Biegał brzydko – każdy ciężki krok markował ruchem głową, a jego twarz wykrzywiał grymas bólu. Kiedyś zapytany o to, odpowiedział – Nie miałem dość talentu by się uśmiechać i wygrywać jednocześnie. A wygrywać tak jak Emil Zatopek nie potrafił i wciąż nie potrafi nikt.
Urodził się w 1922 roku. Ponoć marzył o tym, żeby zostać nauczycielem chemii, ale nie był pilnym uczniem. W wieku 14 lat został pracownikiem fabryki butów Bata.
Wówczas Bata była jedną z największych i najlepiej rozwijających się firm europejskich. Rodzinę właścicieli nazywano “wschodnioeuropejskimi Fordami”. Również dlatego, że dbali o dobre warunki pracy i warunki socjalne pracowników.
Batowie stworzyli nowoczesne osiedla pracownicze, wprowadzili 40 godzinny tydzień pracy, prowadzili szkoły przyzakładowe – w jednej z nich uczył się Zatopek. Raz do roku organizowali też w Żlinie zawody biegowe, na które zjeżdżali się najlepsi sportowcy z kraju. – Przyjeżdzało wielu chłopców, którzy byli utalentowani i ciężko trenowali – wspominał w jednym z wywiadów Zatopek.
Sam pewnie nigdy nie zdecydowałby się na start. Jednak zmusił go do tego jego wychowawca. 18-letek próbował wymawiać się chorobą, ale nauczyciel nie dał się oszukać. Wysłał go do lekarza. Lekarz orzekł, że młodzieniec jest zdrów i w zawodach może wziąć udział. Gdyby nie to, pewnie nigdy nie usłyszelibyśmy o Zatopku.
A tak pewnego majowego dnia stanął na starcie biegu na 1500 metrów. Był zły, że ktoś jemu, młodemu, dorosłemu “mężczyźnie” każe coś robić. “Jeszcze mu pokażę!” – pomyślał o wychowacy. Mimo że do startu kompletnie się nie przygotował, dobiegł do mety jako drugi. Od razu zaproszono go do lokalnego klubu lekkoatletycznego. Był rok 1940.
Po II wojnie światowej Zatopek został żołnierzem. Wtedy był już wielokrotnym rekordzistą Czechosłowacji i pierwszym Czechem, który 5 kilometrów przebiegł w mniej niż 15 minut. Jego dowódcy za to, że reprezentując wojskowy klub odnosił sukcesy, pozwalali mu trenować we względnym spokoju.
A reżim treningowy miał jedyny w swoim rodzaju. Opracował go na podstawie informacji o legendarnym, przedwojennym mistrzu olimpijskim, Finie Paavo Nurmim. Nurmi ponoć był tak szybki, że potrafił wyprzedzić pociąg relacji Turku – Helsinki i dotrzeć przed nim do stolicy Finlandii.
Dużo i szybko
Zatopek biegał zupełnie inaczej niż jego późniejsi rywale. Oni biegali powoli i dużo. On dużo i szybko. Kiedy biegacze z innych krajów jako podstawę treningów traktowali 15 – 20 kilometrowe biegi wolnym tempem, on robił po 5 dwustu metrowych sprintów, potem 20 czterystu metrowych powtórzeń, by na koniec znowu biegać sprinty.
Dystane i liczba potwórzeń z czasem rosły. Bywało, że Zatopek potrafił na bieżni pokonać 40 kilometrów, każdy czterystu metrowy mocny bieg przeplatając minutowymi przerwami. 50 powtórzeń wykonywał rano, szedł do pracy i kolejne 50 powtórzeń wykonywał wieczorem. – Po co mam biegać powoli, skoro to już potrafię? Chcę nauczyć się szybkiego biegania – mawiał Czech.
Mawiał też, że “przekroczenie granicy bólu oddziela mężczyzn od chłopców”. Dlatego ciągle tę granicę przekraczał. Biegał z obciążnikami, biegał z przywiązaną do pleców oponą. Kiedy przychodziła zima, zakładał ciężkie wojskowe trepy i biegał w górę i w dół po zasypanym śniegiem poligonie. Wreszcie, kiedy usłyszał o czymś takim jak dług tlenowy, postanowił biegać bez oddychania. Jedna z takich prób skończyła się utratą przytomności.
Na pierwsze międzynarodowe zawody do Berlina pojechał… rowerem. Był rok 1946. O bezpośredni transport z Pragi do centralnych Niemiec nie było łatwo. Pokonał ponad 500 kilometrów do stolicy Niemiec, wystartował, narzucił mordercze tempo i wygrał. Zrobiło się o nim głośno.
Najbrzydziej biegający biegacz
Dwa lata później, w 1948 roku w Londynie odbyły się Igrzyska Olimpijskie. Czech celował w złoto na 5000 metrów. Na dwa miesiące przed wyjazdem pierwszy raz w życiu wystartował w biegu na 10 kilometrów. Okazało się, że jego wynik jest gorszy o niecałe dwie sekundy od rekordu świata. Postanowił spróbować sił i w tej konkurencji.
Bieg odbywał się pierwszego dnia igrzysk. Zatopek zaplanował, że każde z okrążeń pobiegnie w 71 sekund i zaatakuje rekord świata. Trener, siedział przy bieżni ze stoperem w dłoni. Panowie umówili się, że jeśli Czech będzie biegł za wolno, trener pokaże mu czerwoną koszulkę. Jeśli będzie szedł na rekord świata, białą. Na ósmym okrążeniu Zatopek zobaczył czerwoną koszulkę. Przyspieszył, chwilę walczył z Vilijo Heinim, wyprzedził go i do mety dobiegł przez nikogo nie zagorożony. Pobił rekord świata.
Na punkcie Czecha oszaleli kibice. Gazety natomiast okrzyknęły go najbrzydziej biegającym zawodnikiem. – Bieganie to nie łyżwiarstwo figurowe. Nie muszę się uśmiechać, podobać sędziom – skwitował prasowe arytkuły świeżo upieczony mistrz olimpijski.
Kiedy startował kilka dni później w biegu na 5000 metrów, oczy całego świata były zwróceone właśnie na niego. Wszyscy liczyli na to, że Zatopkowi uda się osiągnąć coś, co do tej pory nikomu się nie udało. Wygrać bieg na 10 000 i 5000 metrów na jednych igrzyskach.
Nie udało się, bieg wygrał Gaston Reiff z Belgii. Świat jednak zapamiętał imponujący finisz Zatopka, który na ostatnim okrążeniu zniwelował stratę prawie 100 metrów i do mety dobiegł 0,2 sekundy po Belgu. Z pierwszych Igrzysk w życiu wrócił z dwoma medalami. Nieźle jak na debiutanta.
Trzy razy złoty Zatopek
To co nie udało się w 1948 roku, Zatopek osiągnął z nawiązką w 1952, w Helsinkach. Mało brakowało, a nie pojechałby na igrzyska. Dopadł go pech. Rok przed imprezą zjeżdżając na nartach doznał kontuzji. W czasie przygotowań do olimpijskiego startu rozchorował się.
W końcu nadszedł pierwszy dzień Igrzysk Olimpijskich. W biegu na 10 000 metrów nie miał sobie równych. Poprawił rekod świata, na metę wbiegł samotnie dublując kolejnych zawodników.
W biegu na 5000 metrów, na ostatnim wirażu wyprzedził Chrisa Chataway’a, Alaina Mimouna i Herberta Schade. Znowu był pierwszy! Udało się, został pierwszym olimpijczykiem, który zdobył dwa złote medale w biegach długodystansowych na tej samej imprezie. Nie był to jednak koniec.
Zatopek postanowił wystartować w maratonie. Nigdy wcześniej oficjalnie nie przebiegł takiego dystansu. Maraton tradycyjnie odbywał się ostatniego dnia igrzysk. Faworytem biegu był Jim Peters. Brytyjczyk był rekordzistą świata i mistrzem świata na tym dystansie. Czech był czarnym koniem.
Przed startem, podczas rogzrzewki na stadionie w Helsinkach podszedł do mistrza, wyciągnął rękę i przedstawił się – Cześć, jestem Zatopek – powiedział. Peters odzwajemnił uścisk ręki, ale nie odezwał się słowem.
Trudno się dziwić jego oziębłości. To właśnie osoba Zatopka wpłynęła na decyzję Brytyjczyka, żeby specjalizować się w biegach na 42,195 kilometra. Podczas igrzysk w Londynie dostał od niego niezłego łupnia na 10 000 metrów i postanowił, że więcej 10 kilomerów biegać nie będzie.
Padł wystrzał. Panowie ruszyli. Okrążyli stadion i wybiegli na ulice Helsinek. Trasę poprowadzono na północ miasta. Po 21 kilometrach biegacze zawracali i biegli tą samą trasą. Po około godzinie dopędził Petersa Zatopek i zapytał go czy nie biegną za szybko. – Biegniemy za wolno – odparł Brytyjczyk.
Po latach Peters tłumaczył, że tylko się zgrywał, ale Zatopek wziął sobe uwagę kolegi do serca i postanowił przyspieszyć. Po chwili Peters zobaczył jego oddalające się plecy. Kiedy spotkali się następnym razem, po nawrotce, Czech prowadził z różnicą ponad 2 minut. Brytyjczyk leżał wówczas na poboczu i otrzymywał pomoc od lekarzy. Nie wytrzymał morderczego tempa.
Za to Zatopek miał na tyle dużo siły, że stać go było na żarty z ekpią fotoreporteów jadących przed nim samochodem. Na stadion wpadł sam i przyspieszył. Tłum krzyczał “Zatopek, Zatopek!”. Czech pobił kolejny rekord świata. “Wyglądał, jakby wybrał się na dziarski spacer, a nie przebiegł maraton” – pisały gazety.
“Dzisiaj trochę umrzemy”
Na kolejnych Igrzyskach, w Melbourne Zatopek wystartował już tylko w maratonie. “Panowie, dzisiaj trochę umrzemy” – powiedział rywalom przed rozpoczęciem biegu. Dobiegł 5. Tym biegiem w upalnym słońcu pożegnał się z profesjonalnym bieganiem. Miał 34 lata.
Choć już nie startował, to wciąż obracał się w świecie sportu. W 1968 roku podczas międzynarodowego tourne odwiedził Pragę Ron Clarke, najlepszy biegacz długodystansowy dekady lat 60-tych. Clarke poprawiał rekord świata na 10 kilometrów kilkanaście razy, mimo to nigdy nie zdobył medalu na imprezie najwyższej rangi.
Zatopek bardzo go szanował. Spędzili razem dzień. Kiedy odprowadzał go na lotnisko, wcisnął mu w dłoń małe zawiniątko, poprosił, żeby rozpakować je dopiero w samolocie. Dodał “nie daję ci tego dlatego, że jesteśm przyjaciółmi, ale dlatego, że na to zasługujesz”.
Co było w zawiniątku? Zatopek oddał Clarke’owi jeden z dwóch złotych olimpijskich medali, który zdobył w biegu na 10 000 metrów.
Jeszcze w tym samym roku w Pradze wybuchła rewolucja. Zatopek poparł reofrmatora Dubceka. Rewolucję zakończyła inwazja wojsk Układu Warszawskiego. Słynny biegacz został usunięty z wojska i za karę zesłany do kopalni uranu. Po powrocie do Pragi został śmieciarzem.
autor: Janusz Malinowski