To niesamowite, ale zbliża się już koniec roku. Grudzień to zawsze szalony miesiąc, w którym pomiędzy bieganiem po sklepach, a robieniem pierników robi się wszelkiego rodzaju podsumowania. Oczywiście jednym z najważniejszych jest podsumowanie roku biegowego.
Czy można już wyciągnąć jakieś wnioski? Na pewno dla niektórych z Was był to najbardziej biegowy rok życia! Np.: Ci, którzy przebiegli ponad 2200 kilometrów to jakby przebiegli z Poznania do Barcelony….! Ale przecież mówi się, że nie powinno się biegać aż tak dużo – często można przeczytać, że dwa maratony w roku wystarczą.
A co byście powiedzieli o bieganiu dwóch maratonów w jeden weekend? Jeden w sobotę, a drugi w niedzielę? I to w każdy weekend roku. Szaleństwo? Niemożliwe? Niezdrowe? Owszem, zgadzamy się z tymi myślami, bo i my nie potrafiliśmy tego zrozumieć, a jednak jest to możliwe. W zeszłym tygodniu Zosia miała okazję i przyjemność spotkać się z kobietą, która przebiegła 1859 maratonów w swoim życiu. Nie ma innej kobiety na tym świecie z takim biegowym wynikiem. Ta kobieta to 74-letnia Sigrid Eichner.
„Dowiedziałam się o niej zupełnym przypadkiem oglądając film reklamujący maraton berliński. „Taka drobna, starsza pani i biegnie maraton” – to była moja pierwsza myśl, kiedy ją tam zobaczyłam. Dzisiaj trochę mi wstyd, bo wiem, że biegnie nie tylko jeden maraton, a o wiele więcej. Udało mi się z nią skontaktować (tak, korzysta z komputera i potrafi odpisywać na maile) i spotkać w Berlinie. Zaprosiła mnie do swojego małego mieszkanka, gdzieś we wschodniej części niemieckiej stolicy. Od samego początku biło od niej ciepło i pozytywna energia. Początkowo chciałam przeprowadzić z nią wywiad „pytanie – odpowiedź”, ale szybko zrozumiałam, że tak się nie da. Po prostu zaczęłyśmy rozmawiać, a w zasadzie to ona tak wiele opowiadała, że nawet nie wiem kiedy minęły trzy godziny. Pani Eichner naprawdę ukończyła w swoim życiu 1859 biegów. To głównie maratony, ale są tam też takie ultramaratony jak Badwater, czyli 217 kilometrów Doliną Śmierci, The Grand Raid Reunion/Diagonale des Fous, czyli 164 kilometrów czy Der Mauerweglauf czyli 100 mil po Berlinie. W tym roku ma jeszcze 11 biegów do zrobienia, będzie biegła w każdy weekend tak, aby ukończyć 2014 rok z 1870 startami. Sigrid pokazała mi swój pokój, który jest pokojem medali i pucharów. To prawdziwa ściana chwały, na których jest mnóstwo pięknych i oryginalnych medali. Poza tym mnóstwo nagród, bo pani Eichner prawie zawsze wygrywa bieg w swojej kategorii wiekowej.
A jak to się zaczęło? Od dziecka była wysportowana, ale dopiero kiedy zamieszkała w Berlinie zaczęła biegać. W 1980 roku, czyli w wieku 40 lat wystartowała w swoim pierwszym biegu i biega tak do dziś. Chciałam się dowiedzieć, skąd ma w sobie tyle siły i jak jej organizm to tak dobrze znosi. Powiedziała wtedy coś bardzo mądrego, aby nie wierzyć we wszystko, co jest napisane i co się czyta. Najlepiej wszystko wypróbować na własnym organizmie. Ona czuje się z takim bieganiem dobrze i to jest jej sposób na życie. Śmiała się, że jedni w weekend pieniądze wydają na chodzenie do restauracji, ona jeździ po kraju i biega. Oczywiście miała liczne kontuzje w swojej biegowej karierze, miała nawet biegi, których nie ukończyła, ale nie było ich dużo.
Kiedy podczas biegu ma chwilę zwątpienia, zawsze myśli o tym, że pozostali zawodnicy też się męczą i przeżywają to samo, co ona. Poza tym stara się nie narzekać i nie zatrzymywać nawet wtedy, gdy coś zaczyna boleć. Biegnie po prostu przed siebie wiedząc, że czeka na nią meta, która najbardziej wynagradza jej cały ten wysiłek. Z uśmiechem na twarzy powiedziała, że każda meta tak samo ją wzrusza i cieszy, mimo że już tak często przez nią przebiegała. To miejsce, które łączy ludzi i to tam wszyscy wspólnie radują się, że udało się pokonać swoje słabości i ukończyć bieg.
To była tak motywująca rozmowa, że ciężko przerzucić to na papier. Wiem, że z odpowiednim nastawieniem to, co robi pani Eichner jest możliwe. Z pewnością trzeba mieć silny organizm, ale jeszcze silniejszą wolę i głowę. Kiedy myślę, że niedługo Sigrid pobiegnie kolejne dwa maratony, a ja zrobiłam w tym roku cztery, to aż mi trochę głupio. Ale wiem, że nie powinno, bo przecież każdy ma swoje osobiste „Badwater”
i inne ultramaratony. Cieszę się, że miałam przyjemność poznać tak wyjątkową kobietę, bo teraz za każdym razem, kiedy nie mogę się zebrać na trening myślę właśnie o niej. To najlepsza motywacja, której i Wam życzę”.
Autorka relacji: Zofia Wawrzyniak