Po cudownych i zaskakujących igrzyskach olimpijskich w Tokio kibicom przyszło przełknąć gorzką pigułkę. Polaków nawiedził spory regres, niczym giełdowa bessa. Kto zawiódł a kto zaimponował? Czas podsumować mistrzostwa w amerykańskim Eugene.
Ten, kto śledził tegoroczny sezon lekkoatletyczny w kraju nie powinien być, co prawda zaskoczony, że Polska wywalczyła cztery medale na tej imprezie – takie były też zapowiedzi ekspertów. Teoretycznie wydawać by się mogło, że plan wykonany został w 100%, jednak same medale nie oddają w pełni tego, co działo się w USA.
Zacznijmy od rzutu młotem. Paweł Fajdek i Wojciech Nowicki zrobili swoje. Nie dało się tego wykonać lepiej. Fajdek ma patent na mistrzostwo świata… wywalczył tytuł już po raz piąty z rzędu i przed nim już tylko car tyczki, czyli Siergiej Bubka (tytułów 6 z rzędu). Konkurs stał na bardzo wyrównanym poziomie, gdyż aż 5 zawodników przekroczyło granicę 80 metrów – Polacy jednak wytrzymali presję znakomicie.
Chwilę później byliśmy świadkami sensacji podobnej do tej z Tokio, kiedy to po złoto igrzysk poszedł Dawid Tomala. Katarzyna Zdziebło wywalczyła srebro, miażdżąc przy tym rekord Polski na dystansie 20 kilometrów. Wydawać by się mogło, że znów dzieję się cud i mamy mocną kadrę w wielu konkurencjach… jednak tak się nie stało. Czekaliśmy cały tydzień i podziwiać przychodziło nam głównie reprezentantów USA, którzy po prostu zdawali się startować w innej lidze.

Rzuty już niepolskie
Nie mamy pchnięcia kulą, nie mamy rzutu dyskiem, nie mamy również rzutu oszczepem a pod nieobecność kontuzjowanej Anity Włodarczyk, która jest bliżej końca niż początku kariery, nie mieliśmy także kobiecego rzutu młotem. Finały konkurencji rzutowych, w których nie mieliśmy reprezentanta były z pewnością przykrym obrazkiem. Zaplecza jednak nie widać. Z pewnością, gdyby Maria Andrejczyk miała zdrowy bark rozniosłaby konkurencję, lecz niestety jak sama przyznaje dolegliwość jest już permanentna.
Oddana bieżnia
Na igrzyskach w Tokio odczarowaliśmy biegi – udało się wywalczyć aż 3 medale. Z Eugene wracamy bez żadnego. Najpierw sztafeta 4×400 m mikst z pierwszego miejsca podczas igrzysk spadła na czwarte w mistrzostwach świata, później zimny prysznic 800-metrowców na czele z Patrykiem Dobkiem. Dawno nie było sytuacji, żeby nasz specjalista od dwóch okrążeń nie zameldował się choćby w półfinale.
Honoru biegaczy broniła Sofia Ennaoui, która zajęła 5 miejsce w finale na 1500 metrów i trzeba przyznać, że zrobiła absolutnie wszystko, co mogła. Po dwóch latach nieobecności – spisała się znakomicie. Tutaj na podium nie liczyliśmy, jednak zacieraliśmy ręce na myśl o kobiecej sztafecie 4×400 metrów. „Aniołki Matusińskiego” najpierw biegały indywidualnie. Anna Kiełbasińska zameldowała się w finale – zajmując 8. miejsce. Natalia Kaczmarek po wspaniałych eliminacjach (50,21 sek.), w półfinale „zgasła”. Tłumaczyć się nie chciała, obiecując walkę w sztafecie… nie przypuszczała, że nie będzie mieć okazji w niej pobiec.
Biegnące w składzie: Justyna Święty-Ersetic, Iga Baumgart-Witan, Kinga Gacka i Małgorzata Hołub-Kowalik nie zdołały awansować do finału. Z czasem wolniejszym o ponad 9 sekund od rekordu kraju sprinterki zajęły 5 miejsce w swoim biegu. Hołub kończyła bieg z zakrwawioną stopą, gdyż Kanadyjka nadepnęła jej na nogę. Protestu nie uwzględniono – piękny sen, który trwał od 2016 roku – został przerwany.

Występ na medal
Jeśli na mistrzostwach przyznawałoby się jeden medal za czwarte miejsce – wówczas powędrowałby on do wieloboistki Adrianny Sułek. Podopieczna Marka Rzepki zapewniła nam dwa dni wspaniałych emocji w siedmioboju. Walczyła jak lwica, ustanawiając kilka rekordów życiowych, jednak wystarczyło to „tylko” na czwarte miejsce. Po 37-latach udało się poprawić rekord Polski wynikiem 6672 punkty. Jest to najlepszy wynik w historii MŚ, który… nie dał medalu.
Zapach podium
Kolejnym miłym akcentem był bez wątpienia występ Damiana Czykiera. Po raz pierwszy w historii mieliśmy płotkarza (110 m) w finale MŚ. I nie było tutaj przypadku. Damian w półfinale z nieco zbyt silnym wiatrem, pobiegł lepiej od własnego rekordu Polski. Widać było, że jest w życiowej formie. W finale wytrzymał presję. Po falstarcie Devona Allena z USA oraz kontuzji na rozgrzewce Jamajczyka Hansle Parchmenta w biegu zostało tylko sześciu zawodników. Czykier pobiegł bardzo poprawnie ocierając się o medal. Finiszował na „czwórkę”, jednak za występ trzeba mu wystawić 5 z plusem!
Sprinterzy jak długasi
Można powiedzieć, że najkrótsze i najdłuższe dystanse w polskiej lekkiej atletyce łączy jedno – nie liczymy się na świecie. Nie jesteśmy nawet w drugim szeregu. W biegach długich fizycznie nie było Polek i Polaków wcale. W sprincie – walczyła osamotniona Ewa Swoboda. Można śmiało napisać, że gdyby był dystans 40-metrów to Polka byłaby medalistką każdej imprezy. Na starcie zawstydziła nawet Jamajki. Jednak w drugiej części dystansu jak sama powiedziała „pociąg odjechał”. Skończyło się, zatem na półfinale. Sezon halowy zwiastował, że wreszcie uda się poprawić leciwy już rekord Polski na 100 metrów Ewy Kasprzyk, który dawałby awans do finału.
I tak mijały kolejne dni… Biliśmy brawo, głównie innym, czekając na chód. Katarzyna Zdziebło znów zmiażdżyła rekord Polski, tym razem na 35 kilometrów i znów cieszyła się ze srebra. Zrobiła coś niezwykłego! Zdobyła 50% medali całej reprezentacji. Dublet w kobiecym chodziarstwie zgarnęła Peruwianka Kimberly Garcia Leon i jak się okazało to wystarczyło, aby pokonać Polskę w klasyfikacji medalowej tych mistrzostw… Świat „odjechał”, lecz jeszcze bardziej „odfrunął” całej Europie. Mimo najsłabszego od wielu lat występu na tej imprezie Polska była jedynym reprezentantem Starego Kontynentu w pierwszej dziesiątce klasyfikacji medalowej (8 miejsce).
Z pewnością sezon poolimpijski do łatwych nie należy. Przez pandemiczne perturbacje już za 3 tygodnie zostaną rozegrana mistrzostwa Europy. Dwie imprezy, jeden sezon – część lekkoatletów wybrał ekonomicznie mniejszą konkurencję i wystąpi wyłącznie w Monachium. Z pewnością będzie tam więcej biało-czerwonych akcentów na podium. Oby, bo dziur lekkoatletycznych w wielu konkurencjach mamy naprawdę sporo a nic tak nie napędza dyscypliny jak sukcesy!
Autor: Maciej Żukiewicz – bbl Ożarów Mazowiecki