Plany zostania gwiazdą rocka porzucił dla skoku wzwyż. W niepewnej karierze sportowca planem B było…aktorstwo. Zamiast czekać na telefon od reżysera, założył teatr. Gra i kształci przyszłych mistrzów sportu. Zajęcia BiegamBoLubię traktuje jak poligon.
Na pytanie, co było pierwsze –zeskok, scena czy bieżnia, Grzegorz Jarek odpowiada: na początku był sport. Jest nie tylko absolwentem Akademii Wychowania Fizycznego, ale synem i wnukiem absolwentów AWF. –Dziadek skakał w dal, babcia biegała, tata rzucał oszczepem, mama skakała wzwyż. Dziecko z takiej rodziny właściwie nie mogło skończyć inaczej –opowiada Grzegorz, dziś28-latek
Wychowanie przez sport
Wielki sport od kuchni pokazał mu dziadek Stefan Milewski, wybitna postać, żołnierz armii Andersa, lekkoatleta, współzałożyciel Wojskowej Akademii Technicznej, działacz sportowy, prezes i wieloletni członek zarządu PZLA.
–Od małego zabierał mnie na zawody, gdzie mogłem podejść do osób, które wcześniej oglądałem w relacji z igrzysk. W szkole też ciągle były jakieś zawody i ja ciągle brałem w nich udział: biegi przełajowe, koszykówka, unihokej. Sport uczył mnie i wychowywał, był codziennością–opowiada Grzegorz, który pewnego dnia stwierdził, że chciałby spróbować sportu wyczynowego. Zwrócił się z tym oczywiście do dziadka, a ten zaprowadził go do trenera Romana Wszoły, ojca słynnego skoczka wzwyż Jacka.
–W sporcie wszystko zawdzięczam jemu. Ale nie tylko w sporcie. On ukierunkował mnie na resztę życia. Kiedy analizuję dziś to, co przekazywał swoim zawodnikom, mogę powiedzieć, że tworzył pięknych ludzi, którzy mają pasje, marzenia, otwartą głowę i szeroko patrzą na świat. Umiał stworzyć niezwykłą atmosferę, zafascynować młodych ludzi. Historia zatoczyła koło, dziś sam jestem nauczycielem i wiem, jakie to trudne, jaka młodzież potrafi być wymagająca. Bo nigdy nie używam określenia: trudna –mówi Grzegorz.
Trzeba mieć plan B
Trener Wszoła zaczął rozmowę z nim dopiero kiedy zobaczył jego świadectwo –w szkole wszystko musiało być w porządku. Umiejętność łączenia nauki z wymagającym treningiem a potem pracą zarobkową została Grzegorzowi na lata. –Treningi miałem zacząć od obcięcia długich włosów. Nie zgodziłem się, a w każdym razie nie od razu, bo byłem wówczas świetnie zapowiadającą się gwiazdą muzyki heavymetalowej. W końcu jednak musiałem wybrać i poświęciłem tę ścieżkę kariery dla sportu. A zespół funkcjonował jeszcze niedawno, wydał trzy płyty, miał kontrakt z włoską wytwórnią obejmujący całą Europę–wspomina Grzegorz. Ale tak już jest, że w życiu nie ma miejsca na najwyższe dokonania w każdej dziedzinie, a jemu marzył się medal igrzysk olimpijskich. Albo chociaż jakikolwiek medal wywalczony w skoku wzwyż. I udało się–ma srebro z mistrzostw Polski juniorów.
–Sportowcy to szaleni ludzie –uważa Grzegorz. –Trzeba być świrem, żeby uprawiać niektóre konkurencje lekkoatletyczne. Rzucać się z głową do tyłu w skoku wzwyż, albo biec z tyczką i szybować na niej kilka metrów nad ziemią.
Ale sportowcy muszą także stąpać twardo po ziemi. Trener Wszoła od początku wkładał mu do głowy, że kariera może się skończyć w każdej chwili. Grzegorz wiedział to sam, wiedział też, że w życiu trzeba robić to, co się kocha, nawet jeśli miałby to być tylko plan B.
Jak Maryla Rodowicz
W przypadku Grzegorza tym planem B mogła być muzyka, lub też innego rodzaju ekspresja. –Najpierw były jakieś występy na apelach szkolnych, zajęcia teatralne w bielańskim ośrodku kultury. Potem, już na studiach, całkiem spontanicznie zaczęły się występy kabaretowe. Na obozach wygłupialiśmy się dla kolegów, okazało się, że ludzi to naprawdę bawi. Pomyślałem, czemu by nie pokazać tego szerzej. Zaczęliśmy organizować występy w Klubie Pracownika i Studenta na AWF, w którym występowała kiedyś inna absolwentka uczelni, Maryla Rodowicz. Jeden z nich widział promotor mojej pracy magisterskiej, dr Marcin Popieluch i zaczął namawiać mnie na studia aktorskie –opowiada Grzegorz.
Był na IV roku, kiedy zgłosił się do duetu aktorsko-reżyserskiego Krystyny Wolańskiej i Krzysztofa Wierzbiańskiego o pomoc w przygotowaniu do egzaminów wstępnych. Zgodzili się z radością, był przecież ich wychowankiem z bielańskiego ośrodka kultury.
–Studia, treningi, przygotowania do studiów aktorskich i jeszcze praca, bo musiałem się jakoś utrzymać. Wtedy sport wyczynowy zaczął się oddalać, tym bardziej, że wyniki nie wystarczały do zapewnienia stypendium, moje życiowe osiągnięcie to 205 cm. Niby wszyscy wiedzą, że ze sportu żyją najlepsi, ale ciężko zaakceptować taką zmianę w życiu–przyznaje Grzegorz.
Wybrał Szkołę Aktorską Machulskich. –Dostałem się i zaczęły się schody: I rok nauki zawodu aktora, magisterium na AWF-ie i praca na pełny etat. Wszystko można pogodzić, kwestia organizacji, po prostu każdą rzecz miałem zaplanowaną z dokładnością do pięciu minut. I na palcach jednej ręki mogę policzyć przypadki, kiedy w ciągu tego roku się gdzieś spóźniłem. Takiej dyscypliny nauczył mnie sport. Kiedy obroniłem pracę było już nieco lżej –wspomina.
Zróbmy sobie teatr
Szkoła aktorska po trzech latach dała mu tytuł zawodowego aktora i pewną wiedzę w najróżniejszych dziedzinach: od animacji lalek, przez ćwiczenia świadomości ciała aż po dramę(improwizację teatralną), której prekursorką w Polsce jest szefowa szkoły, Halina Machulska.
Szkoła dała mu też grupę wspaniałych przyjaciół, z którymi założył stowarzyszenie teatralne, a właściwie Stowarzyszenie Międzynarodowych Inicjatyw Artystycznych EduTeArt. Jeszcze w czasach szkolnych wyjechali ze „Ślubem”Mrożka na festiwal teatralny do Grenoble, nawiązali współpracę z ośrodkami teatralnymi z Włoch i Rosji. Wkrótce powołali do życia Teatr XL, który funkcjonuje jako najmłodszy teatr repertuarowy Warszawy. Po czasie tułaczki w październiku zeszłego roku teatr znalazł siedzibę w Państwowym Muzeum Etnograficznym w Warszawie, dla którego aktorzy grupy przygotowali wydarzenie z gatunku commedia dell’arte na Noc Muzeów. Roczna rezydentura właśnie dobiegła końca, z przyczyn niezależnych, zaś Teatr XL już szykuje otwarcie w nowej siedzibie na 5 grudnia. –Gdzie, jeszcze nie mogę zdradzić, to na razie tajemnica – zastrzega Grzegorz.
I tak, wraz z grupą równie przedsiębiorczych przyjaciół-artystów, Grzegorz radzi sobie na trudnym rynku aktorskim. Czasochłonne castingi z minimalną szansą na powodzenie, propozycje płatne niżej niż praca w McDonaldzie, czekanie na telefon od reżysera to codzienność w zawodzie aktora. Dla człowieka czynu, jakim niewątpliwie jest Grzegorz, to bodziec do realizowania kolejnego planu na życie. –Wspominałem o apelach szkolnych. Szybko okazało się, że występy publiczne to coś, co potrafię. 10 lat temu zaczęła się moja przygoda z konferansjerką. Prowadzę przeróżne imprezy, od imienin cioci Krysi, przez festyny, wybory miss, po Półmaraton Warszawski dla 8 tysięcy ludzi. Dostaję do ręki mikrofon i mówię, mówię, mówię–mówi Grzegorz.
Ruch kwadratowy, ruch okrągły
Czy nie odbiegliśmy trochę za daleko od biegania, jak na stronę biegambolubie.com.pl?
–Nie, bo ja nigdy nie byłem daleko od biegania. W czasie kariery zawodniczej biegałem, kończąc studia i robiąc specjalizację trenerską, zdobywając uprawnienie instruktora lekkiej atletyki i instruktora pływania, biegałem regularnie. Nie wyobrażam sobie, że mógłbym przestać być aktywny, zapuścić brzuch. Geny mi na to nie pozwolą, zresztą nigdy nie potrafiłem usiedzieć na miejscu –przyznaje Grzegorz.
Jeśli coś go zaskoczyło po 20 latach aktywnego uprawiania sportu, to nowe formy ruchu, które odkrył w szkole aktorskiej na zajęciach ze świadomości ciała. –Żeby ująć to obrazowo, świeżo po AWF-ie mój ruch był kwadratowy, tu zacząłem się uczyć ruchu okrągłego, który zupełnie inaczej uruchamia ciało. Nie chodzi o czystą motorykę i wyuczone sekwencje poprawne technicznie. Ruch sceniczny, kreatywny, abstrakcyjny, był dla mnie całkowitą nowością. Zaczynałem od słabej trójki a skończyłem na piątce –cieszy się Grzegorz.
Motywy podpatrzone na zajęciach ze świadomości ciała wykorzystuje czasem na zajęciach BiegamBoLubie. Podopieczni trenera Grzegorza z zajęć na warszawskim stadionie Polonez, którzy nie znają jego życiorysu, nawet nie przypuszczają, że trenują trochę jak przyszli aktorzy. –Często podczas ćwiczeń robią wielkie oczy, bywają zaskoczeni tym, co proste czynności potrafią zrobić z ich ciałem. W zaawansowanym wieku czegoś o swoim ciele są w stanie się dowiedzieć. Widać błysk w oku, te momenty lubię najbardziej –mówi Grzegorz, który w ciągu roku prowadzenia zajęć dał się poznać jako specjalista od ćwiczeń koordynacyjnych, łączących funkcje obu półkul mózgowych, ułatwiających koncentrację, wzmagających percepcję. Najprostszy przykład: jedną ręką klepiemy się w brzuch, a drugą kręcimy koła nad głową. Na kolejnym etapie dołączamy nogi, a w najtrudniejszej wersji, każda z kończyn robi co innego.
Biegacze jak publiczność
Na zajęciach BiegamBoLubię stara się dużo ludziom dawać, ale też sam z nich czerpie. –Po pierwsze kocham ludzi i szukam z nimi kontaktu. Po drugie zacząłem pracę w Szkole Mistrzostwa Sportowego i potrzebuję takich doświadczeń, żeby budować warsztat nauczyciela. Po trzecie każde wyjście przed grupę ludzi to ćwiczenie warsztatu aktorskiego. Wchodzę w rolę trenera, podopieczni są moją publicznością. W ogóle akcja BbL to dla mnie poligon doświadczeń, gdzie mogę poszukiwać swojego stylu i drogi –mówi Grzegorz.
Aktorstwo jest obecne w jego sporcie, tak samo jak sport jest obecny w jego aktorstwie.
–Ciało to instrument, trzeba o niego dbać i utrzymywać w odpowiedniej kondycji. Przy wszystkich różnicach, o jakich mówiłem, są też podobieństwa. Aktorzy, tak jak sportowcy przed występami przeprowadzają rozgrzewki. Najróżniejszego typu: ruchowe, głosowe, ale wyobraźnię i umysł też trzeba rozgrzać–mówi Grzegorz, który ceni BiegamBoLubię także za to, że nie pozwala mu zardzewieć–Staram się budować życie z tego, co kocham. Bieganie jest wysoko na mojej liście.