Aktualności

TrenujemyBoLubimy (19): Zatrzymaj się. Czas na stretching.

Mam nadzieję, że ubiegłotygodniowe, jesienne sprawdziany formy, u wszystkich przebiegły bardzo pomyślnie. To bardzo ważne, żeby regularnie kontrolować swoje postępy. Nie tylko w formie startów w masowych zawodach na 5 i 10km, ale również na treningach, czy właśnie takich lokalnych testach jak nasz. Jeszcze raz wielkie brawa i gratulacje za osiągnięte wyniki. Dziś spróbujemy trochę zwolnić, a nawet zatrzymać się w miejscu. Czasami bardzo ciężko wysiąść nam z tej rozpędzonej, treningowo-startowej lokomotywy i znaleźć chwilę na statyczną część treningu biegowego. Z reguły wolimy te 15 minut dłużej pobiegać, niż poświęcić je na stretching, czyli rozciąganie.  Następstwem takiego podejścia są urazy, naciągnięcia i żal do całego świata, że kolejny, udany etap naszej przygody z bieganiem przerywa kontuzja. Uwierzcie, że wystarczą niewielkie zmiany w mentalności, żeby ryzyko tych wielce niepożądanych problemów zdrowotnych zminimalizować.  Niech najbliższy tydzień będzie początkiem tych zmian. Koncepcji podejścia do stretchingu jest wiele. Ciągle trwają dyskusje i próby ustalenia, która z jego wersji jest lepsza; statyczna czy dynamiczna? Pewne jest to, że nie ma nic gorszego, niż jego całkowity brak w treningu. Chociaż i tu znajdą się osoby, które to podważą, wychodząc z założenia, że rozciąganie niczego dobrego do ich biegania nie wnosi. Ciekawe co na to wszystko rekordziści świata i mistrzowie olimpijscy? Zanim zaczniemy warto podkreślić, że 45-letni biegacz amator nie może, a nawet nie powinien próbować zbliżyć się poziomem rozciągania do 10-letniej gimnastyczki. Nasze mięśnie oprócz pożądanej elastyczności muszą też zachować odpowiednią sprężystość i zdolność do kurczenia się. Nie mylić ze skurczami, które z różnych przyczyn łapią nas na 35 kilometrze maratonu. Oczywiście jedną z nich mogą być kilkuletnie zaległości w rozciąganiu…Tyle teorii, czas na praktykę. Zanim zaczniemy truchtać wykonajmy kilka ćwiczeń poprawiających mobilność naszych mięśni i tkanek. Nie tylko w obrębie kończyn dolnych, również od pasa w górę. Nie zapominajmy, że biega całe ciało, a nie tylko nogi. Powinno to nam zająć nie więcej niż 5 minut. Teraz czas na 15 do 20 minut spokojnego truchtu – tradycyjnie każdy w swoim komfortowym tempie. Na część ogólną poświęćmy 10-15 minut, a na stretching około 20 minut. W tracie ćwiczeń rozciągających dbajmy o to, żeby utrzymać niskie tętno, ale jednocześnie wysoką ciepłotę ciała. Mamy cudowne, jesienne okno pogodowe. To już na wstępnie duży plus. Przy mocno niesprzyjających warunkach ( ulewa, niska temperatura, wiatr) warto ze stretchingiem przenieść się do domu, garażu, pod trybuny, taras czy po prostu na siłownię.  Na stadionie jako przerywnik możemy wykonać kilka ćwiczeń dynamicznych, żeby nie dopuścić do wychłodzenia. W części głównej chciałbym, żeby trenerzy zaproponowali Wam jak najszerszy wachlarz ćwiczeń rozciągających. Statycznych i dynamicznych. W pozycji stojącej, w opadzie tułowia, klęku, siadzie i leżeniu. Z wykorzystaniem współćwiczącego i infrastruktury stadionu ( barierki, poręcze, lampy, etc. ) Nie bójcie się sięgać po ćwiczenia z innych dyscyplin. Pamiętajcie, że zarówno bycie trenerem jak i zawodnikiem to nieustanny rozwój. Nie przekraczajcie swoich granic. Niech każdy rozciąga się na miarę swoich możliwości. Dużo uwagi poświęćcie oddychaniu. Nie blokujcie swojego ciała bezdechem. Zrelaksujcie się i odprężcie. Pomyślcie o czymś przyjemnym. Nie wchodźcie w dyskusje. Zajęcia zakończcie pięcioma minutami truchtu. No i jak, czujecie różnicę? Autor: Bartłomiej Osior – bbl Wydminy  

TrenujemyBoLubimy (19): Zatrzymaj się. Czas na stretching.

TrenujemyBoLubimy (18): Biegi Sztafetowe.

Żadne inne, biegowe okoliczności nie wyzwalają w nas takich emocji jak biegi sztafetowe. I to nie ważne w jakiej roli występujemy: uczestnika, czy kibica. To właśnie zmiana pałeczki sztafetowej oraz duża odpowiedzialność za drużynę i jej końcowy wynik, pozwalają nam wykrzesać dodatkowe pokłady mocy i energii. Jeżeli do tego wszystkiego dochodzi jakiś szczytny cel, to nasz organizm jest w stanie tolerować naprawdę duże zmęczenie i osiągać znacznie lepsze wyniki niż w biegach indywidualnych. W tym tygodniu na 21 stadionach odbędą się biegi sztafetowe. Zadaniem pięcioosobowych drużyn będzie wykręcenie jak największej liczby okrążeń w ciągu 60 minut. Wybiegane przez wszystkich kilometry zostaną przeliczone na złotówki i doliczone do puli 6. PKO Biegu Charytatywnego, który 24-go września odbył się w dwunastu miastach Polski. Łącznie wybiegano ponad 21 tysięcy okrążeń czyli 8,5 tysiąca kilometrów! Przyznajcie, że to naprawdę imponujący wynik!Lokalizacje, w których nie odbędą się charytatywne biegi sztafetowe, będą przygotowywać się do przyszłorocznych edycji, koncentrując się przede wszystkim na zmianie pałeczki sztafetowej. A sprawa wcale nie jest tak prosta, jakby się wydawać mogło… Sztafeta to drużyna, a moment przekazania pałeczki sztafetowej za każdym razem jest kluczowym dla pomyślności przebiegu dalszej rywalizacji. Jeżeli coś pójdzie nie po naszej myśli, to w zdecydowanej większości przypadków, wina spoczywa  po stronie odbierającego pałeczkę.  Najczęstsze błędy to zbyt późny start i zmuszenie nabiegającego do hamowania lub przedwczesne rozpoczęcie biegu ze zbyt dużą prędkością i w konsekwencji wybiegnięcie poza strefę zmian. Zmiana musi odbyć się „ w punkt”. Tylko pytanie gdzie on jest?   Niezależnie od tego czy będzie to rozgrzewka przed biegami sztafetowymi, czy ćwiczenia do przyszłorocznych edycji, rozpocznijcie od przekazywania kolejno pałeczki od tyłu do przodu, truchtając w swoich zespołach wokół stadionu w odstępach około 1,5 metra. Warto wspomóc się szkolnym „hooop!” lub innym umówionym sygnałem dźwiękowym. Wcześniej ustalcie z której ręki i do której ma powędrować pałeczka. Następnie, na prostej ustawcie się w odstępach około 15-20 metrów i spróbujcie na bardzo małych prędkościach przećwiczyć płynne przekazanie pałeczki. Najprościej rzecz ujmując prędkość odbierającego musi być dostosowana i porównywalna do prędkości nabiegającego.  W kilku próbach postarajcie się wyczuć i zapamiętać moment, w którym powinniście wystartować, żeby wasza zmiana była maksymalnie płynna. Jeżeli go wyczujecie, to już więcej niż połowa sukcesu. Teraz pozostanie już tylko koncentracja, żeby w czasie biegu nie zgubić pałeczki, bo to zgodnie z przepisami grozi dyskwalifikacją, a tego byśmy nie chcieli. I jeszcze jedno; nie zapomnijcie o klasycznej rozgrzewce jak przed każdym innym biegiem. 400 m to bardzo wymagający dystans, a każdy z Was pokona go przynajmniej kilka razy. Życzymy wszystkim fantastycznej zabawy i  tych niepowtarzalnych emocji związanych z biegami sztafetowymi. Polscy lekkoatleci w ostatnich latach niejednokrotnie pokazali nam, jak w biegach sztafetowych zdobywa się medale. Nie pozostaje zatem nic innego, jak brać z nich przykład. Niech moc i przyjemność będą z Wami!!! Autor: Bartłomiej Osior – bbl Wydminy WYKAZ LOKALIZACJI BBL, NA KTÓRYCH ODBĘDĄ SIĘ SYMBOLICZNE BIEGI CHARYTATYWNE: LOKALIZACJA Barlinek Głuchołazy Goleniów Gorzów Wielkopolski Inowrocław Jednorożec Kozienice Kutno Łapy Łódź Mikołów Ozimek Pleszew Racibórz Rzeszów Słupsk Sulechów Tomaszów Mazowiecki Toruń Warszawa Zduńska Wola

TrenujemyBoLubimy (18): Biegi Sztafetowe.

TrenujemyBoLubimy(17): Jesienne sprawdziany.

No i mamy jesień… Piękną, złotą i przede wszystkim szybką! W ostatnich tygodniach zapewne wielu z Was poprawiło swoje rekordy życiowe. Okazji do tego było bardzo dużo. Wrzesień i październik co roku obfitują w ilość imprez biegowych. Od biegów na jedną milę i 5 kilometrów, aż do Utramaratonów. Każdy start jest zawsze swego rodzaju sprawdzianem. My na zajęciach Biegam Bo Lubię też chcemy przekonać się w jakiej aktualnie jesteście dyspozycji. Dlatego pierwsze dni października będą dla Was tygodniem testów. To Wasi trenerzy zdecydują jak sprawdzian przeprowadzą na najbliższym spotkaniu. Do wyboru;  100m, 1000m lub Test Coopera. Jesteście gotowi? J Bieg na 100m to oczywiście sprint. 1000m to 2,5 okrążenia stadionu i zaliczane jest do grupy biegów średnich.  Test Coopera natomiast polega na osiągnięciu możliwie najdłuższego dystansu w ciągu 12 minut nieprzerwanego biegu.   Niezależnie od wyboru trenerów i przeprowadzanego testu, kluczem do sukcesu będzie… rozgrzewka. Niektórzy trenerzy zapewne przeprowadzą ją razem z Wami, ale z doświadczenia wiemy, że większość z nich zajęta będzie przygotowaniem sprawdzianów. Dlatego zależy nam na tym, żebyście tym razem to Wy, drodzy biegacze, sami zadbali o swoje przygotowanie do udziału w teście. Nie będzie to trudne, pod warunkiem, że wsłuchacie się w nasze rady-porady 😉 Bieg na 100m wymaga bardzo intensywnej rozgrzewki, odpowiedniego pobudzenia i przede wszystkim rozgrzania mięśni do czerwoności. W tym celu wykonajcie kilkanaście minut truchtu, później część ogólną, stretching i na zakończenie kilka mocnych przebieżek na odcinku do 60m. Stając w blokach startowych musicie być absolutnie pewni, że wasze ciało od strony fizjologicznej jest przygotowane do podjęcia wysiłku submaksymalnego, o krótkim czasie trwania. Popularny „tysiak” to bieg średni i jednocześnie bardzo miarodajny sprawdzian dla wszystkich trenerów biegów długich. Czas na mecie dla wielu z Was może być fajną wyjściową do planów treningowych, dlatego postarajcie się o jak najlepszy wynik. W ramach rozgrzewki przytruchtajcie 3 do 5 okrążeń. Następnie zadbajcie o odpowiednią ruchomość w stawach i mobilność mięśni. Szczególną uwagę poświęćcie mięśniom tylnej grupy uda i podudzia. Tzw. „tylna taśma” przed tego typu sprawdzianem powinna być odpowiednio rozciągnięta i elastyczna. Na pobudzenie proponuję luźne rytmy 4 x 80m na ok. 70% swoich możliwości. Test Coopera wymaga od nas przede wszystkim utrzymania stałego tempa biegu. Na przygotowaniu do tego sprawdzianu nie tracie zbyt dużo sił. Skoncentrujcie się na znalezieniu odpowiedniego rytmu biegowego, w którym za chwilę będziecie biec  przez 12 minut. Największym błędem jaki można popełnić w Teście Coopera, to zbyt szybko wystartować. Zachęcam do tego, żeby pierwsze 6 minut pobiec trochę zachowawczo, a w drugiej części już zaryzykować i wyśrubować ekstra wynik. Niezależnie od testu, w jakim weźmiecie udział, życzymy Wam przede wszystkim świetnej zabawy. I jeszcze jedno; nie dajcie ponieść się emocjom – to nie Igrzyska Olimpijskie… 😉 Autor: Bartłomiej Osior – bbl Wydminy   LISTA TYGODNIA TESTÓW BiegamBoLubię Barlinek Test Coopera Biała Podlaska Test Coopera Białystok Test na 1000 m Bielsko-Biała Test Coopera Bolesławiec Test Coopera Brzeg Test Coopera Buk Test na 1000 m Busko-Zdrój Test na 1000 m Bydgoszcz Test na 1000 m Bystrzyca Kłodzka Test na 1000 m Czersk Test Coopera Częstochowa Test Coopera Gdańsk Test na 1000 m Giżycko Test Coopera Głuchołazy Test Coopera Goleniów Test Coopera Gorzów Wielkopolski Test na 1000 m Inowrocław Test Coopera Jednorożec Test Coopera Kalisz Test na 1000 m Katowice Test Coopera Kielce Test na 1000 m Kołobrzeg Test na 1000 m Kościan Test Coopera Kozienice Test na 1000 m Kraków MOS Wschód test Coopera Kraków MOS Zachód Groble Test na 1000 m Kutno Test Coopera Legnica Test Coopera Leszno Test na 1000 m Lębork Test na 1000 m Lidzbark Warmiński Test Coopera Luboń Test Coopera Łapy Test Coopera Łomża Test na 1000 m Łódź Test na 1000 m Malinie Test na 1000 m Mikołów Test na 1000 m Mogilno Test na 1000 m Olsztyn Test na 1000 m Opole Test na 1000 m Ostrołęka Test na 1000 m Ozimek Test na 100 m Pelplin Test Coopera Starogard Gdański Test Coopera Pleszew Test Coopera Pruszków Test Coopera Przasnysz Test na 1000 m Racibórz Test Coopera Radom Test na 1000 m Ruda Śląska Test na 1000 m Rybnik Test na 1000 m Rzeszów Test Coopera Sandomierz Test na 1000 m Stalowa Wola Test Coopera Sulechów Test Coopera Szczecin Test Coopera Szklarska Poręba Test na 100 m Świebodzin Test Coopera Tomaszów Mazowiecki Test na 1000 m Toruń Test Coopera Turek Test na 1000 m Twardogóra Test na 1000 m Warszawa Test Coopera Zabrze Test na 1000 m Wieliczka Test Coopera Wrocław Test na 1000 m Wydminy Test na 1000 m Zabrze Test na 1000 m Zamość Test Coopera Zduńska Wola Test Coopera Zielona Góra Test na 1000 m Złotów Test na 1000 m Żary Test na 100 m

TrenujemyBoLubimy(17): Jesienne sprawdziany.

Informacje

Vivoactive HR – strażnik codziennej aktywności

Rynek zaskakuje nas coraz to nowymi urządzeniami, które za cel główny stawiają sobie motywację ludzi – stworzeń leniwych do aktywności fizycznej. Dietetycy alarmują, że nadwaga atakuje z każdej strony i mają na to niezbite dowody w postaci badań, które krzyczą do nas: Polaku weź się do roboty, bo będziesz grubasem! Niestety bardzo często nie przekona nas dietetyk, nie przekonają nas badania, nie przekona nas trener, ale może przekonać nas mały gadżet na ręce. Mały, dyskretny, elegancki… Zawsze jest z nami, zawsze przyłapuje nas na grzeszkach i bije na alarm, kiedy mamy ochotę grzeszyć dalej. Ten mały, ale bardzo konsekwentny strażnik to Vivoactive HR wyprodukowany przez markę Garmin. Jest bardzo sprytnym urządzeniem, które za cel główny stawia sobie monitorowanie i kontrolę aktywności fizycznej. Ma jednak też mnóstwo innych, mniej sportowych funkcji, które zachęcają do noszenia go na ręce w każdym momencie dnia. Dzięki temu podgląda nas na bieżąco, przez 24 godziny na dobę i potrafi powiedzieć o nas dużo więcej, niż sami wiemy na swój temat. Czasem ta wiedza może nas zaskoczyć, czasem może uświadomić pewne fakty, a czasem zwyczajnie zawstydzić. Vivoactive HR jest elegancki. Przypomina modny zegarek w sportowym stylu. Ma antystatyczny ekran. Jest delikatniejszy w swym designie i zdecydowanie mniejszy niż zegarki treningowe, ale mimo to nie odstaje od nich zbytnio funkcjami, jeśli oczywiście patrzymy na sport rekreacyjnie. Jedną z jego podstawowych funkcji jest pomiar tętna. Ogromnym bonusem tego modelu jest czujnik tętna wbudowany w zegarek. Dzięki temu pomiar ściągany jest bezpośrednio z nadgarstka. Nie potrzebujemy ubierać się w specjalne pasy na korpus, których wygoda jest dyskusyjna. Wystarczy mieć zegarek na ręce i mamy pełną kontrolę tętna na bieżąco. To bardzo wygodne podczas snu. Jeśli mamy ochotę monitorować jakość snu, obserwować jak wygląda nasz ruch, kiedy śpimy, jak przebiegają jego wszystkie fazy wystarczy położyć się spać z zegarkiem na nadgarstku i rano przeanalizować wyniki. Poza standardem takim jak liczenie spalonych kalorii, ilość przebytych kroków, tempo i czas aktywności zegarek ma również funkcję typowo sportowe dla takich dyscyplin jak min. Bieganie, jazda na rowerze, pływanie czy golf. W golfa co prawda nie grywam, więc tej funkcji nie testowałam. Przyłożyłam się jednak do biegania, chodzenia i pływania. Testując funkcję biegania, w celach porównawczych, korzystałam jednocześnie z Garmina 235 dedykowanego biegaczom. GPS obu zegarków pokazał takie same wartości, jeśli chodzi o przebyty dystans, spaliłam porównywalną liczbę kalorii. Inna wartość wyszła w przypadku kroków. Według Vivo zrobiłam ich dużo więcej niż wg Garmina 235 – różnice zauważyłam tylko podczas treningu. Vivoactive HR świetnie sprawdzi się przy bieganiu rekreacyjnym, jeśli jednak chcemy ustawić za jego pomocą skomplikowany, złożony trening, to może sobie z nim nie poradzić. Ogromną zaletą tego małego strażnika jest jego „umiejętność pływania”. Urządzenie świetnie sprawdza się w wodzie. Jest wygodne, czytelne, dobrze pracuje pod wodą. Ma jednak pewną wadę. Jeśli dobrze zrozumiałam ma tylko 2 ustawienia długości basenu: 25 i 50 m. Początkowo miałam ustawioną długość 50 m, a mój basen ma 25m. Wyniki były bardzo …hmmm… optymistyczne. Pływałam na poziomie olimpijskim. Kiedy odkryłam, że jeszcze istnieje dystans 25 m to już nie było tak optymistycznie. Jeśli komuś zależy na prawidłowym pomiarze to warto zwrócić uwagę na ten parametr. Kłopotliwe było też dokonanie pomiaru w małym basenie. Chciałam sprawdzić, ile metrów przepływam podczas zabawy z dzieckiem na basenie dziecięcym. Basen ma długość około 10 m. Pływamy zazwyczaj od prawej do lewej i  z powrotem, czasem po owalu. Pomiar wyszedł nam… dziwny. Wniosek… urządzenie daje rzeczywisty pomiar podczas pływania na odcinkach 25 lub 50 m, w innych sytuacjach wariuje. Tak jak pisałam wcześniej, Vivo ma szereg funkcji, które ja zaliczyłabym do sekcji „Inne”, ale wygodne i przydatne. Vivoactive HR automatycznie łączy się z platformą Garmin Connect. Wystarczy jednorazowo sparować swój telefon, konto Garmin Connect i zegarek. Dzięki tej opcji wszystkie pomiary wysyłane są automatycznie do aplikacji i w każdej chwili możesz przejrzeć je na swoim smartfonie w bardzo przystępnej, przejrzystej i wygodnej formie. Platforma Garmin Connect daje ogromne możliwości. Oprócz szerokiej gamy ustawień indywidualnych tworzy także wirtualną społeczność aktywnych osób. Możliwość podglądania aktywności znajomych, wirtualnych przyjaciół, udziału w rywalizacjach daje dodatkową motywację. Kolejnym fajnym dodatkiem jest możliwość odczytywania powiadomień np. z mediów społecznościowych. Na tarczy urządzenia widzimy treści z Facebooka bez potrzeby wyciągania telefonu. Na co warto zwrócić uwagę jeszcze? Przy pierwszym użyciu pamiętaj o personalizacji urządzenia, ustaw indywidualne parametry takie jak wzrost, waga, płeć i wiek, bo tylko wtedy pomiary będą rzetelne. Sparuj swój telefon z zegarkiem. Sama często miewam problemy z parowaniem urządzeń, więc jeśli Ci się nie uda za pierwszym razem, nie denerwuj się tylko zrób to po raz kolejny, uwierz mi … kiedyś się uda 🙂 Nie potrafię wytłumaczyć, dlaczego parowanie nie wychodzi mi zazwyczaj za pierwszym razem, mimo że korzystam z różnych modeli Garmina. Poznaj platformę Garmin Connect i korzystaj z dodatków, które przygotował dla Ciebie Garmin. Znajdziesz tam szeroki wybór dodatków, które dadzą Ci dodatkową frajdę. Żyj aktywnie! Autor: Ilona Brusiło – trenerka akcji BiegamBoLubię Warszawa Link do strony producenta: https://buy.garmin.com/pl-PL/PL/prod538374.html

Vivoactive HR – strażnik codziennej aktywności

Śmierdząca odzież sportowca – jak sobie radzić – SHOES-TE

Czy macie w swojej sportowej szafie buty, akcesoria lub koszulki, które śmierdzą pomimo intensywnego prania? Nie musicie nawet na to odpowiadać. Wiem, że tak. Temat jest wstydliwy i trudno się do tego przyznawać, chociaż wcale nie musicie mieć problemów z nadmierną potliwością i brzydkim zapachem potu. To wszystko wina bakterii i grzybów. Problem dotyczy praktycznie każdego sportu. Smród zagnieżdża się i drażni nozdrza, wydostając się z butów, syntetycznych koszulek, ochraniaczy do sztuk walki, kasków, nagolenników piłkarskich czy spodenek rowerowych … Poradzenie sobie z tym kłopotem czasami bywa niemożliwe. Nawet kilkukrotne pranie nie pomaga. Niby wszystko jest ok, ale zaraz po założeniu koszulki, czuć ją z odległości dwóch metrów. Podobnie z butami. Wyprane w pralce (chociaż nie wszystkie powinny być prane), dosuszone, ale … nadal śmierdzą. Bakterie i grzyby Za przykry zapach odpowiedzialne są grzyby i bakterie tworzące na skórze naturalną florę. Podczas treningów przenikają wraz z potem do odzieży i tam (w szczególności uwielbiają materiały syntetyczne) rozkładają łańcuchy tłuszczowe i białka. Skutkiem tego jest m.in. smród. Nie dzieje się to jednak od razu. Muszą być stworzone dla tego procesu odpowiednie warunki: wysoka wilgotność, temperatura i słaby dostęp powietrza. Nie dopuszczaj do smrodu W większości przypadków sami jesteśmy sobie winni. Buty treningowe zawinięte w worku, nierozpakowana torba treningowa … „kisi się” to wszystko, a bakterie zżerają pot i śmierdzą. Kiedy już raz doprowadzi się do takiego stanu, pozbycie się zapachu staje się niemożliwe. Zacznijmy zatem od podstaw. Najlepszym sposobem zapobiegania, jest natychmiastowe pranie i dokładne suszenie ubrań. Nie trzymaj chichów w torbie, ani butów w worku, natychmiast wyciągaj rozwieszaj w przewiewnych miejscach aby pozbyć się wilgoci. Buty, rękawice bokserskie czy ochraniacze piłkarskie muszą być bardzo dokładnie suszone. Jeśli tego nie będziecie robić, tragedia smrodowa gwarantowana. Czasami się nie da W wielu przypadkach, pomimo najszczerszych chęci, trudno uchronić się od zapaszku. Wystarczy trafić w górach na deszczową pogodę. Trenując i siedząc w schronisku, gdzie nie ma ogrzewania (podobnie pod namiotem), nie ma szans na dosuszenie ubrań. Wystarczy nawet kilkunastogodzinny powrót z zawodów. Ciuchy przemoknięte kiszą się w workach, a bakterie pracują. W takich sytuacjach trzeba pokornie spuścić głowę i przygotować się psychicznie na to, że będzie śmierdzieć. Zapaszek trzeba z cierpieniem znosić. Shoes-TE Kilka tygodni temu otrzymałem z prośbą o przetestowanie, karton preparatu Shoes-TE. Szczerze mówiąc od samego początku byłem nastawiony do tego wynalazku bardzo sceptycznie. Nie wiem dlaczego, ale od razu sklasyfikowałem go jako odświeżacz do butów. Nie popełnijcie takiego błędu. Shoes-TE to nie żadne pachnidło. To terminator biobójczy. Jego przeznaczenie to dezynfekcja butów. Jak podaje producent „skutecznie likwiduje grzyby bytujące w obuwiu oraz przykry zapach potu”. Po zapoznaniu się z instrukcją, doczytałem, że Shoes-TE nie powoduje podrażnień skóry, dlatego właśnie postanowiłem go aplikować również na urządzenia i sprzęt mający kontakt z ciałem. Aby podzielić się z Wami obserwacjami co do skuteczności preparatu, do testów wziąłem: 1. dwie pary trailowych butów (z których nie mogę ostatecznie pozbyć się zapachu po tym ja mi „zapleśniały”), 2. pas HR, który pomimo intensywnego prania i suszenia (niestety nie w suszarce bo odpadnie guma z czujnikami) intensywnie śmierdzi, 3. ochraniacze do sztuk walki (nie da się tego fizycznie zrobić), 4. szkolne buty dzieci (leżące w workach w szatni – bez odpowiedniego przewiewu). Największym zaskoczeniem było to, iż po dwóch dniach psikania mojego paska HR, udało mi się wyeliminować z niego smród praktycznie całkowicie. Problem nie został rozwiązany w 100%, ale różnica jest ogromna. Zakładając pas na pierś, w końcu oddycham swobodnie. Muszę naprawdę podsunąć sobie go pod nos, aby poczuć nieprzyjemny swąd. Podobnie ma się sytuacja z ochraniaczami. Zapachy są praktycznie niezauważalne. Również dzieci, po tygodniu aplikowania Shoes-TE do szkolnego obuwia, stwierdziły, że czuć wyraźną różnicę. Podsumowanie Pomimo wcześniejszych obiekcji wobec Shoes-TE jestem miło zaskoczony tym preparatem. Jego przeznaczenie można definiować w dwóch wymiarach: 1. Leczenie – czyli interwencję w już istniejący problem (niwelacja i powolny proces niszczenia przyczyn – zabijanie namnożonych grzybów i bakterii) 2. Prewencji – zapobieganie ich rozmnażania i rozwoju. Shoes-TE wspomaga dość skutecznie walkę z grzybami i bakteriami w obu sytuacjach. Tak więc po treningu lub długim biegi, przed wsadzeniem do torby, warto wilgotne rzeczy spryskać Shoes-TE i mieć pewność, że po otworzeniu torby zapach nie zwali nas z nóg. Jeśli natomiast macie w szafie brzydko pachnący sprzęt, i nosicie się z zamiarem wyrzucenia go, spróbujcie przetestować to nowe na rynku rozwiązanie. Warto wrzucić ten preparat do torby treningowej oraz zabierać na wszelkie wyjazdy. Na pewno się przyda. Shoes-TE nie jest zamiennikiem prania i dobrego suszenia, więc proszę nie pozostawiać ubrań w torbach treningowych. W szczególności dotyczy to facetów. Autor: Bartosz Konopka Strona producenta  TUTAJ

Śmierdząca odzież sportowca – jak sobie radzić – SHOES-TE

Test butów Kalenji KIPRACE TRAIL 3

Niezależnie od pory roku, bieganie po łąkach, leśnych duktach czy szutrowych drogach, jest przyjemne ale również wymagające. Coraz więcej osób porzuca asfaltowe chodniki, i jedzie za miasto, aby w trudniejszych warunkach poczuć moc adrenaliny i endorfin. Do takich treningów należy odpowiednio podejść, a pierwszym krokiem powinno być zadbanie o odpowiednie buty. Biegnąc po nierównych i śliskich szlakach, trzeba czuć się pewnie. W terenie nie wystarczy zwykły but asfaltowy. Trzeba odpowiedniego bieżnika, amortyzacji oraz gumy, która „trzyma” się podłoża. Dla rozpoczynających swoją przygodę z bieganiem trailowym, zakup pierwszej pary butów bywa sporym wyzwaniem. Dość bogata oferta producentów i wysokie ceny, powodują zakupowy zawrót głowy. Będąc zwolennikiem filozofii kupowania sprzętu biegowego, który w szczególności na początku biegowej przygody, równoważy cenę i jakość, postanowiłem przybliżyć zainteresowanym najnowszy model butów Kalenji KIPRACE TRAIL 3. W poprzedniej parze KIPRACE 2, przebiegłem kilkaset kilometrów i nie ukrywam, że w są to buty, które na początkowym etapie biegania trailowego są wystarczające do nabrania doświadczenia i ugruntowania własnych potrzeb i preferencji. Dystans przeprowadzonego testu KIPRACE TRAIL 3 liczył 100 km. Stabilizacja Podeszwa w KIPRACE TRAIL 3 jest szeroka i stabilna. Wypustki podeszwy (5mm), skierowane w różnych kierunkach, wychodzą poza obrys buta i zwiększają powierzchnię styku z ziemią. Rozstawione szeroko kostki bieżnika powodują, ze błoto odpada i nie nabija się w protektor. To również wpływa na niezłą stabilizację na nierównych powierzchniach. Po 100 km, na podeszwie, oprócz lekkiego zużycia (jest miękka), trudno znaleźć jakieś inne defekty materiałowe. Niestety sama guma słabo pracuje w niskich temperaturach oraz na długich i mokrych kamieniach. Dlatego nie polecam aby próbować biegać w nich w wysokich górach (chodzi i kamieniste szlaki) kiedy jest mokro. W mieście również należy uważać na poślizgi. Nie jestem materiałoznawcą ale są pewne rodzaje chodników, na których można jeździć w nich jak na łyżwach – podobnie jak na kamiennej kostce, z jakiej są wykonane uliczki starówek np. we Wrocławiu, Krakowie, Rzeszowie, Sandomierzu czy Warszawie. Jeśli jest sucho – biegnie się doskonale. Amortyzacja KIPRACE TRAIL 3  w rozmiarze 43 ważą 270 g – są o 15 gram lżejsze od poprzednika. Nie ma więc co oczekiwać kosmicznej amortyzacji. KIPRACE TRAIL 3 pozwalają dobrze czuć teren i panować nad prędkością. Zastosowana amortyzacja to system CS na pięcie – ten sam co w poprzednim modelu. W ciężkim kamienistym terenie czuć nierówności, ale przy dystansach rzędu 20 km nie ma to jeszcze wpływu na komfort biegu. Nie polecam biegania w nich na trasach ultra o kamienistych podłożach. Znam jednak biegaczy, którzy pokonali w nich ŁUT – tam jednak więcej błota i korzeni niż kamieni. Woda Buty świetnie radzą sobie z wodą. Szybko ją odprowadzają a cholewka nie nasiąka. Kilkadziesiąt kroków na nogę wystarczy, aby nie czuć „chlupotania”. Po pięciuset metrach zapomina się, że przed chwilą biegło się przez strumień. Podsumowanie Z opisu producenta wynika, że są to buty startowe, przeznaczone dla lżejszych biegaczy na dystanse do 80 km. Jak dla mnie, 80 km w górach, w tych butach to wyzwanie. W poprzednim modelu nie zdecydowałem się w nich na ani jeden „ultrastart”. Tak też będzie i w tym przypadku. Po 50 kilometrze stopy biegacza są już nieco „rozklepane” i większa amortyzacja jest dla mnie elementem umożliwiającym ukończenie biegu. Jako but startowy radzi sobie znakomicie pod warunkiem, że sama trasa nie jest długa i bardzo trudna. W ramach testu wystartowałem w nich w „Biegu Trzech Kopców” w Krakowie, gdzie w mieszanym terenie poradziły sobie naprawdę rewelacyjnie. Uważam, że KIPRACE TRAIL 3 są bardzo dobrą propozycją dla początkującego biegacza terenowego. Lasy, polne ścieżki czy błocko, nie stanowią wygórowanej przeszkody. To dobry but na rozpoczęcie przygody w biegach górskich na dystansach 20-30 kilometrów. Obecna cena na stronie decathlon.pl to 279,99 zł. Autor: Bartosz Konopka

Test butów Kalenji KIPRACE TRAIL 3

PolecamyBoLubimy

PolecamyBoLubimy

Zapisz się do naszego newslettera aby być na bieżąco z najnowszymi informacjami.
Zapisz się
close-image