wydawać się nudna, zawsze ma pozytywne przesłanie. Wstań z kanapy. Zrób pierwszy krok. Potem drugi. A jak odnajdziesz swoją biegową ścieżkę spróbuj o tym nie mówić. Wtedy zrozumiesz wszystko.
Źródło: blog.trashness.com
autor: Karolina Frączak